Uwaga, niedługo link od bloga z ja-na-swoim zmieni się na "never-fanfiction". Dziękuję.:D
Uwaga nr. 2 bardzo przepraszam, wszystkich, ale mam SZLABAN. Rodzice mnie zabiją. ;c
Rozdział XXXVIII - "PO MNIE".
Dzień 432, 9.05
Co się do diaska dzieje? Nie lubię szkoły. Będę to powtarzać do usranej śmierci. Nigdy nie będę nikogo zmuszać do nauki. Never. Choćby skały srały. Ale ja musiałam...
Podniosłam rękę.
- Mogę iść zmierzyć cukier? - moja jedyna wymówka, by opuścić lekcję.
- Oczywiście.
Wstałam i wybiegłam z klasy. Poszłam tam, gdzie zwykle - do łazienki. Zamknęłam się na klucz. Wyciągnęłam kosmetyczkę z plecaka, z niej glukometr i paski, igłę, insulinówki, a co najważniejsze.. telefon! Włączyłam bloggera.
"W szkolnym kiblu, mierzenie cukru. xd
~Me."
Dopiero po napisaniu tego posta, zajęłam się częścią praktyczną.
Swoją drogą, przez tą szkołę częściej chodziłam mierzyć cukier niż kiedykolwiek wcześniej.
- Angel!
- Czego?
- Jesteś tu?
- Chyba jak się odzywam, to jestem, co nie?
- No, tak, ale profesor chce...
- Chuj mnie obchodzi, co on chce - powiedziałam po polsku.
- Żebyś już wróciła do klasy - dokończyła.
- Dobra, już się pakuję - wrzuciłam wszystko do kosmetyczki, kosmetyczkę do plecaka, otworzyłam drzwi, przeszłam obok stojącej w drzwiach Evelin i ruszyłam w stronę klasy.
***
W klasie położyłam rękę na ławkę, na nią głowę i przysnęłam. Do dzwonka było jakieś dwadzieścia minut.
***
Obudziłam się po dzwonku, a raczej obudziła mnie Evelin.
Ciężko mi było unieść powieki. Dłonie nadal miałam zimne.
- Zimno mi.
- Nie gadaj, tylko chodź. Teraz biologia.
- Nie, wiesz co? Ja się zmywam - powiedziałam.
- Hey, nie możesz.
- Mogę, kto mi zabroni.
- Nie możesz, a co jeśli dyrektor cię przyłapie? - spytała.
- A wiesz, ile mnie to obchodzi?
- Nie.
- Nic, ogarniasz? NIC - zaczęłam zgarniać, wszystko z ławki do plecaka.
- Okay, twoja sprawa.
- Nie można być ciągle kujonem - włożyłam słuchawki od telefonu do uszu i powoli zaczęłam się kierować w stronę wyjścia.
Coś tam za mną jeszcze krzyczała.
Wyszłam ze szkoły, ruszyłam od razu w stronę domu.
Ze słuchawek płynęła, jakże upojna piosenka "Teenage Dirtbag".
Odgarnęłam sobie grzywkę z oczu i zakręciłam z niej na palcu glutka.
"I'm just a teenage dirtbag, like you."
Ominęłam ulicę londyńską, szerokim łukiem. Aż dotarłam do swojego domu.
***
"Czemu życie nie może być takie proste, jak na filmach? Albo w bajkach? Ludzie raz się w sobie zakochują, razem zaczynają i razem kończą. Życie jest pełne rozstań i powrotów. Nie ma określonej reguły. Nie da rady przewidzieć życia. A nawet jeśli dałoby radę, kto by w to wierzył?
Rozkmina by Me. xD
Nudzi mi się. I zimno mi. LOL. Chyba jestem chora. Zwiałam z lekcji. Hehe :D
~ Me.
Kurwa, ile jeszcze dni do wakacji? Ja chcę do Polski, trochę się odstresować, przynajmniej tyle. Pograć z kuzynkiem w badmintona...
"Co ja robię tu? Uuuuuuu.
Co ty tutaj robisz?"
- What do I do with my life? Na razie zrobiłam z niego gunwo. - powiedziałam. - Wiesz, Angel, że gadanie samemu ze sobą jest uznawane za początki.. jakiejś poważnej choroby psychicznej? No, i chuj mnie to. Tyle mam do powiedzenia.
To całe 'Chuj mnie to' weszło mi tak w nawyk, jak palenie w Tośka. I prawie tak samo szybko.
Położyłam się do łóżeczka i nakryłam kołdrą. Poleżałam tak chwilę, po czym wstałam i zaczęłam kręcić się po pokoju.
Zadzwonił telefon domowy. Poszłam odebrać.
- Dzień dobry, jest pan Mark?
- Nie ma, mam coś przekazać?
- Mogłaby pani mu powiedzieć, że jego córka uciekła dziś z lekcji?
PO MNIE.
czwartek, 24 października 2013
piątek, 20 września 2013
Rozdział XXXVII
Uwaga, Dziękuję, Wam z całego serca, za te ponad 5500 wyświetleń. JESTEŚCIE wielcy.
Rozdział XXXVII - "2+2=69, powinnam spać..."*
Dzień 429, 6.05
- Chodź z nami.
- Nie.
- No, chodź, prosimy!
- Nie! - sprzeczałam się z chłopakami. - Po, co?
- Coś zobaczysz.
- Po, co? Nie chcę tam iść.
- Na jedną przerwę.
- No, dobra, ale po dziesiątej muszę być na lotnisku - zgodziłam się.
Dwa palanty, obudzili mnie po siódmej telefonem i powiedzieli, że za piętnaście po mnie będą i że idziemy razem do szkoły. Czyżby klasa się za mną stęskniła? No, bo Tosia rozumiałam, że tęsknił za moją pomocą, ale Tulipan i cała szkoła? Nie lubiłam tej szkoły, ale na pewno nie bardziej, jak tej w Anglii. Pewnie Mister Teacher będzie się pytał, jak sobie radzę.. Ja jebię, wcale mnie nie przygotował, bo jak wyjedziesz do Anglii, czy tam Irlandii, to jak ktoś zada ci pytanie, to będziesz się zastanawiał, jakiego czasu użyć? Sorry, nie dla mnie, gościu. Ale i tak, będę się uśmiechać i potakiwać, jak zawsze. Chociaż powinnam dyrektorce powiedzieć, jak wygląda sytuacja.
- Spoko, oddamy cię przed dziewiątą.
***
Do szkoły doszliśmy przed pierwszą lekcją. Nie powiem, ale nieźle się przebiegłam. Czemu nie chciało mi się chodzić na w-f?
Kiedy weszliśmy do środka, praktycznie nic się nie zmieniło. Dziewczyny stały w grupkach, nieprzekraczających dziesięciu, a chłopaki, jak zwykle na fajku. U mnie w klasie były trzy dziewczyny, które paliły. Były to jedyne dziewczyny, które to robiły w tej szkole.
Nic nie słyszałam w tym gwarze, dopóki Kamil nie zasłonił mi oczu dłońmi.
- Ej! Co ty robisz?! - wydarłam się, a po chwili usłyszałam głos Tośka, a raczej jego szept w moim lewym uchu:
- Słyszysz mnie?
Kiwnęłam głową.
- To namierz jedną rozmowę, obojętnie jaką i wsłuchaj się.
Długo nie mogłam 'namierzyć' żadnej rozmowy. W końcu usłyszałam, jedno zdanie:
- A widziałaś ich zdjęcia?
Czyje zdjęcia? Jakie zdjęcia? O co tu chodzi?
Skupiłam się jeszcze bardziej.
- A słyszałaś o tym, że ich jeszcze nie było w Polsce? Ciekawe, czy Me. o tym wie? A czytałaś, że się całowała z jednym z nich?
- Dobra, nasłuchałam się wystarczająco - odwróciłam się i już miałam zamiar iść do wyjścia.
- O, nie, nie tak szybko - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli pod ścianę.
- Ale co ja wam zrobiłam?
- Zmieniłaś tą szkołę. Wszystkie dziewczyny się teraz kochają w One Direction!
- Ej! Co to, to nie ja, tylko moje drugie wcielenie.
- Załóżmy, że ci wierzymy, ale... ty też Direktioner?
- Tosiu, Dajrekszoner. Nie, ja nie mam tego parcia, na ich wygląd. Chociaż Niall jest niezły.. - ostatnie zdanie wyszeptałam Tośkowi do ucha, żeby Tulipan nie usłyszał.
- Spoko - puścił mi oko.
- Zresztą, pierwsza lepsza drama i połowa przestanie - dodałam.
- Co to drama?
- O, Bożę, Tosiek, ty nic nie wiesz?
- No, wiesz, Angel - odezwał się Tulipan. - dla niego to czarna magia, jak matematyka. On nadal nie wie, czemu dwa plus dwa równa się cztery i w kółko mówi, że to sześćdziesiąt dziewięć, dajmy na to - chyba tylko ja wykryłam w tym zdaniu podtekst erotyczny.
- Ooookaaay. Dobra, rozumiem. Tosiu, jak chce ci się ruchać, to no, nie wiem, znajdź sobie panią do towarzystwa**, albo nie wiem..
- O co ci chodzi?
- Sześćdziesiąt dziewięć? - uniosłam brwi.
- Ja pierdolę - mruknął i kopnął Kamila w nogę z tyłu, a tamten się zaśmiał. - No, to co to ta drama?
- Kłótnia. W sensie taka, że ktoś pisze, że na przykład.. no nie wiem, jak to wytłumaczyć..
- Spoko, tyle mi starczy.
***
Odprowadzili mnie po dziewiątej. Tak, więc zostało mi tylko czasu, żeby wrzucić do walizki najpotrzebniejsze rzeczy i dzwonić po taksówkę.
***
Zimno mi się zrobiło. Siedziałam już u siebie w pokoju, przy komputerze i oglądałam teledyski. Wstałam, wzięłam z łóżka koc, przykryłam się nim i przekręciłam głowę tak, żeby opierała się o moje ramię.
***
Obudziłam się u siebie w łóżku. Komputer był już wyłączony i zamknięty. Pytanie tylko: "kto był u mnie w pokoju?".
Wyszłam z ciepluśkiego łóżeczka i zeszłam na dół. Kurwa, niespodzianek im się zachciało. Trzy dni po urodzinach.
Ale nie, tam nikogo nie było. Pewnie nawet nie zasnęłam przed komputerem, tylko w łóżku. Często tak miałam.
Wróciłam powoli na górę, ziewając. Ja nie mogę, jutro szkoła. Wwaliłam wszystkie książki do plecaka i zaczęłam się tępo patrzyć w zegar, nim do mnie dotarło, że już dwadzieścia po północy. Powinnam spać, ale mimo, to zaczęłam płakać. Płakałam, płakałam i płakałam, póki nie zaczęłam szlochać. Gdy to nastąpiło, zaczęłam czkać. Nie wiem, nawet czemu płakałam. Nie pamiętam. A może.. nie chciałam pamiętać? Być może wymazałam powód z pamięci, jak każdy inny, kiedy płakałam...
________________________________________________________________________
*swoją drogą to podoba mi się nazwa tego rozdziału. :D
**chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. xD
5 kom. i następny! :D
Rozdział XXXVII - "2+2=69, powinnam spać..."*
Dzień 429, 6.05
- Chodź z nami.
- Nie.
- No, chodź, prosimy!
- Nie! - sprzeczałam się z chłopakami. - Po, co?
- Coś zobaczysz.
- Po, co? Nie chcę tam iść.
- Na jedną przerwę.
- No, dobra, ale po dziesiątej muszę być na lotnisku - zgodziłam się.
Dwa palanty, obudzili mnie po siódmej telefonem i powiedzieli, że za piętnaście po mnie będą i że idziemy razem do szkoły. Czyżby klasa się za mną stęskniła? No, bo Tosia rozumiałam, że tęsknił za moją pomocą, ale Tulipan i cała szkoła? Nie lubiłam tej szkoły, ale na pewno nie bardziej, jak tej w Anglii. Pewnie Mister Teacher będzie się pytał, jak sobie radzę.. Ja jebię, wcale mnie nie przygotował, bo jak wyjedziesz do Anglii, czy tam Irlandii, to jak ktoś zada ci pytanie, to będziesz się zastanawiał, jakiego czasu użyć? Sorry, nie dla mnie, gościu. Ale i tak, będę się uśmiechać i potakiwać, jak zawsze. Chociaż powinnam dyrektorce powiedzieć, jak wygląda sytuacja.
- Spoko, oddamy cię przed dziewiątą.
***
Do szkoły doszliśmy przed pierwszą lekcją. Nie powiem, ale nieźle się przebiegłam. Czemu nie chciało mi się chodzić na w-f?
Kiedy weszliśmy do środka, praktycznie nic się nie zmieniło. Dziewczyny stały w grupkach, nieprzekraczających dziesięciu, a chłopaki, jak zwykle na fajku. U mnie w klasie były trzy dziewczyny, które paliły. Były to jedyne dziewczyny, które to robiły w tej szkole.
Nic nie słyszałam w tym gwarze, dopóki Kamil nie zasłonił mi oczu dłońmi.
- Ej! Co ty robisz?! - wydarłam się, a po chwili usłyszałam głos Tośka, a raczej jego szept w moim lewym uchu:
- Słyszysz mnie?
Kiwnęłam głową.
- To namierz jedną rozmowę, obojętnie jaką i wsłuchaj się.
Długo nie mogłam 'namierzyć' żadnej rozmowy. W końcu usłyszałam, jedno zdanie:
- A widziałaś ich zdjęcia?
Czyje zdjęcia? Jakie zdjęcia? O co tu chodzi?
Skupiłam się jeszcze bardziej.
- A słyszałaś o tym, że ich jeszcze nie było w Polsce? Ciekawe, czy Me. o tym wie? A czytałaś, że się całowała z jednym z nich?
- Dobra, nasłuchałam się wystarczająco - odwróciłam się i już miałam zamiar iść do wyjścia.
- O, nie, nie tak szybko - wzięli mnie pod ramiona i przenieśli pod ścianę.
- Ale co ja wam zrobiłam?
- Zmieniłaś tą szkołę. Wszystkie dziewczyny się teraz kochają w One Direction!
- Ej! Co to, to nie ja, tylko moje drugie wcielenie.
- Załóżmy, że ci wierzymy, ale... ty też Direktioner?
- Tosiu, Dajrekszoner. Nie, ja nie mam tego parcia, na ich wygląd. Chociaż Niall jest niezły.. - ostatnie zdanie wyszeptałam Tośkowi do ucha, żeby Tulipan nie usłyszał.
- Spoko - puścił mi oko.
- Zresztą, pierwsza lepsza drama i połowa przestanie - dodałam.
- Co to drama?
- O, Bożę, Tosiek, ty nic nie wiesz?
- No, wiesz, Angel - odezwał się Tulipan. - dla niego to czarna magia, jak matematyka. On nadal nie wie, czemu dwa plus dwa równa się cztery i w kółko mówi, że to sześćdziesiąt dziewięć, dajmy na to - chyba tylko ja wykryłam w tym zdaniu podtekst erotyczny.
- Ooookaaay. Dobra, rozumiem. Tosiu, jak chce ci się ruchać, to no, nie wiem, znajdź sobie panią do towarzystwa**, albo nie wiem..
- O co ci chodzi?
- Sześćdziesiąt dziewięć? - uniosłam brwi.
- Ja pierdolę - mruknął i kopnął Kamila w nogę z tyłu, a tamten się zaśmiał. - No, to co to ta drama?
- Kłótnia. W sensie taka, że ktoś pisze, że na przykład.. no nie wiem, jak to wytłumaczyć..
- Spoko, tyle mi starczy.
***
Odprowadzili mnie po dziewiątej. Tak, więc zostało mi tylko czasu, żeby wrzucić do walizki najpotrzebniejsze rzeczy i dzwonić po taksówkę.
***
Zimno mi się zrobiło. Siedziałam już u siebie w pokoju, przy komputerze i oglądałam teledyski. Wstałam, wzięłam z łóżka koc, przykryłam się nim i przekręciłam głowę tak, żeby opierała się o moje ramię.
***
Obudziłam się u siebie w łóżku. Komputer był już wyłączony i zamknięty. Pytanie tylko: "kto był u mnie w pokoju?".
Wyszłam z ciepluśkiego łóżeczka i zeszłam na dół. Kurwa, niespodzianek im się zachciało. Trzy dni po urodzinach.
Ale nie, tam nikogo nie było. Pewnie nawet nie zasnęłam przed komputerem, tylko w łóżku. Często tak miałam.
Wróciłam powoli na górę, ziewając. Ja nie mogę, jutro szkoła. Wwaliłam wszystkie książki do plecaka i zaczęłam się tępo patrzyć w zegar, nim do mnie dotarło, że już dwadzieścia po północy. Powinnam spać, ale mimo, to zaczęłam płakać. Płakałam, płakałam i płakałam, póki nie zaczęłam szlochać. Gdy to nastąpiło, zaczęłam czkać. Nie wiem, nawet czemu płakałam. Nie pamiętam. A może.. nie chciałam pamiętać? Być może wymazałam powód z pamięci, jak każdy inny, kiedy płakałam...
________________________________________________________________________
*swoją drogą to podoba mi się nazwa tego rozdziału. :D
**chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. xD
5 kom. i następny! :D
środa, 28 sierpnia 2013
Rozdział XXXVI
Uwaga, zmieniłam username na tt od dziś jestem tam @Me_69_ > klik <.
Uwaga nr. 2 Zapomniałabym, dodałam nowego bohatera, hyhyhy, pewnie ciekawi Was kogo. xd
Rozdział XXXVI - "Chyba nie dam rady..."
Dzień 427, 4.05
Tym razem, zupełnie inny sen... Śniło mi się, że Niall całuje mnie w czoło, ale co było wcześniej, a co dalej, nie pamiętam. Takie coś wyrwane zupełnie z kontekstu. A może nic wcześniej nie było..
Zadzwonił budzik.
Rzuciłam telefonem o ścianę - od razu się zamknął. Ale doskonale wiedziałam, że za dziesięć minut odezwie się komputer i tak, czy owak, będę musiała wstać i się ubrać. Ale do tego czasu zdążyłam przysnąć.
Po ósmej usłyszałam pierwsze nuty, a potem słowa:
"It's friday night, and I'm at the club,
talking to some girl..."*
A refren już leżałam na plecach, wybijałam rytm niewidzialnymi pałeczkami na niewidzialnej perkusji i śpiewałam:
"I am Rockstar,
I'm on tv, I drive in a fast car
You can't catch me,
I'm on the radio, and in magazines.
Baby I'm a Rockstar,
go home with me."**
Zaczęłam się zbierać do wyjazdu. Tak, jest. Wracałam do Polski, ale tylko na dwa dni. Do poniedziałku rano miałam wrócić, bo przecież szkoła...
Z podłogi pozbierałam wszystkie brudne ciuchy i wwaliłam je do kosza na brudy i od razu zrobiło się czyściej. Przynajmniej na podłodze. Nie lubiłam sprzątać. Nie wiem, czemu, ale wszystkie rzeczy dwa dni po sprzątaniu, leżały na podłodze. Ale to wszystkie, wszystkie. Najwięcej miejsca zajmowały książki do szkoły. Najczęściej raz na tydzień ustawiałam z nich stosik.
Wzięłam jeszcze misia. Mojego, różowego misia, z którym spałam. Nosek mu się wgniótł i ogólnie cały był spłaszczony, bo się kręcę w nocy. Co jak, co, ale mój mąż będzie miał przerąbane w nocy.
Zabrałam walizkę i zniosłam ją na dół. Ciekawe, czy tata by się obraził, gdybym wzięła jego samochód i pojechała sama na lotnisko.. Na pewno, bo potrafiłam prowadzić, a prawo jazdy to tylko formalność.
Tak naprawdę mogłabym stąd spierdolić w każdym momencie. Trzymała mnie tu tylko muzyka i tata. A odpędzał między innymi Harry Styles.
Przeczesałam palcami włosy i zakręciłam sobie grzywkę wokół palca. Od niedawna tak robiłam, bo wpadała mi w oczy. I na lewo, i na lewo. Zaczynała mi się kręcić.
***
- Co jest ważniejsze: kochać, czy być kochanym? Angel?
- Według mnie kochać, bo jak kochasz, to nie ma już dla ciebie znaczenia, czy ktoś cię kocha.. Po prostu żyjesz tylko po to by zobaczyć tą osobę..
- O, a, cóż, za sławna osoba wypowiedziała te słowa? - zażartował Tosiu.
- Tą sławną osobę masz przed sobą - pokazałam mu język.
Znowu się bawiliśmy, tak, jak kiedyś, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Mieliśmy wtedy zaledwie po pięć lat.
Miałam to wszystko nagrane, cały filmik, na płycie. Zadawaliśmy sobie wtedy, takie życiowe pytania, przy okazji świetnie się bawiąc. Miałam to kiedyś opublikować, ale chyba nie dam rady. Nie zdążę.. spojrzałam na nacięcie, z którego sączyła się krew i kapała na podłogę..
***
Obudziłam się. Początkowo chciałam krzyczeć, gdzie jestem, co się ze mną stało, ale po chwili przypomniałam sobie, jak Kamil mnie wnosił na górę. Dziękować temu człowiekowi. Tylko, gdzie on teraz jest?
Poryczałam się. On mnie zostawił. Tosiu, mówił, że mnie nie zostawi. Pewne pytanie brzmiało: "Której osoby nie zostawiłbyś nigdy w życiu samej?". I Damian odpowiedział, że mnie. Kłamca. Jak wszyscy.
Podeszłam do biurka, włączyłam laptopa i poczekałam na ten wspaniałomyślny dźwięk, odpalanego systemu Windows. Włączyłam twittera i napisałam tak zwaną "Direct Message" do Nialla:
"Nobody loves me. Do you love me?"
Poczekałam chwilę na odpowiedź.
Nic nie odpisał, więc dopisałam:
"Pięknie, nawet ty. ;c"
Wróciłam do łóżka. Nawet nie miałam zamiaru nikomu się pokazywać.
_______________________________________________________________
Hahah, nie zesrajcie się. 5 komentarzy i nowy. ^^
* Cytat.
** Również cytat z piosenki Rockstar, Room 94.
Uwaga nr. 2 Zapomniałabym, dodałam nowego bohatera, hyhyhy, pewnie ciekawi Was kogo. xd
Rozdział XXXVI - "Chyba nie dam rady..."
Dzień 427, 4.05
Tym razem, zupełnie inny sen... Śniło mi się, że Niall całuje mnie w czoło, ale co było wcześniej, a co dalej, nie pamiętam. Takie coś wyrwane zupełnie z kontekstu. A może nic wcześniej nie było..
Zadzwonił budzik.
Rzuciłam telefonem o ścianę - od razu się zamknął. Ale doskonale wiedziałam, że za dziesięć minut odezwie się komputer i tak, czy owak, będę musiała wstać i się ubrać. Ale do tego czasu zdążyłam przysnąć.
Po ósmej usłyszałam pierwsze nuty, a potem słowa:
"It's friday night, and I'm at the club,
talking to some girl..."*
A refren już leżałam na plecach, wybijałam rytm niewidzialnymi pałeczkami na niewidzialnej perkusji i śpiewałam:
"I am Rockstar,
I'm on tv, I drive in a fast car
You can't catch me,
I'm on the radio, and in magazines.
Baby I'm a Rockstar,
go home with me."**
Zaczęłam się zbierać do wyjazdu. Tak, jest. Wracałam do Polski, ale tylko na dwa dni. Do poniedziałku rano miałam wrócić, bo przecież szkoła...
Z podłogi pozbierałam wszystkie brudne ciuchy i wwaliłam je do kosza na brudy i od razu zrobiło się czyściej. Przynajmniej na podłodze. Nie lubiłam sprzątać. Nie wiem, czemu, ale wszystkie rzeczy dwa dni po sprzątaniu, leżały na podłodze. Ale to wszystkie, wszystkie. Najwięcej miejsca zajmowały książki do szkoły. Najczęściej raz na tydzień ustawiałam z nich stosik.
Wzięłam jeszcze misia. Mojego, różowego misia, z którym spałam. Nosek mu się wgniótł i ogólnie cały był spłaszczony, bo się kręcę w nocy. Co jak, co, ale mój mąż będzie miał przerąbane w nocy.
Zabrałam walizkę i zniosłam ją na dół. Ciekawe, czy tata by się obraził, gdybym wzięła jego samochód i pojechała sama na lotnisko.. Na pewno, bo potrafiłam prowadzić, a prawo jazdy to tylko formalność.
Tak naprawdę mogłabym stąd spierdolić w każdym momencie. Trzymała mnie tu tylko muzyka i tata. A odpędzał między innymi Harry Styles.
Przeczesałam palcami włosy i zakręciłam sobie grzywkę wokół palca. Od niedawna tak robiłam, bo wpadała mi w oczy. I na lewo, i na lewo. Zaczynała mi się kręcić.
***
- Co jest ważniejsze: kochać, czy być kochanym? Angel?
- Według mnie kochać, bo jak kochasz, to nie ma już dla ciebie znaczenia, czy ktoś cię kocha.. Po prostu żyjesz tylko po to by zobaczyć tą osobę..
- O, a, cóż, za sławna osoba wypowiedziała te słowa? - zażartował Tosiu.
- Tą sławną osobę masz przed sobą - pokazałam mu język.
Znowu się bawiliśmy, tak, jak kiedyś, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Mieliśmy wtedy zaledwie po pięć lat.
Miałam to wszystko nagrane, cały filmik, na płycie. Zadawaliśmy sobie wtedy, takie życiowe pytania, przy okazji świetnie się bawiąc. Miałam to kiedyś opublikować, ale chyba nie dam rady. Nie zdążę.. spojrzałam na nacięcie, z którego sączyła się krew i kapała na podłogę..
***
Obudziłam się. Początkowo chciałam krzyczeć, gdzie jestem, co się ze mną stało, ale po chwili przypomniałam sobie, jak Kamil mnie wnosił na górę. Dziękować temu człowiekowi. Tylko, gdzie on teraz jest?
Poryczałam się. On mnie zostawił. Tosiu, mówił, że mnie nie zostawi. Pewne pytanie brzmiało: "Której osoby nie zostawiłbyś nigdy w życiu samej?". I Damian odpowiedział, że mnie. Kłamca. Jak wszyscy.
Podeszłam do biurka, włączyłam laptopa i poczekałam na ten wspaniałomyślny dźwięk, odpalanego systemu Windows. Włączyłam twittera i napisałam tak zwaną "Direct Message" do Nialla:
"Nobody loves me. Do you love me?"
Poczekałam chwilę na odpowiedź.
Nic nie odpisał, więc dopisałam:
"Pięknie, nawet ty. ;c"
Wróciłam do łóżka. Nawet nie miałam zamiaru nikomu się pokazywać.
_______________________________________________________________
Hahah, nie zesrajcie się. 5 komentarzy i nowy. ^^
* Cytat.
** Również cytat z piosenki Rockstar, Room 94.
sobota, 10 sierpnia 2013
Rozdział XXXV
Uwaga, dziękuję Wam za te ponad 5000 wyświetleń, nabijanych nawet jak mnie nie było!
Uwaga nr. 2 Ten rozdział macie, dzięki wspaniałomyślnej @RuHazzaa, która zrobiła dziś twitcama i napędziła mnie weną!
Uwaga nr. 3, zmieniłam username na tt, z powodu za bardzo podobnego do mojego nazwiska, od teraz jestem tam znana, jako '@Me_69_', miejcie link.
Rozdział XXXV - "Tonight, I'm gonna kick back and lose my mind..."*
Dzień 426, 3.05
Obudził mnie sen. Idiotyczny sen. Nawet nie pamiętam, jaki był, ale wiem, że miał związek ze Stylesem.
Wstałam. Podeszłam do komputera i odpaliłam sobie pierwszą lepszą piosenkę, zapisaną pod tagiem: "#Roock 94". Zawsze zapisywałam tagami piosenki na pulpicie. Tagiem i nazwą gatunku. Przyzwyczajenie z dzieciństwa. Odkąd zaczęłam interesować się muzyką, a było to w wieku ośmiu lat.
Trafiłam na Tonight, "Pokoju Dziewięćdziesiątego Czwartego". Refren idealnie opisywał moją sytuację.
Potem powoli przestawiłam się na pop. A gdy już to nastąpiło, wyszłam z pokoju. Po chwili cofnęłam się z powrotem. Sprawdziłam, który dzisiaj. Tak, jest! Wreszcie. Piątek. Trzeci maja. Moje urodziny i dzień zdjęcia gipsu. Ja pierdolę, kolejne urodziny w szpitalu. No, ale YOLO.
Wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół, do kuchni. Przed lodówką przygryzłam jeden policzek od wewnątrz. Nie było nic do żarcia. Dobra, tam, przeżyję. Wzięłam szklankę i butelkę coli, stojącą przy lodówce. Wypiłam trzy szklanki. Odstawiłam szklankę do zlewu, a colę do lodówki. Pobiegłam na górę, do łazienki. Szybko się przygotowałam. W dziesięć minut byłam gotowa.
Wstąpiłam, jeszcze na chwilę do pokoju, sprawdzić, która godzina. Ósma trzydzieści. Że co? To, o której ja wstałam? Niestety nie mam pojęcia. Co ja teraz będę robić? Trzy razy zdążę się zabić, nim ciocia przyjedzie. Nie chcę być sama, bo wiem, że zrobię coś głupiego. Włączyłam skype'a w komputerze. A nuż, ktoś jest dostępny. Nawet z wrogiem, bym sobie pogadała. Nie, nobody. Weszłam na facebooka. No, tak, na fejsie już kilka osób więcej. A mianowicie trzy: Elizabeth, Zuza i Tosiu. Elizabeth była z Anglii. A dokładniej z Coventry, czy jakoś tam tak.. Zuza z Polski, a dokładniej, gdzieś z pomorza, a Tosiu, to Tosiu. On mógł siedzieć na fejsie w każdym miejscu na ziemi.
Wyszłam z "fejsbuka". Nie było tam za wiele do roboty. Nikt nie "lajkował" moich postów, ani nic. Po prostu wszyscy mnie ignorowali.
***
Pojechałam z ciocią do Szpitala. Zdjęli mi gips.
Gdy wracałyśmy do domu, chciałam jej opowiedzieć o tym wszystkim, co spotkało mnie od poznania Nialla, ale nie mogłam. Praktycznie jej nie znałam, więc jak miałam się jej zwierzać. Nikomu praktycznie tego nie robiłam. Nikt mnie nie znał. Nikt nic o mnie nie wiedział. Nikt... tylko ja. Zostałam zostawiona sama sobie. Tylko ja.. i Sunny. Chociaż nawet kotu nie zdradzałam za wiele. Do nikogo nigdy się nie przywiązywałam za bardzo. Nigdy nie otwierałam się na innych. A czemu? Bo bałam się, bałam się, że jeśli się kiedyś rozpłaczę, uznają mnie za osobę słabą. Nigdy nie płakałam. Prawie nigdy. Tylko raz w życiu popłakałam się przy kimś, a było to w tamtym miesiącu... Tak, to tylko u siebie w pokoju. Chyba, że dawno temu.. Jak byłam jeszcze dzieckiem..
***
- Angel.. Angel... - słowa z oddali, tak, jakbym zemdlała.
- Co? - odburknęłam.
- Jesteśmy w domu.
- O, to zajebiście, ale daj mi spać.
- W moim aucie?
- Dobra - westchnęłam. - Już idę.
- To do zobaczenia - i odjechała.
Super, znowu samemu w domu.
***
"Nienawidzę tego miejsca. Po prostu pewien osobnik Homo Sapiens mnie wkurzył i to na poważnie. Że niby gej, a potem cię całuje. Zdecyduj się, jesteś z Louisem, czy wolny!
~ Me."
Chciałabym wyjechać, gdzieś daleko.. na drugi koniec świata.. ale on wszędzie będzie. Bo ma trasę. Ale w Polsce.. go nie będzie..
Zatarłam ręce i położyłam się spać.
_____________________________________________________________________
*Fragment piosenki "Tonight" Room 94. "Dziś wieczorem, mam zamiar usiąść i zwariuję".
Jak będzie pięć komentarzy daję nowy rozdział!! Tylko jeden komentarz od jednej osoby się liczy. ^^ (Zemsta jest słodka, Justyna...)
Uwaga nr. 2 Ten rozdział macie, dzięki wspaniałomyślnej @RuHazzaa, która zrobiła dziś twitcama i napędziła mnie weną!
Uwaga nr. 3, zmieniłam username na tt, z powodu za bardzo podobnego do mojego nazwiska, od teraz jestem tam znana, jako '@Me_69_', miejcie link.
Rozdział XXXV - "Tonight, I'm gonna kick back and lose my mind..."*
Dzień 426, 3.05
Obudził mnie sen. Idiotyczny sen. Nawet nie pamiętam, jaki był, ale wiem, że miał związek ze Stylesem.
Wstałam. Podeszłam do komputera i odpaliłam sobie pierwszą lepszą piosenkę, zapisaną pod tagiem: "#Roock 94". Zawsze zapisywałam tagami piosenki na pulpicie. Tagiem i nazwą gatunku. Przyzwyczajenie z dzieciństwa. Odkąd zaczęłam interesować się muzyką, a było to w wieku ośmiu lat.
Trafiłam na Tonight, "Pokoju Dziewięćdziesiątego Czwartego". Refren idealnie opisywał moją sytuację.
Potem powoli przestawiłam się na pop. A gdy już to nastąpiło, wyszłam z pokoju. Po chwili cofnęłam się z powrotem. Sprawdziłam, który dzisiaj. Tak, jest! Wreszcie. Piątek. Trzeci maja. Moje urodziny i dzień zdjęcia gipsu. Ja pierdolę, kolejne urodziny w szpitalu. No, ale YOLO.
Wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół, do kuchni. Przed lodówką przygryzłam jeden policzek od wewnątrz. Nie było nic do żarcia. Dobra, tam, przeżyję. Wzięłam szklankę i butelkę coli, stojącą przy lodówce. Wypiłam trzy szklanki. Odstawiłam szklankę do zlewu, a colę do lodówki. Pobiegłam na górę, do łazienki. Szybko się przygotowałam. W dziesięć minut byłam gotowa.
Wstąpiłam, jeszcze na chwilę do pokoju, sprawdzić, która godzina. Ósma trzydzieści. Że co? To, o której ja wstałam? Niestety nie mam pojęcia. Co ja teraz będę robić? Trzy razy zdążę się zabić, nim ciocia przyjedzie. Nie chcę być sama, bo wiem, że zrobię coś głupiego. Włączyłam skype'a w komputerze. A nuż, ktoś jest dostępny. Nawet z wrogiem, bym sobie pogadała. Nie, nobody. Weszłam na facebooka. No, tak, na fejsie już kilka osób więcej. A mianowicie trzy: Elizabeth, Zuza i Tosiu. Elizabeth była z Anglii. A dokładniej z Coventry, czy jakoś tam tak.. Zuza z Polski, a dokładniej, gdzieś z pomorza, a Tosiu, to Tosiu. On mógł siedzieć na fejsie w każdym miejscu na ziemi.
Wyszłam z "fejsbuka". Nie było tam za wiele do roboty. Nikt nie "lajkował" moich postów, ani nic. Po prostu wszyscy mnie ignorowali.
***
Pojechałam z ciocią do Szpitala. Zdjęli mi gips.
Gdy wracałyśmy do domu, chciałam jej opowiedzieć o tym wszystkim, co spotkało mnie od poznania Nialla, ale nie mogłam. Praktycznie jej nie znałam, więc jak miałam się jej zwierzać. Nikomu praktycznie tego nie robiłam. Nikt mnie nie znał. Nikt nic o mnie nie wiedział. Nikt... tylko ja. Zostałam zostawiona sama sobie. Tylko ja.. i Sunny. Chociaż nawet kotu nie zdradzałam za wiele. Do nikogo nigdy się nie przywiązywałam za bardzo. Nigdy nie otwierałam się na innych. A czemu? Bo bałam się, bałam się, że jeśli się kiedyś rozpłaczę, uznają mnie za osobę słabą. Nigdy nie płakałam. Prawie nigdy. Tylko raz w życiu popłakałam się przy kimś, a było to w tamtym miesiącu... Tak, to tylko u siebie w pokoju. Chyba, że dawno temu.. Jak byłam jeszcze dzieckiem..
***
- Angel.. Angel... - słowa z oddali, tak, jakbym zemdlała.
- Co? - odburknęłam.
- Jesteśmy w domu.
- O, to zajebiście, ale daj mi spać.
- W moim aucie?
- Dobra - westchnęłam. - Już idę.
- To do zobaczenia - i odjechała.
Super, znowu samemu w domu.
***
"Nienawidzę tego miejsca. Po prostu pewien osobnik Homo Sapiens mnie wkurzył i to na poważnie. Że niby gej, a potem cię całuje. Zdecyduj się, jesteś z Louisem, czy wolny!
~ Me."
Chciałabym wyjechać, gdzieś daleko.. na drugi koniec świata.. ale on wszędzie będzie. Bo ma trasę. Ale w Polsce.. go nie będzie..
Zatarłam ręce i położyłam się spać.
_____________________________________________________________________
*Fragment piosenki "Tonight" Room 94. "Dziś wieczorem, mam zamiar usiąść i zwariuję".
Jak będzie pięć komentarzy daję nowy rozdział!! Tylko jeden komentarz od jednej osoby się liczy. ^^ (Zemsta jest słodka, Justyna...)
niedziela, 23 czerwca 2013
Rozdział XXXIV
Uwaga, dziękuję Wam, ludziki, za te ponad 4000 wyświetleń o, tutaj, obok --------------------------->, Jak również, za dzisiejsze 109. No i dziś miałam dodać jedną część tego rozdziału, ale dam Wam dwie. ;D Kocham Was!
Uwaga, nr. 2 mam tu dla Was o takie coś, wyraźcie swoją opinię.
Rozdział XXXIV
Dzień 415, 22.04*
Ciekawe, jakby wyglądało ich życie bez x-Factora? Nigdy nie oglądałam, takich teleturniejów - polską edycję obejrzałam może ze dwa odcinki... A gdybym ja tak poszła do x-Factora? Nie, nie nadaję, się do tego. Nie umnę śpiewać.
'Okay,
but I don't wanna play,
in this game
with you baby.'
Yafud! Podrapałam się po głowie i wyłączyłam wyszukiwarkę grafiki. Wzięłam spinkę do włosów i spięłam je z tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Szkoda, że są trzy światy... Tak samo z ludźmi, są trzy kategorie: Bogaci, średnio bogaci i biedni. Ja należę do tej drugiej kategorii, tata do pierwszej. Nigdy mi nie dawał pieniędzy, w ogóle o nie nie prosiłam. Od piętnastego roku, życia miałam swoje konto w banku.
***
Szłam ulicą, jak wszystkie inne w tym miasteczku. Na nosie miałam moje ciemne okulary od Vogue. Miałam też przyciemniane Ray-Bany, ale one leżały na dnie szafki. Nie lubiłam nosić okularów, które nic nie zmieniały w wyglądzie otoczenia, oprócz, przydawania mu białych kropek...
Weszłam do piekarni i zobaczyłam... Ja pierdolę wyprowadzam się do Islandii. Zobaczyłam nikogo innego, jak mojego prześladowcę, łamacza dziewczęcych... rąk... Ja pierdolę Harry'ego Stylesa. Były z nim kamery. Ja pierdolę, przeprowadzam się na Syberię. Islandia to za blisko i tam są ludzie... mogą mnie rozpoznać. Całe szczęście, że miałam swoje lustrzanki, to nie zwrócił na mnie zbytnio uwagi.
Wiedziałam, że chłopaki kręcą film "1D in 3D", ale tytułu nie kojarzyłam i nie sądziłam, żeby, aż tak ich wzięło. Przecież napisali już książkę...
Wyjęłam z kieszeni spodni stary paragon i długopis i nakreśliłam na nim parę angielskich słów:
"Let's meet, London Road at 4pm."**
Zgniotłam papier i rzuciłam nim w tył jego głowy. Co za cel!
Po czym szybko wybiegłam z budynku.
***
Dostałam gęsiorka. Deszcz zaczął padać. Przemokła mi bluza od dresu, z napisem: "Let's go running!" pod dwoma adidasami ze sznurówkami. Nigdy w życiu się nie jogowałam. Na w-f-ie też. Łaziłam kiedy musiałam coś zaliczyć, a na resztę zajęć miałam lewe zwolnienia od ojca.
Przez deszcz niewiele widziałam - lało jak z cebra - ale dalej się rozglądałam.
Nagle stanął obok mnie.
- Hey.
Okay, stay strong, stay strong.
- Posłuchaj, nie bardzo mi się chce, spotykać cię tak często.
Bawił się moimi sznurówkami od bluzy.
- I? - stanął przede mną i się uśmiechnął.
- I... i... - zaczęłam szczękać zębami.
- Chodź do mnie do domu, to tamten - puścił sznurówki i wskazał budynek.
- Okay - i to był największy błąd mojego życia, nie wiedziałam, że pociągnie za sobą takie konsekwencje...
Wsadziłam ręce do kieszeni i ruszyłam za nim.
***
- Mom, where is Dusty?
- Dusty? - spytałam.
- Tak, mój kot.
Poczułam jak coś ociera mi się o łydki. Spojrzałam w dół. Nie, to nie był jego penis. (xD ja nie mogę z moich skojarzeń, xD ~ Taka uwaga od prawdziwej Me.).
- Słuchaj, czy ten kot jest cały czarny z białym krawatem?
- Yeah, a co?
- Chodź tu, to zobaczysz.
Wyszedł z salonu i zaczął się śmiać, na widok mnie przemoczonej z kotem u stóp.
- Ja pierdolę - mruknęłam po polsku. - Tak, tak, bardzo śmieszne, ale możesz ją już zabrać?
- Poczekaj, zrobię ci zdjęcie i na instagrama - powiedział chytrze.
- Nie zgadzam się!
- No, dobra, tylko zdjęcie, a potem ci przyniosę jakieś suche ciuchy - wyjął telefon.
***
Dusty się na mnie uparła. Wszędzie za mną łaziła i nic nie mogłam zrobić, by się jej pozbyć.
Harry dał mi jakąś koszulkę z napisem: "I HAVE NO CAR, I HAVE NO MONEY, I HAVE NO GIRL, BUT I'M IN A BAND", co dziwne była dla mnie idealna. Jedynie rękawy były trochę za szerokie. Musiał w niej chodzić jakieś dwa lata temu...
Kiedy wyszłam z łazienki, spytał:
- Grasz w SCRABBLE?
- Czasami.
Walnął piorun, zostałam uwięziona w tym domu...
- No, to chodź, zagramy.
Poszłam do salonu, a on na górę po grę. Usiadłam na jedynym fotelu, a kot obok, na oparciu.
***
- Powiedz mi, jak to jest mieszkać daleko od ojczyzny i nie móc rozmawiać w jej języku, bo nikt cię nie rozumie? - spytał, gdy chowałam literki do rękawa.
- A ty mi powiedz, jak to jest być na tyle głupim, by pytać o coś, co będzie cię już niedługo dotyczyło? - zerknęłam na niego bokiem. - Ale chyba "kurwa" rozumiesz?
Pokręcił głową.
- Wiesz, że rok temu miałam mieć F z angielskiego na koniec roku? - podałam mu torebkę z literkami i spojrzałam na niego po raz drugi. - Nie możesz uwierzyć, prawda?
- I co? - potrząsnął woreczkiem.
- I obkułam się wszystkich regułek i zaliczyłam, ale te regułki mają kijowe zastosowanie w praktyce.
Włożył rękę do środka.
- Wychowałem się na tej grze...
- No to zazdroszczę, bo ja wychowałam się na "kółku i krzyżyku" oraz "statkach" - wtrąciłam.
- Więc nie myśl sobie, że tak łatwo wygrasz ze mną w tą grę - wyjął rękę i położył na środku planszy literkę "U". - Zaczynasz.
- Hurt. Teraz ty.
***
Wygrał. Zostały mi trzy literki.
- Jeszcze raz?
- Pewnie.
Ktoś wyszedł z pokoju obok, przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach salonu.
Wstałam.
- Mamo, to jest Angel. Angel, moja mama, Anne.
- Dzień dobry, pani.
- Nice to meet you, Angel. Gracie w SCRABBLE? No, to nie przeszkadzam - i usiadła między mną, a Harrym.
- Wiesz, że też mam kota? Moje Słoneczko?
***
Mama Harry'ego mi pomagała, rzucając od czasu do czasu słowa, które mogłabym ułożyć ze swoich liter. Tak, że wygrałam, a Harry na koniec zrobił zdjęcie planszy i powiedział, że zobaczę je, jak wejdę na twittera. Pewnie na IG włożył...
Deszcz przestał lać, tuż przed zachodem.
Rozejrzałam się po pokoju.
- Chyba będę się już zbierać.
- Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się.
- Nie trzeba, to zaraz za rogiem.
- Mamo, a jest Gemma?
- Tak - odpowiedziała jego rodzicielka. - U siebie w pokoju.
Pobiegł na górę, a gdy zbiegł, stałam już gotowa w ganku. Pamiętam, że u wujka w Poznaniu, też był ganek. W zimę zawsze było tam zimno.
- Gemma cię nie odprowadzi, bo jest zajęta.
- Okay, sama się przejdę.
***
Stanęło na jego.
Po drodze wyjęłam telefon. Na bloggerze napisałam: "HS odprowadza mnie do domu." i weszłam na TT. Istagram Harreha znalazłam bez trudu. Dość długo mi się ładował, więc go wyłączyłam.
- Coś zbyt często noszę wasze ciuchy.. - stwierdziłam.
- Nieprawda, nasza fanka dałaby się zabić za te ubrania i nosiłaby je cały czas. But you.. you're different.
- Bo ja interesuję się zupełnie inną muzyką, poza tym, nie podobacie mi się, a ciebie do tego nie lubię.
- Kłamiesz.
- Nie, jestem całkowicie szczera - byłam szczera, tak przynajmniej myślałam.
- To.. czemu mnie nie lubisz?
- Bo uważasz, że możesz mieć każdą nawet mnie...
- Wcale tak nie uważam. Ja po prostu pierwszy raz widzę dziewczynę, z poza tej branży, która nie piszczy na nasz widok. Poza tym.. I'm gay - dodał z sarkazmem. - Więc chyba rozumiesz.
- I co? I to jest takie dziwne, że dziewczyna woli Reagge od Popu? Poza tym bez swoich loków straciłeś ten urok, w czasach x-Factora wszyscy fajniej wyglądaliście, albo chociaż rok temu. I nie przyszło ci czasem do głowy, że mogę kogoś mieć?
- Dwa razy nie. Jeszcze raz i wylatujesz - zaśmiał się. - Czyli, że rok temu umówiłabyś się ze mną?
- Opanuj Downa, tego nie powiedziałam.
- Ale chciałaś powiedzieć.
- Jesteś chory.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, które mi ciążyło.
- Zaśpiewaj mi coś - odezwałam się wreszcie.
- Nie, ty pierwsza, obiecałaś coś Niallowi - nawet o tym zapomniałam, że mu to obiecałam.
Zaśpiewałam mu te trzy zwrotki.
- Teraz ty. "Kiss you".
- Jak na "nie naszą fankę", sporo o nas wiesz.
- Uważaj, lepiej - powiedziałam oschle.
- Czemu?
- Bo jestem czarownicą.
- Tak? - uniósł jedną brew. - No, to zaczaruj mnie.
- Zero magii poza Hogwartem, sorry, takie zasady.
Znowu milczeliśmy.
- No, zaśpiewaj.
- Wkręciłaś mnie? Z tym Hogwartem?
- Można tak powiedzieć. Ale dałeś się nabrać?
Pokręcił głową.
- A teraz śpiewaj, jak ten słowik.
Zaśpiewał. Refren, a gdy doszedł do "Let me kiss you" obrócił mnie przodem do siebie i pocałował.
Waliłam go, kopałam po łydkach, szczypałam i żałowałam, że moje kolana nie sięgają jego krocza. W głowie mi się pomąciło. A ja mu uwierzyłam, chujowi jebanemu!
Łzy zaczęły mi ciec po policzkach. Straciłam jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedyś będę w stanie komuś tak zaufać. Byłam pewna, że nabiłam mu parę ładnych siniaków, bo złapał mnie za ramiona, tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Ile to takie może mieć siły? Na pewno dość, by zatrzymać przy sobie dziewczynę. Zdrajca.
