środa, 13 marca 2013

Rozdział VII


Uwaga. Dodałam jednego bohatera w zakładce "Bohaterowie." Jutro mam zamiar dodać kolejnego.
Uwaga nr. 2, dodałam także zdjęcia głównych bohaterów. ;)

                                                   Rozdział VII - "A po imprezie kac..."
                                                                   Dzień 372, 10.03
W nocy budziłam się trzy razy, dwa razy po wodę, bo mnie suszyło i raz przez ból głowy. Jak wstałam, wyglądałam, jak Chewbacka. I to dosłownie: z rozmazanym makijażem, potarganymi włosami, z cudzą szminką na policzku (nie mam pojęcia, skąd się tam wzięła). Szybko wszystko zmyłam. Była godzina dziewiąta. Mój język jeszcze nie powrócił do normalnego stanu - był suchy i obrzmiały - zresztą głowa też. Całe szczęście, że Tosiu... A, no właśnie powinnam do niego zadzwonić, że żyję, jeszcze... Zmierzyłam sobie cukier glukometrem. 110mg/dl, w normie. Co dziwne, chyba piłam samą wódkę.
Zadzwonił telefon. Poszłam odebrać.
 - Żyjesz? - zapytał Tosiu na wstępie.
 - Nie, wiesz? Umarłam, a teraz z tobą komunikuje się mój duch.
 - A... bo tak wczoraj wyglądałaś, musiałem cię zaprowadzić do twojego pokoju, a potem rozebrać - byłam pewna, że zrobiłam to sama. - Ile ty wypiłaś?
 - A skąd ja mam wiedzieć? Nie ja polewałam.
 - Dobra, to dzwonię do Tulipana.
 - Po, co? - nie jarzyłam.
 - Żeby się dowiedzieć, kto polewał, bo ja po dojściu do domu spałem na podłodze w korytarzu.
 - Okay, to cześć. Do jutra. Oddzwoń, jak się dowiesz.
 - Dobra. Do jutra.
                                                                                         ***
Tosiek zadzwonił godzinę później.
 - Hej, już wiem, kto polewał. I sorry, że tak długo, ale Tulipan powiedział, że mam zadzwonić do...
 - Dobra, tam, gadaj, kto to robił.
 - Pamiętasz tamtego blondynka, który się kręcił koło stołu?
 - No, i?
 - To on polewał. I Deo mi jeszcze powiedział, że on chciał cię przelecieć - odpowiedział. - Ale na całe szczęście, zabrałem cię z tamtąd, bo byłoby źle.
 - Dzięki.
 - Nie ma sprawy.
 - A Deo skąd o tym wie?
 - Bo go zwerbował.
 - Zabiję go. I tego blondynka też - powiedziałam mściwym głosem.
 - Pomogę ci, lubię Deo, ale teraz już przegiął.
 - Dobra, to spoko, jutro, okay?
 - Tak.
I się rozłączył.
Poszłam na dół się napić. Byłam wdzięczna Tośkowi, za to, że mnie z tamtąd zabrał. Ale no, cóż, tamten blondynek chciał ze mnie zrobić dmuchaną lalkę, a takich rzeczy się nie wybacza.
Zajrzałam do lodówki. Było mleko, wychyliłam pół kartona. Kurde, zapomniałam się Tośka zapytać, skąd ta szminka. Jutro to zrobię.
Zawlokłam swoje zwłoki na górę, usiadłam przy biurku i zaczęłam się uczyć z WOS-u. O dziwo, na kacu zawsze lepiej mi się uczyło. Z WOS-em uwinęłam się w trzydzieści minut. Potem przysnęłam.
Przez to wszystko nie zauważyłam, że zaczął padać śnieg...
Otworzyłam kompa. I napisałam na blogu:

"Wiecie co? U mnie pada śnieg! Ciekawe, jak długo się utrzyma? Mam nadzieję, że dłużej, niż te roztopy. :D Oby dłużej. Będzie, czym rzucać w kolegów na przerwach. xD I przepraszam, że wczoraj tak krótko napisałam, ale... Byłam na imprezie u kolegi, u kolegi - nie przyjaciela.
Do napisania jutro!
                                                                                                                                                      ~ Me."

1 komentarz: