czwartek, 24 października 2013

Rozdział XXXVIII

Uwaga, niedługo link od bloga z ja-na-swoim zmieni się na "never-fanfiction". Dziękuję.:D
Uwaga nr. 2 bardzo przepraszam, wszystkich, ale mam SZLABAN. Rodzice mnie zabiją. ;c


                                                  Rozdział XXXVIII - "PO MNIE".
                                                          Dzień 432, 9.05
Co się do diaska dzieje? Nie lubię szkoły. Będę to powtarzać do usranej śmierci. Nigdy nie będę nikogo zmuszać do nauki. Never. Choćby skały srały. Ale ja musiałam...
Podniosłam rękę.
 - Mogę iść zmierzyć cukier? - moja jedyna wymówka, by opuścić lekcję.
 - Oczywiście.
Wstałam i wybiegłam z klasy. Poszłam tam, gdzie zwykle - do łazienki. Zamknęłam się na klucz. Wyciągnęłam kosmetyczkę z plecaka, z niej glukometr i paski, igłę, insulinówki, a co najważniejsze.. telefon! Włączyłam bloggera.

"W szkolnym kiblu, mierzenie cukru. xd
                                                                                                                                                                   ~Me."

Dopiero po napisaniu tego posta, zajęłam się częścią praktyczną.
Swoją drogą, przez tą szkołę częściej chodziłam mierzyć cukier niż kiedykolwiek wcześniej.
 - Angel!
 - Czego?
 - Jesteś tu?
 - Chyba jak się odzywam, to jestem, co nie?
 - No, tak, ale profesor chce...
 - Chuj mnie obchodzi, co on chce - powiedziałam po polsku.
 - Żebyś już wróciła do klasy - dokończyła.
 - Dobra, już się pakuję - wrzuciłam wszystko do kosmetyczki, kosmetyczkę do plecaka, otworzyłam drzwi, przeszłam obok stojącej w drzwiach Evelin i ruszyłam w stronę klasy.
                                                                                                                   ***
W klasie położyłam rękę na ławkę, na nią głowę i przysnęłam. Do dzwonka było jakieś dwadzieścia minut.
                                                                                                                   ***
Obudziłam się po dzwonku, a raczej obudziła mnie Evelin.
Ciężko mi było unieść powieki. Dłonie nadal miałam zimne.
 - Zimno mi.
 - Nie gadaj, tylko chodź. Teraz biologia.
 - Nie, wiesz co? Ja się zmywam - powiedziałam.
 - Hey, nie możesz.
 - Mogę, kto mi zabroni.
 - Nie możesz, a co jeśli dyrektor cię przyłapie? - spytała.
 - A wiesz, ile mnie to obchodzi?
 - Nie.
 - Nic, ogarniasz? NIC - zaczęłam zgarniać, wszystko z ławki do plecaka.
 - Okay, twoja sprawa.
 - Nie można być ciągle kujonem - włożyłam słuchawki od telefonu do uszu i powoli zaczęłam się kierować w stronę wyjścia.
Coś tam za mną jeszcze krzyczała.
Wyszłam ze szkoły, ruszyłam od razu w stronę domu.
Ze słuchawek płynęła, jakże upojna piosenka "Teenage Dirtbag".
Odgarnęłam sobie grzywkę z oczu i zakręciłam z niej na palcu glutka.

"I'm just a teenage dirtbag, like you."

Ominęłam ulicę londyńską, szerokim łukiem. Aż dotarłam do swojego domu.
                                                                                                                   ***

"Czemu życie nie może być takie proste, jak na filmach? Albo w bajkach? Ludzie raz się w sobie zakochują, razem zaczynają i razem kończą. Życie jest pełne rozstań i powrotów. Nie ma określonej reguły. Nie da rady przewidzieć życia. A nawet jeśli dałoby radę, kto by w to wierzył?
Rozkmina by Me. xD
Nudzi mi się. I zimno mi. LOL. Chyba jestem chora. Zwiałam z lekcji. Hehe :D
                                                                                                                                                                   ~ Me.

Kurwa, ile jeszcze dni do wakacji? Ja chcę do Polski, trochę się odstresować, przynajmniej tyle. Pograć z kuzynkiem w badmintona...

"Co ja robię tu? Uuuuuuu.
Co ty tutaj robisz?"

 - What do I do with my life? Na razie zrobiłam z niego gunwo. - powiedziałam. - Wiesz, Angel, że gadanie samemu ze sobą jest uznawane za początki.. jakiejś poważnej choroby psychicznej? No, i chuj mnie to. Tyle mam do powiedzenia.
To całe 'Chuj mnie to' weszło mi tak w nawyk, jak palenie w Tośka. I prawie tak samo szybko.
Położyłam się do łóżeczka i nakryłam kołdrą. Poleżałam tak chwilę, po czym wstałam i zaczęłam kręcić się po pokoju.
Zadzwonił telefon domowy. Poszłam odebrać.
 - Dzień dobry, jest pan Mark?
 - Nie ma, mam coś przekazać?
 - Mogłaby pani mu powiedzieć, że jego córka uciekła dziś z lekcji?
PO MNIE.

piątek, 20 września 2013

Rozdział XXXVII

Uwaga, Dziękuję, Wam z całego serca, za te ponad 5500 wyświetleń. JESTEŚCIE wielcy. 

                                            Rozdział XXXVII - "2+2=69, powinnam spać..."*
                                                                 Dzień 429, 6.05

 - Chodź z nami.
 - Nie.
 - No, chodź, prosimy!
 - Nie! - sprzeczałam się z chłopakami. - Po, co?
 - Coś zobaczysz.
 - Po, co? Nie chcę tam iść.
 - Na jedną przerwę.
 - No, dobra, ale po dziesiątej muszę być na lotnisku - zgodziłam się.
Dwa palanty, obudzili mnie po siódmej telefonem i powiedzieli, że za piętnaście po mnie będą i że idziemy razem do szkoły. Czyżby klasa się za mną stęskniła? No, bo Tosia rozumiałam, że tęsknił za moją pomocą, ale Tulipan i cała szkoła? Nie lubiłam tej szkoły, ale na pewno nie bardziej, jak tej w Anglii. Pewnie Mister Teacher będzie się pytał, jak sobie radzę.. Ja jebię, wcale mnie nie przygotował, bo jak wyjedziesz do Anglii, czy tam Irlandii, to jak ktoś zada ci pytanie, to będziesz się zastanawiał, jakiego czasu użyć? Sorry, nie dla mnie, gościu. Ale i tak, będę się uśmiechać i potakiwać, jak zawsze. Chociaż powinnam dyrektorce powiedzieć, jak wygląda sytuacja.
 - Spoko, oddamy cię przed dziewiątą.
                                                                                                                  ***
Do szkoły doszliśmy przed pierwszą lekcją. Nie powiem, ale nieźle się przebiegłam. Czemu nie chciało mi się chodzić na w-f?
Kiedy weszliśmy do środka, praktycznie nic się nie zmieniło. Dziewczyny stały w grupkach, nieprzekraczających dziesięciu, a chłopaki, jak zwykle na fajku. U mnie w klasie były trzy dziewczyny, które paliły. Były to jedyne dziewczyny, które to robiły w tej szkole.
Nic nie słyszałam w tym gwarze, dopóki Kamil nie zasłonił mi oczu dłońmi.
 - Ej! Co ty robisz?! - wydarłam się, a po chwili usłyszałam głos Tośka, a raczej jego szept w moim lewym uchu:
 - Słyszysz mnie?
Kiwnęłam głową.
 - To namierz jedną rozmowę, obojętnie jaką i wsłuchaj się.
Długo nie mogłam 'namierzyć' żadnej rozmowy. W końcu usłyszałam, jedno zdanie:
 - A widziałaś ich zdjęcia?
Czyje zdjęcia? Jakie zdjęcia? O co tu chodzi?
Skupiłam się jeszcze bardziej.
 - A słyszałaś o tym, że ich jeszcze nie było w Polsce? Ciekawe, czy Me. o tym wie? A czytałaś, że się całowała z jednym z nich?
 - Dobra, nasłuchałam się wystarczająco - odwróciłam się i już miałam zamiar iść do wyjścia.
 - O, nie, nie tak szybko - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli pod ścianę.
 - Ale co ja wam zrobiłam?
 - Zmieniłaś tą szkołę. Wszystkie dziewczyny się teraz kochają w One Direction!
 - Ej! Co to, to nie ja, tylko moje drugie wcielenie.
 - Załóżmy, że ci wierzymy, ale... ty też Direktioner?
 - Tosiu, Dajrekszoner. Nie, ja nie mam tego parcia, na ich wygląd. Chociaż Niall jest niezły.. - ostatnie zdanie wyszeptałam Tośkowi do ucha, żeby Tulipan nie usłyszał.
 - Spoko - puścił mi oko.
 - Zresztą, pierwsza lepsza drama i połowa przestanie - dodałam.
 - Co to drama?
 - O, Bożę, Tosiek, ty nic nie wiesz?
 - No, wiesz, Angel - odezwał się Tulipan. - dla niego to czarna magia, jak matematyka. On nadal nie wie, czemu dwa plus dwa równa się cztery i w kółko mówi, że to sześćdziesiąt dziewięć, dajmy na to - chyba tylko ja wykryłam w tym zdaniu podtekst erotyczny.
 - Ooookaaay. Dobra, rozumiem. Tosiu, jak chce ci się ruchać, to no, nie wiem, znajdź sobie panią do towarzystwa**, albo nie wiem..
 - O co ci chodzi?
 - Sześćdziesiąt dziewięć? - uniosłam brwi.
 - Ja pierdolę - mruknął i kopnął Kamila w nogę z tyłu, a tamten się zaśmiał. - No, to co to ta drama?
 - Kłótnia. W sensie taka, że ktoś pisze, że na przykład.. no nie wiem, jak to wytłumaczyć..
 - Spoko, tyle mi starczy.
                                                                                                                   ***
Odprowadzili mnie po dziewiątej. Tak, więc zostało mi tylko czasu, żeby wrzucić do walizki najpotrzebniejsze rzeczy i dzwonić po taksówkę.
                                                                                                                   ***
Zimno mi się zrobiło. Siedziałam już u siebie w pokoju, przy komputerze i oglądałam teledyski. Wstałam, wzięłam z łóżka koc, przykryłam się nim i przekręciłam głowę tak, żeby opierała się o moje ramię.
                                                                                                                   ***
Obudziłam się u siebie w łóżku. Komputer był już wyłączony i zamknięty. Pytanie tylko: "kto był u mnie w pokoju?".
Wyszłam z ciepluśkiego łóżeczka i zeszłam na dół. Kurwa, niespodzianek im się zachciało. Trzy dni po urodzinach.
Ale nie, tam nikogo nie było. Pewnie nawet nie zasnęłam przed komputerem, tylko w łóżku. Często tak miałam.
Wróciłam powoli na górę, ziewając. Ja nie mogę, jutro szkoła. Wwaliłam wszystkie książki do plecaka i zaczęłam się tępo patrzyć w zegar, nim do mnie dotarło, że już dwadzieścia po północy. Powinnam spać, ale mimo, to zaczęłam płakać. Płakałam, płakałam i płakałam, póki nie zaczęłam szlochać. Gdy to nastąpiło, zaczęłam czkać. Nie wiem, nawet czemu płakałam. Nie pamiętam. A może.. nie chciałam pamiętać? Być może wymazałam powód z pamięci, jak każdy inny, kiedy płakałam...

________________________________________________________________________
*swoją drogą to podoba mi się nazwa tego rozdziału. :D
**chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. xD

5 kom. i następny! :D

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział XXXVI

Uwaga, zmieniłam username na tt od dziś jestem tam @Me_69_  > klik <.
Uwaga nr. 2 Zapomniałabym, dodałam nowego bohatera, hyhyhy, pewnie ciekawi Was kogo. xd

                                              Rozdział XXXVI - "Chyba nie dam rady..."
                                                              Dzień 427, 4.05
Tym razem, zupełnie inny sen... Śniło mi się, że Niall całuje mnie w czoło, ale co było wcześniej, a co dalej, nie pamiętam. Takie coś wyrwane zupełnie z kontekstu. A może nic wcześniej nie było..
Zadzwonił budzik.
Rzuciłam telefonem o ścianę - od razu się zamknął. Ale doskonale wiedziałam, że za dziesięć minut odezwie się komputer i tak, czy owak, będę musiała wstać i się ubrać. Ale do tego czasu zdążyłam przysnąć.
Po ósmej usłyszałam pierwsze nuty, a potem słowa:

"It's friday night, and I'm at the club,
talking to some girl..."*

A refren już leżałam na plecach, wybijałam rytm niewidzialnymi pałeczkami na niewidzialnej perkusji i śpiewałam:

"I am Rockstar,
I'm on tv, I drive in a fast car
You can't catch me,
I'm on the radio, and in magazines.
Baby I'm a Rockstar,
go home with me."**

Zaczęłam się zbierać do wyjazdu. Tak, jest. Wracałam do Polski, ale tylko na dwa dni. Do poniedziałku rano miałam wrócić, bo przecież szkoła...
Z podłogi pozbierałam wszystkie brudne ciuchy i wwaliłam je do kosza na brudy i od razu zrobiło się czyściej. Przynajmniej na podłodze. Nie lubiłam sprzątać. Nie wiem, czemu, ale wszystkie rzeczy dwa dni po sprzątaniu, leżały na podłodze. Ale to wszystkie, wszystkie. Najwięcej miejsca zajmowały książki do szkoły. Najczęściej raz na tydzień ustawiałam z nich stosik.
Wzięłam jeszcze misia. Mojego, różowego misia, z którym spałam. Nosek mu się wgniótł i ogólnie cały był spłaszczony, bo się kręcę w nocy. Co jak, co, ale mój mąż będzie miał przerąbane w nocy.
Zabrałam walizkę i zniosłam ją na dół. Ciekawe, czy tata by się obraził, gdybym wzięła jego samochód i pojechała sama na lotnisko.. Na pewno, bo potrafiłam prowadzić, a prawo jazdy to tylko formalność.
Tak naprawdę mogłabym stąd spierdolić w każdym momencie. Trzymała mnie tu tylko muzyka i tata. A odpędzał między innymi Harry Styles.
Przeczesałam palcami włosy i zakręciłam sobie grzywkę wokół palca. Od niedawna tak robiłam, bo wpadała mi w oczy. I na lewo, i na lewo. Zaczynała mi się kręcić.
                                                                                                                  ***
 - Co jest ważniejsze: kochać, czy być kochanym? Angel?
 - Według mnie kochać, bo jak kochasz, to nie ma już dla ciebie znaczenia, czy ktoś cię kocha.. Po prostu żyjesz tylko po to by zobaczyć tą osobę..
 - O, a, cóż, za sławna osoba wypowiedziała te słowa? - zażartował Tosiu.
 - Tą sławną osobę masz przed sobą - pokazałam mu język.
Znowu się bawiliśmy, tak, jak kiedyś, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Mieliśmy wtedy zaledwie po pięć lat.
Miałam to wszystko nagrane, cały filmik, na płycie. Zadawaliśmy sobie wtedy, takie życiowe pytania, przy okazji świetnie się bawiąc. Miałam to kiedyś opublikować, ale chyba nie dam rady. Nie zdążę.. spojrzałam na nacięcie, z którego sączyła się krew i kapała na podłogę..
                                                                                                                   ***
Obudziłam się. Początkowo chciałam krzyczeć, gdzie jestem, co się ze mną stało, ale po chwili przypomniałam sobie, jak Kamil mnie wnosił na górę. Dziękować temu człowiekowi. Tylko, gdzie on teraz jest?
Poryczałam się. On mnie zostawił. Tosiu, mówił, że mnie nie zostawi. Pewne pytanie brzmiało: "Której osoby nie zostawiłbyś nigdy w życiu samej?". I Damian odpowiedział, że mnie. Kłamca. Jak wszyscy.
Podeszłam do biurka, włączyłam laptopa i poczekałam na ten wspaniałomyślny dźwięk, odpalanego systemu Windows. Włączyłam twittera i napisałam tak zwaną "Direct Message" do Nialla:

"Nobody loves me. Do you love me?"

Poczekałam chwilę na odpowiedź.
Nic nie odpisał, więc dopisałam:

"Pięknie, nawet ty. ;c"

Wróciłam do łóżka. Nawet nie miałam zamiaru nikomu się pokazywać.

_______________________________________________________________
Hahah, nie zesrajcie się. 5 komentarzy i nowy. ^^

* Cytat.
** Również cytat z piosenki Rockstar, Room 94.

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział XXXV

Uwaga, dziękuję Wam za te ponad 5000 wyświetleń, nabijanych nawet jak mnie nie było!
Uwaga nr. 2 Ten rozdział macie, dzięki wspaniałomyślnej @RuHazzaa, która zrobiła dziś twitcama i napędziła mnie weną!
Uwaga nr. 3, zmieniłam username na tt, z powodu za bardzo podobnego do mojego nazwiska, od teraz jestem tam znana, jako '@Me_69_', miejcie link.

                      Rozdział XXXV - "Tonight, I'm gonna kick back and lose my mind..."*
                                                             Dzień 426, 3.05
Obudził mnie sen. Idiotyczny sen. Nawet nie pamiętam, jaki był, ale wiem, że miał związek ze Stylesem.
Wstałam. Podeszłam do komputera i odpaliłam sobie pierwszą lepszą piosenkę, zapisaną pod tagiem: "#Roock 94". Zawsze zapisywałam tagami piosenki na pulpicie. Tagiem i nazwą gatunku. Przyzwyczajenie z dzieciństwa. Odkąd zaczęłam interesować się muzyką, a było to w wieku ośmiu lat.
Trafiłam na Tonight, "Pokoju Dziewięćdziesiątego Czwartego". Refren idealnie opisywał moją sytuację.
Potem powoli przestawiłam się na pop. A gdy już to nastąpiło, wyszłam z pokoju. Po chwili cofnęłam się z powrotem. Sprawdziłam, który dzisiaj. Tak, jest! Wreszcie. Piątek. Trzeci maja. Moje urodziny i dzień zdjęcia gipsu. Ja pierdolę, kolejne urodziny w szpitalu. No, ale YOLO.
Wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół, do kuchni. Przed lodówką przygryzłam jeden policzek od wewnątrz. Nie było nic do żarcia. Dobra, tam, przeżyję. Wzięłam szklankę i butelkę coli, stojącą przy lodówce. Wypiłam trzy szklanki. Odstawiłam szklankę do zlewu, a colę do lodówki. Pobiegłam na górę, do łazienki. Szybko się przygotowałam. W dziesięć minut byłam gotowa.
Wstąpiłam, jeszcze na chwilę do pokoju, sprawdzić, która godzina. Ósma trzydzieści. Że co? To, o której ja wstałam? Niestety nie mam pojęcia. Co ja teraz będę robić? Trzy razy zdążę się zabić, nim ciocia przyjedzie. Nie chcę być sama, bo wiem, że zrobię coś głupiego. Włączyłam skype'a w komputerze. A nuż, ktoś jest dostępny. Nawet z wrogiem, bym sobie pogadała. Nie, nobody. Weszłam na facebooka. No, tak, na fejsie już kilka osób więcej. A mianowicie trzy: Elizabeth, Zuza i Tosiu. Elizabeth była z Anglii. A dokładniej z Coventry, czy jakoś tam tak.. Zuza z Polski, a dokładniej, gdzieś z pomorza, a Tosiu, to Tosiu. On mógł siedzieć na fejsie w każdym miejscu na ziemi.
Wyszłam z "fejsbuka". Nie było tam za wiele do roboty. Nikt nie "lajkował" moich postów, ani nic. Po prostu wszyscy mnie ignorowali.
                                                                                                                ***
Pojechałam z ciocią do Szpitala. Zdjęli mi gips.
Gdy wracałyśmy do domu, chciałam jej opowiedzieć o tym wszystkim, co spotkało mnie od poznania Nialla, ale nie mogłam. Praktycznie jej nie znałam, więc jak miałam się jej zwierzać. Nikomu praktycznie tego nie robiłam. Nikt mnie nie znał. Nikt nic o mnie nie wiedział. Nikt... tylko ja. Zostałam zostawiona sama sobie. Tylko ja.. i Sunny. Chociaż nawet kotu nie zdradzałam za wiele. Do nikogo nigdy się nie przywiązywałam za bardzo. Nigdy nie otwierałam się na innych. A czemu? Bo bałam się, bałam się, że jeśli się kiedyś rozpłaczę, uznają mnie za osobę słabą. Nigdy nie płakałam. Prawie nigdy. Tylko raz w życiu popłakałam się przy kimś, a było to w tamtym miesiącu... Tak, to tylko u siebie w pokoju. Chyba, że dawno temu.. Jak byłam jeszcze dzieckiem..
                                                                                                                 ***
 - Angel.. Angel... - słowa z oddali, tak, jakbym zemdlała.
 - Co? - odburknęłam.
 - Jesteśmy w domu.
 - O, to zajebiście, ale daj mi spać.
 - W moim aucie?
 - Dobra - westchnęłam. - Już idę.
 - To do zobaczenia - i odjechała.
Super, znowu samemu w domu.
                                                                                                                  ***

"Nienawidzę tego miejsca. Po prostu pewien osobnik Homo Sapiens mnie wkurzył i to na poważnie. Że niby gej, a potem cię całuje. Zdecyduj się, jesteś z Louisem, czy wolny!
                                                                                                                                                                  ~ Me."

Chciałabym wyjechać, gdzieś daleko.. na drugi koniec świata.. ale on wszędzie będzie. Bo ma trasę. Ale w Polsce.. go nie będzie..

Zatarłam ręce i położyłam się spać.

_____________________________________________________________________
*Fragment piosenki "Tonight" Room 94. "Dziś wieczorem, mam zamiar usiąść i zwariuję".

Jak będzie pięć komentarzy daję nowy rozdział!! Tylko jeden komentarz od jednej osoby się liczy. ^^ (Zemsta jest słodka, Justyna...)

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział XXXIV

Uwaga, dziękuję Wam, ludziki, za te ponad 4000 wyświetleń o, tutaj, obok --------------------------->, Jak również, za dzisiejsze 109. No i dziś miałam dodać jedną część tego rozdziału, ale dam Wam dwie. ;D Kocham Was!
Uwaga, nr. 2 mam tu dla Was o takie coś, wyraźcie swoją opinię.

                                                               Rozdział XXXIV
                                                               Dzień 415, 22.04*
Ciekawe, jakby wyglądało ich życie bez x-Factora? Nigdy nie oglądałam, takich teleturniejów - polską edycję obejrzałam może ze dwa odcinki... A gdybym ja tak poszła do x-Factora? Nie, nie nadaję, się do tego. Nie umnę śpiewać.

'Okay,
but I don't wanna play,
in this game
with you baby.'

Yafud! Podrapałam się po głowie i wyłączyłam wyszukiwarkę grafiki. Wzięłam spinkę do włosów i spięłam je z tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Szkoda, że są trzy światy... Tak samo z ludźmi, są trzy kategorie: Bogaci, średnio bogaci i biedni. Ja należę do tej drugiej kategorii, tata do pierwszej. Nigdy mi nie dawał pieniędzy, w ogóle o nie nie prosiłam. Od piętnastego roku, życia miałam swoje konto w banku.
                                                                                                      ***
Szłam ulicą, jak wszystkie inne w tym miasteczku. Na nosie miałam moje ciemne okulary od Vogue. Miałam też przyciemniane Ray-Bany, ale one leżały na dnie szafki. Nie lubiłam nosić okularów, które nic nie zmieniały w wyglądzie otoczenia, oprócz, przydawania mu białych kropek...
Weszłam do piekarni i zobaczyłam... Ja pierdolę wyprowadzam się do Islandii. Zobaczyłam nikogo innego, jak mojego prześladowcę, łamacza dziewczęcych... rąk... Ja pierdolę Harry'ego Stylesa. Były z nim kamery. Ja pierdolę, przeprowadzam się na Syberię. Islandia to za blisko i tam są ludzie... mogą mnie rozpoznać. Całe szczęście, że miałam swoje lustrzanki, to nie zwrócił na mnie zbytnio uwagi.
Wiedziałam, że chłopaki kręcą film "1D in 3D", ale tytułu nie kojarzyłam i nie sądziłam, żeby, aż tak ich wzięło. Przecież napisali już książkę...
Wyjęłam z kieszeni spodni stary paragon i długopis i nakreśliłam na nim parę angielskich słów:

"Let's meet, London Road at 4pm."**

Zgniotłam papier i rzuciłam nim w tył jego głowy. Co za cel!
Po czym szybko wybiegłam z budynku.
                                                                                                       ***
Dostałam gęsiorka. Deszcz zaczął padać. Przemokła mi bluza od dresu, z napisem: "Let's go running!" pod dwoma adidasami ze sznurówkami. Nigdy w życiu się nie jogowałam. Na w-f-ie też. Łaziłam kiedy musiałam coś zaliczyć, a na resztę zajęć miałam lewe zwolnienia od ojca.
Przez deszcz niewiele widziałam - lało jak z cebra - ale dalej się rozglądałam.
Nagle stanął obok mnie.
 - Hey.
Okay, stay strong, stay strong.
 - Posłuchaj, nie bardzo mi się chce, spotykać cię tak często.
Bawił się moimi sznurówkami od bluzy.
 - I? - stanął przede mną i się uśmiechnął.
 - I... i... - zaczęłam szczękać zębami.
 - Chodź do mnie do domu, to tamten - puścił sznurówki i wskazał budynek.
 - Okay - i to był największy błąd mojego życia, nie wiedziałam, że pociągnie za sobą takie konsekwencje...
Wsadziłam ręce do kieszeni i ruszyłam za nim.
                                                                                                        ***
 - Mom, where is Dusty?
 - Dusty? - spytałam.
 - Tak, mój kot.
Poczułam jak coś ociera mi się o łydki. Spojrzałam w dół. Nie, to nie był jego penis. (xD ja nie mogę z moich skojarzeń, xD ~ Taka uwaga od prawdziwej Me.).
 - Słuchaj, czy ten kot jest cały czarny z białym krawatem?
 - Yeah, a co?
 - Chodź tu, to zobaczysz.
Wyszedł z salonu i zaczął się śmiać, na widok mnie przemoczonej z kotem u stóp.
 - Ja pierdolę - mruknęłam po polsku. - Tak, tak, bardzo śmieszne, ale możesz ją już zabrać?
 - Poczekaj, zrobię ci zdjęcie i na instagrama - powiedział chytrze.
 - Nie zgadzam się!
 - No, dobra, tylko zdjęcie, a potem ci przyniosę jakieś suche ciuchy - wyjął telefon.
                                                                                                             ***
Dusty się na mnie uparła. Wszędzie za mną łaziła i nic nie mogłam zrobić, by się jej pozbyć.
Harry dał mi jakąś koszulkę z napisem: "I HAVE NO CAR, I HAVE NO MONEY, I HAVE NO GIRL, BUT I'M IN A BAND", co dziwne była dla mnie idealna. Jedynie rękawy były trochę za szerokie. Musiał w niej chodzić jakieś dwa lata temu...
Kiedy wyszłam z łazienki, spytał:
 - Grasz w SCRABBLE?
 - Czasami.
Walnął piorun, zostałam uwięziona w tym domu...
 - No, to chodź, zagramy.
Poszłam do salonu, a on na górę po grę. Usiadłam na jedynym fotelu, a kot obok, na oparciu.
                                                                                                             ***
 - Powiedz mi, jak to jest mieszkać daleko od ojczyzny i nie móc rozmawiać w jej języku, bo nikt cię nie rozumie? - spytał, gdy chowałam literki do rękawa.
 - A ty mi powiedz, jak to jest być na tyle głupim, by pytać o coś, co będzie cię już niedługo dotyczyło? - zerknęłam na niego bokiem. - Ale chyba "kurwa" rozumiesz?
Pokręcił głową.
 - Wiesz, że rok temu miałam mieć F z angielskiego na koniec roku? - podałam mu torebkę z literkami i spojrzałam na niego po raz drugi. - Nie możesz uwierzyć, prawda?
 - I co? - potrząsnął woreczkiem.
 - I obkułam się wszystkich regułek i zaliczyłam, ale te regułki mają kijowe zastosowanie w praktyce.
Włożył rękę do środka.
 - Wychowałem się na tej grze...
 - No to zazdroszczę, bo ja wychowałam się na "kółku i krzyżyku" oraz "statkach" - wtrąciłam.
 - Więc nie myśl sobie, że tak łatwo wygrasz ze mną w tą grę - wyjął rękę i położył na środku planszy literkę "U". - Zaczynasz.
 - Hurt. Teraz ty.
                                                                                                               ***
Wygrał. Zostały mi trzy literki.
 - Jeszcze raz?
 - Pewnie.
Ktoś wyszedł z pokoju obok, przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach salonu.
Wstałam.
 - Mamo, to jest Angel. Angel, moja mama, Anne.
 - Dzień dobry, pani.
 - Nice to meet you, Angel. Gracie w SCRABBLE? No, to nie przeszkadzam - i usiadła między mną, a Harrym.
 - Wiesz, że też mam kota? Moje Słoneczko?
                                                                                                               ***
Mama Harry'ego mi pomagała, rzucając od czasu do czasu słowa, które mogłabym ułożyć ze swoich liter. Tak, że wygrałam, a Harry na koniec zrobił zdjęcie planszy i powiedział, że zobaczę je, jak wejdę na twittera. Pewnie na IG włożył...
Deszcz przestał lać, tuż przed zachodem.
Rozejrzałam się po pokoju.
 - Chyba będę się już zbierać.
 - Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się.
 - Nie trzeba, to zaraz za rogiem.
 - Mamo, a jest Gemma?
 - Tak - odpowiedziała jego rodzicielka. - U siebie w pokoju.
Pobiegł na górę, a gdy zbiegł, stałam już gotowa w ganku. Pamiętam, że u wujka w Poznaniu, też był ganek. W zimę zawsze było tam zimno.
 - Gemma cię nie odprowadzi, bo jest zajęta.
 - Okay, sama się przejdę.
                                                                                                               ***
Stanęło na jego.
Po drodze wyjęłam telefon. Na bloggerze napisałam: "HS odprowadza mnie do domu." i weszłam na TT. Istagram Harreha znalazłam bez trudu. Dość długo mi się ładował, więc go wyłączyłam.
 - Coś zbyt często noszę wasze ciuchy.. - stwierdziłam.
 - Nieprawda, nasza fanka dałaby się zabić za te ubrania i nosiłaby je cały czas. But you.. you're different.
 - Bo ja interesuję się zupełnie inną muzyką, poza tym, nie podobacie mi się, a ciebie do tego nie lubię.
 - Kłamiesz.
 - Nie, jestem całkowicie szczera - byłam szczera, tak przynajmniej myślałam.
 - To.. czemu mnie nie lubisz?
 - Bo uważasz, że możesz mieć każdą nawet mnie...
 - Wcale tak nie uważam. Ja po prostu pierwszy raz widzę dziewczynę, z poza tej branży, która nie piszczy na nasz widok. Poza tym.. I'm gay - dodał z sarkazmem. - Więc chyba rozumiesz.
 - I co? I to jest takie dziwne, że dziewczyna woli Reagge od Popu? Poza tym bez swoich loków straciłeś ten urok, w czasach x-Factora wszyscy fajniej wyglądaliście, albo chociaż rok temu. I nie przyszło ci czasem do głowy, że mogę kogoś mieć?
 - Dwa razy nie. Jeszcze raz i wylatujesz - zaśmiał się. - Czyli, że rok temu umówiłabyś się ze mną?
 - Opanuj Downa, tego nie powiedziałam.
 - Ale chciałaś powiedzieć.
 - Jesteś chory.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, które mi ciążyło.
 - Zaśpiewaj mi coś - odezwałam się wreszcie.
 - Nie, ty pierwsza, obiecałaś coś Niallowi - nawet o tym zapomniałam, że mu to obiecałam.
Zaśpiewałam mu te trzy zwrotki.
 - Teraz ty. "Kiss you".
 - Jak na "nie naszą fankę", sporo o nas wiesz.
 - Uważaj, lepiej - powiedziałam oschle.
 - Czemu?
 - Bo jestem czarownicą.
 - Tak? - uniósł jedną brew. - No, to zaczaruj mnie.
 - Zero magii poza Hogwartem, sorry, takie zasady.
Znowu milczeliśmy.
 - No, zaśpiewaj.
 - Wkręciłaś mnie? Z tym Hogwartem?
 - Można tak powiedzieć. Ale dałeś się nabrać?
Pokręcił głową.
 - A teraz śpiewaj, jak ten słowik.
Zaśpiewał. Refren, a gdy doszedł do "Let me kiss you" obrócił mnie przodem do siebie i pocałował.
Waliłam go, kopałam po łydkach, szczypałam i żałowałam, że moje kolana nie sięgają jego krocza. W głowie mi się pomąciło. A ja mu uwierzyłam, chujowi jebanemu!
Łzy zaczęły mi ciec po policzkach. Straciłam jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedyś będę w stanie komuś tak zaufać. Byłam pewna, że nabiłam mu parę ładnych siniaków, bo złapał mnie za ramiona, tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Ile to takie może mieć siły? Na pewno dość, by zatrzymać przy sobie dziewczynę. Zdrajca.
Nagle poczułam zapach, który mnie obezwładnił. Cytrynowo-piżmowy. Uwielbiałam zapach cytryn i piżma, a ich połączenie...
Rozluźniłam się na maksa, niemal spałam. Kolana się pode mną ugięły, ręce przestały wyrywać. Grawitacja zaczęła działać na mnie dwa razy mocniej, niż dotychczas. Nic mnie już w pionie nie trzymało, prócz jego rąk.
Większość ludzi, żałuje, że nic nie zrobiła, ja żałuję, że robię za dużo. Wcale go nie lubiłam, a tym bardziej go nie kochałam, on chyba mnie też, bo całował, jakoś tak, bez przekonania. Chociaż to może była trochę moja wina, bo się stawiałam. Byłam z siebie dumna, że tak długo dawałam radę.
Puścił mnie dopiero po minucie. A ja sekundę później słyszałam, jak woła za mną moje imię. Uciekłam z tamtąd nim mój gips zdążył się zbliżyć do jego twarzy.
Wpadłam do domu i zatrzasnęłam drzwi. Obsunęłam się po nich i zaczęłam ryczeć.
Ktoś zapukał.
 - Angel...
 - Nie! Idź sobie! Zostaw mnie! - wrzasnęłam.
 - Angel, ja... przepraszam, wynagrodzę ci to, tylko powiedz, co mam zrobić.
 - Najlepiej sobie idź.
 - Nie, zostanę tu, póki mnie nie wpuścisz, nie pogadamy i nie zobaczę twojego uśmiechu.
Telefon mi zawibrował w kieszeni. "Tuli pan". Rzuciłam go w kąt.
 - Wiesz, że chłopaki trzy dni wychodzili z kaca po tym "najlepszym świństwie"? - zaśmiałam się histerycznie. - A Louis zjadł na śniadanie pięć galaretek, a potem rzygał tęczą. Niby najstarszy... W każdym razie nasza Lux się nie gniewa, za to, że podbierasz nam ciuchy.
 - Daj mi o sobie zapomnieć - gdy to mówiłam, pomyślałam o jego zapachu i jego wargach. Tylko te dwie rzeczy mi się w nim podobały. Reszta to była inna bajka. - Co ja zrobiłam? - szepnęłam.
 - Chciałbym mieć taką córkę, jak Lux.
 - Kto to jest Lux?
Telefon mi zapiszczał.
 - Zobacz telefon.
Podeszłam na czworaka do telefonu. Odblokowałam go i dotknęłam palcem koperty na wyświetlaczu. Otworzyła się wiadomość MMS. Na zdjęciu zobaczyłam małą dziewczynkę z blond włoskami. Miała dorysowane kocie wąsy farbką. She looks sweet.
Zeszłam na dół.

"Kojarzysz tą dziewczynkę? H.S."

Kojarzyłam ją skądś. Wreszcie sobie przypomniałam.
 - Córka waszej stylistki - nie kojarzyłam imienia tej kobiety, ale widziałam ją parę razy na zdjeciach. - Cute.
 - Otóż to, fajna jest.
Oparłam głowę o ścianę.
 - Nie rób tego więcej i idź sobie.
 - Please tell me a lie***.
 - But... I don't lie, I can not do this.
Znowu mi piknął telefon. Tym razem jego zdjęcie, chyba ze świąt, bo miał na sobie strój elfa. Też wyglądał słodko.

"Przepraszam. Spóźniony prezent. :)"

Odpisałam:

"You were the cutest elf. But I'm not forgiving you now."****

Odpowiedź dostałam minutę później;

"OK"

                                                                                                                ***
Słońce powoli zachodziło. Drzwi mu otworzyłam dopiero wtedy, gdy powiedział, że będzie tam spał. Swoją drogą to był bardzo uparty.
 - Dobra, właź - powiedziałam. - Ale jeszcze ci nie wybaczyłam. Robię to tylko dlatego, żebyś już poleciał do Londynu.
Wszedł do środka. Starał się unikać mojego wzroku, ja podobnie.
 - Liczyłem, że krócej będziesz się opierać - rzekł do mnie przy stole. Nie wiedziałam, czy chodzi mu tylko o te drzwi, czy o to całowanie.
 - No, to się przeliczyłeś. Nigdy więcej tego nie rób, jasne? Ja mam chłopaka.
 - Kogo? - w słabym świetle jego oczy lśniły. Patrzył na mnie. - Dobrze, Aniołku.
 - Nie znasz.
Zanucił:

"Did I do something stupid?"*****

 - And what do you think?
 - I don't know.
Siedzieliśmy tak jakiś czas.

"It's a beautiful night,
We're lookin' for somethin' dump to do.."******

Znowu nucił. Wkurwiał mnie już tym. Postanowiłam zająć go rozmową.
 - Wiesz, co? Zakochałam się. Jakieś trzy lata temu. W twoich lokach. A teraz.. teraz mnie już tak nie pociągają. Poza tym, to było dawno i nieprawda - szepnęłam.
 - Gdyby to była nieprawda, nie mówiłabyś mi tego. Więc czemu zrezygnowałaś z tej miłości?
 - 'Cause I met Tosiek.
 - Tosiek, to twój chłopak? - spytał.
 - Nie, ale też ma loki i był bliżej. A teraz... - rozpłakałam się i zakryłam twarz dłońmi.
 - Hey, no, spokojnie, nie płacz. Proszę cię nie płacz - starał się mnie uspokoić. - Masz wspaniały uśmiech, więc nie płacz i uśmiechnij się do mnie - pogłaskał mnie po ramieniu.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
 - Przepraszam, naprawdę przepraszam - przetarłam oczy dłońmi, mimo, że łzy nadal mi z nich ciekły. - Ale ja... - zaczerpnęłam głośno powietrza.
 - A tak właściwie, to czemu do Nialla uśmiechasz się tak fajne, a do mnie już nie?
 - Bo nie jestem pustą lalką i nie szukam tu miłości.
 - Ach, no, tak, mówiłaś już.
 - O, serio? Bo nie pamiętam - sarknęłam. - Zresztą, who do you think you are? Who do you think I am?*******
 - No, właśnie nie wiem.
Znowu zapadła cisza.
Wstałam. Otworzyłam szafkę po mojej prawej i wyjęłam z niej paczkę dumli. Otworzyłam ją, wyciągnęłam cukierka i położyłam paczkę na stole.
 - Chcesz? - odwróciłam ją w jego stronę. - Potem się będę faszerować insuliną - dodałam widząc jego wzrok.
Wziął jednego.
 - Dobre te cukierki - powiedział po chwili.
 - Pierdolisz? - znowu się z niego nabijałam.
 - Nie - uśmiechnął się szczerze.
 - Zaraz będziesz musiał iść.
 - Czemu?
 - Bo mój tata wraca z pracy, obiecał mi to.
 - A twoja mama? - zapytał.
 - Nie żyje - odpowiedziałam bez emocji. - Rąbnęła w drzewo samochodem.
 - Przykro mi.
 - Wcale nie musi ci być przykro.
 - Ale jest.
 - Szkoda - powiedziałam na koniec. - Musisz już iść.
Wstał i zaczął kierować się do drzwi.
 - Zadzwoń, kiedyś.
 - Tak, tak, jasne. Nigdy, nawet w twoich najśmielszych snach - pożegnałam go, ale zdążył zamknąć drzwi, nim powiedziałam ostatnie zdanie.


_______________________________________________________________________
*Jeśli chodzi o tą datę, to nie wiem dokładnie, czy Harreh, był wtedy w Holmes Chapel, ale reszta zgadza się ze stroną informacyjną o 1D na fejsie i z tym, co piszą na TT.
**"Spotkajmy się na Londyńskiej ulicy o 16.00".
*** Cytat. ;)
****"Byłeś najśliczniejszym elfem, ale nie wybaczę ci teraz."
***** Cytat.
****** Kolejny cytat.
*******Jeszcze jeden cytat. ;)

Moją inspiracją do napisania tego rozdziału były piosenki ROOM 94 z albumu Loud Noises i nie tylko. ;)

No i teraz pytanko: "Dlaczego pójście z Harrym do jego domu, było błędem?"
No i tu macie odpowiedź.

Rozdział XXXIII

Uwaga, nr. 1 Udało się, ale ramię mnie zajebiście boli. ;/
Uwaga nr.2 Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania! ;D

                                              Rozdział XXXIII - "Niall would like sing it"
                                                             Dzień 411, 17.04
Dość źle spałam tej nocy. Trzy razy się budziłam, a potem długo nie mogłam zasnąć. Nie mam pojęcia, czemu.
Po piątej ich czasu, przebudził mnie dźwięk telefonu. Jakiś nieznany numer.
 - Hallo?
 - Hey, Aniołku.
Miałam ochotę mu zaśpiewać: "Bujaj się, bujaj się, nie zobaczysz więcej mnie." - fragment piosenki, którą Tosiu śpiewał do pani od niemieckiego, na praktycznie, każdej lekcji - ale spasowałam na zgrzytnięciu zębami.
 - Zabiję cię, zakopię i dla własnej satysfakcji, odkopię, wskrzeszę, zabiję jeszcze raz i powtórnie zakopię.
 - But... why?
 - 'Cause idiots are everywhere.
 - A wiesz, Aniołku, że dwudziestego pierwszego kończymy trasę po Anglii i Irlandii? - spytał.
                                                                                                    ***
Przegadaliśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Ale sporo się od niego dowiedziałam, między innymi, że ostatni koncert z trasy po Anglii i Irlandii grają w Manchesterze, a potem jadą do Francji i do Niderlandów. Powiedział mi jeszcze, że więcej mi nie powie, bo się wkurzę, a ja zgrzytnęłam zębami - jak chciał to potrafił być naprawdę uparty. Wybłagał ode mnie jeszcze jeden fragment mojego wiersza:

'I,
wanna be tonight,
here for while,
with you baby.'

Bo jak powiedział, "Niall would like sing it.", a ja powiedziałam, że więcej mu nie powiem i też byłam uparta...
                                                                                                     ***
Reszta dnia minęła mi kijowo. Nie miałam co robić. Pisać mi się nie chciało, ogólnie jakaś przymulona chodziłam. Nie wiem, czemu... Może dlatego, że się nie wyspałam. Po prostu kręciłam się w te i we w tę.
                                                                                                      ***
Nim poszłam na górę, umyłam się w łazience. Miałam naprawdę mało kompleksów. Po prostu akceptowałam siebie i swój wygląd. Jedyne, co mnie wkurzało to moje paznokcie. Strasznie się rozdwajały...

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział XXXII

Uwaga, nr. 1 sorki ludzie, że ostatnio rzadziej tu dodaję, ale ramię mnie zakurwiście boli wieczorami. A nie bardzo mogę jedną ręką pisać. Ale niedługo jadę do lekarza z rodzicami i to minie. Dziś napisałam dwa zdania i starczy... jprdl. Przepraszam, naprawdę, postaram się coś dodać w niedługim czasie. Najpewniej będzie to część tego rozdziału. No i dziś miałam jeszcze przepisać referat na WOK, ale brat oczywiscie musiał go zalać wodą i jutro będę pisać od nowa... jprdl. -.-
Edit. Uwaga nr. 2, jednak udało się cały przepisać... jeee.

                 Rozdział XXXII - "Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
                                                                        Dzień 410, 16.04
Złość minęła mi dopiero rano, kiedy poszłam do łazienki i nalałam pełną wannę. Dolałam też mojego ulubionego, brzoskwiniowego szamponu - piana była większa. I zanurzyłam się w ciepłej pianie...
                                                                                                   ***
Poskładałam swój telefon - trochę mi to zajęło. Ale jednak... dychał! Jest, tak jest i tak ma być! Żyje. To żyje. It live!
Weszłam na twitera. I napisałam tweeta z fragmentem mojego wiersza:

"So,
I don't want to blow
it, because I love
you baby."

Miałam jeszcze pięć zwrotek, czy tam strof, jak je nazywała "pani profesor". Nikt tam nie był nigdy, ba, nawet nie widział wyższej uczelni, ale mimo to tradycja zobowiązuje. Pytanie tylko, "jaka tradycja?". Tosiu, co każdą lekcję do baby od WoK-u mówił: "Pani profesor..." rok temu i wiedział, że ona tego nie lubi.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
                                                                                                    ***
Na obiad zrobiłam sobie to co zwykle jadałam w Polsce: zupkę chińską i dumla, zapiłam szklanką soku. Radziłam sobie i nadal radzę, bo przecież już raz miałam taki okres, że nic nie jadłam z powodu pustek w lodówce i piłam tylko kranówę. Nie chciałam do tego wracać.
                                                                                                    ***
Szczena mi opadła. Gapiłam się w pięć tysięcy RT i tyle samo gwiazdek, pod ostatnim tweetem. Było tam też czterysta odpowiedzi. Większość mnie nie interesowała i brzmiała: "To twoje?" Znalazłam jedną polską od @RuHazzaa, od razu ją follownęłam. Pisała, że mi zazdrości bycia followowaną, przez chłopaków.

"Kocham cię! <3 :**" - odpisałam.

Zapytała też skąd ich znam.

"Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"

Miałam nadzieję, że satysfakcjonują ją moje odpowiedzi. Ale dopiero później dowiedziałam się, że to follownięcie było błędem. Przecież nie bez przyczyny, wybiera się sobie @username "@RuHazzaa", ciągnie mi to trochę "Ruchaniem".
Przeleciałam jeszcze z góry na dół, wszystkie odpowiedzi i nie znalazłam więcej nic ciekawego.

Zostało mi tylko czekać na noc...