Nagle poczułam zapach, który mnie obezwładnił. Cytrynowo-piżmowy. Uwielbiałam zapach cytryn i piżma, a ich połączenie...
Rozluźniłam się na maksa, niemal spałam. Kolana się pode mną ugięły, ręce przestały wyrywać. Grawitacja zaczęła działać na mnie dwa razy mocniej, niż dotychczas. Nic mnie już w pionie nie trzymało, prócz jego rąk.
Większość ludzi, żałuje, że nic nie zrobiła, ja żałuję, że robię za dużo. Wcale go nie lubiłam, a tym bardziej go nie kochałam, on chyba mnie też, bo całował, jakoś tak, bez przekonania. Chociaż to może była trochę moja wina, bo się stawiałam. Byłam z siebie dumna, że tak długo dawałam radę.
Puścił mnie dopiero po minucie. A ja sekundę później słyszałam, jak woła za mną moje imię. Uciekłam z tamtąd nim mój gips zdążył się zbliżyć do jego twarzy.
Wpadłam do domu i zatrzasnęłam drzwi. Obsunęłam się po nich i zaczęłam ryczeć.
Ktoś zapukał.
- Angel...
- Nie! Idź sobie! Zostaw mnie! - wrzasnęłam.
- Angel, ja... przepraszam, wynagrodzę ci to, tylko powiedz, co mam zrobić.
- Najlepiej sobie idź.
- Nie, zostanę tu, póki mnie nie wpuścisz, nie pogadamy i nie zobaczę twojego uśmiechu.
Telefon mi zawibrował w kieszeni. "Tuli pan". Rzuciłam go w kąt.
- Wiesz, że chłopaki trzy dni wychodzili z kaca po tym "najlepszym świństwie"? - zaśmiałam się histerycznie. - A Louis zjadł na śniadanie pięć galaretek, a potem rzygał tęczą. Niby najstarszy... W każdym razie nasza Lux się nie gniewa, za to, że podbierasz nam ciuchy.
- Daj mi o sobie zapomnieć - gdy to mówiłam, pomyślałam o jego zapachu i jego wargach. Tylko te dwie rzeczy mi się w nim podobały. Reszta to była inna bajka. - Co ja zrobiłam? - szepnęłam.
- Chciałbym mieć taką córkę, jak Lux.
- Kto to jest Lux?
Telefon mi zapiszczał.
- Zobacz telefon.
Podeszłam na czworaka do telefonu. Odblokowałam go i dotknęłam palcem koperty na wyświetlaczu. Otworzyła się wiadomość MMS. Na zdjęciu zobaczyłam małą dziewczynkę z blond włoskami. Miała dorysowane kocie wąsy farbką. She looks sweet.
Zeszłam na dół.
"Kojarzysz tą dziewczynkę? H.S."
Kojarzyłam ją skądś. Wreszcie sobie przypomniałam.
- Córka waszej stylistki - nie kojarzyłam imienia tej kobiety, ale widziałam ją parę razy na zdjeciach. - Cute.
- Otóż to, fajna jest.
Oparłam głowę o ścianę.
- Nie rób tego więcej i idź sobie.
- Please tell me a lie***.
- But... I don't lie, I can not do this.
Znowu mi piknął telefon. Tym razem jego zdjęcie, chyba ze świąt, bo miał na sobie strój elfa. Też wyglądał słodko.
"Przepraszam. Spóźniony prezent. :)"
Odpisałam:
"You were the cutest elf. But I'm not forgiving you now."****
Odpowiedź dostałam minutę później;
"OK"
***
Słońce powoli zachodziło. Drzwi mu otworzyłam dopiero wtedy, gdy powiedział, że będzie tam spał. Swoją drogą to był bardzo uparty.
- Dobra, właź - powiedziałam. - Ale jeszcze ci nie wybaczyłam. Robię to tylko dlatego, żebyś już poleciał do Londynu.
Wszedł do środka. Starał się unikać mojego wzroku, ja podobnie.
- Liczyłem, że krócej będziesz się opierać - rzekł do mnie przy stole. Nie wiedziałam, czy chodzi mu tylko o te drzwi, czy o to całowanie.
- No, to się przeliczyłeś. Nigdy więcej tego nie rób, jasne? Ja mam chłopaka.
- Kogo? - w słabym świetle jego oczy lśniły. Patrzył na mnie. - Dobrze, Aniołku.
- Nie znasz.
Zanucił:
"Did I do something stupid?"*****
- And what do you think?
- I don't know.
Siedzieliśmy tak jakiś czas.
"It's a beautiful night,
We're lookin' for somethin' dump to do.."******
Znowu nucił. Wkurwiał mnie już tym. Postanowiłam zająć go rozmową.
- Wiesz, co? Zakochałam się. Jakieś trzy lata temu. W twoich lokach. A teraz.. teraz mnie już tak nie pociągają. Poza tym, to było dawno i nieprawda - szepnęłam.
- Gdyby to była nieprawda, nie mówiłabyś mi tego. Więc czemu zrezygnowałaś z tej miłości?
- 'Cause I met Tosiek.
- Tosiek, to twój chłopak? - spytał.
- Nie, ale też ma loki i był bliżej. A teraz... - rozpłakałam się i zakryłam twarz dłońmi.
- Hey, no, spokojnie, nie płacz. Proszę cię nie płacz - starał się mnie uspokoić. - Masz wspaniały uśmiech, więc nie płacz i uśmiechnij się do mnie - pogłaskał mnie po ramieniu.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam - przetarłam oczy dłońmi, mimo, że łzy nadal mi z nich ciekły. - Ale ja... - zaczerpnęłam głośno powietrza.
- A tak właściwie, to czemu do Nialla uśmiechasz się tak fajne, a do mnie już nie?
- Bo nie jestem pustą lalką i nie szukam tu miłości.
- Ach, no, tak, mówiłaś już.
- O, serio? Bo nie pamiętam - sarknęłam. - Zresztą, who do you think you are? Who do you think I am?*******
- No, właśnie nie wiem.
Znowu zapadła cisza.
Wstałam. Otworzyłam szafkę po mojej prawej i wyjęłam z niej paczkę dumli. Otworzyłam ją, wyciągnęłam cukierka i położyłam paczkę na stole.
- Chcesz? - odwróciłam ją w jego stronę. - Potem się będę faszerować insuliną - dodałam widząc jego wzrok.
Wziął jednego.
- Dobre te cukierki - powiedział po chwili.
- Pierdolisz? - znowu się z niego nabijałam.
- Nie - uśmiechnął się szczerze.
- Zaraz będziesz musiał iść.
- Czemu?
- Bo mój tata wraca z pracy, obiecał mi to.
- A twoja mama? - zapytał.
- Nie żyje - odpowiedziałam bez emocji. - Rąbnęła w drzewo samochodem.
- Przykro mi.
- Wcale nie musi ci być przykro.
- Ale jest.
- Szkoda - powiedziałam na koniec. - Musisz już iść.
Wstał i zaczął kierować się do drzwi.
- Zadzwoń, kiedyś.
- Tak, tak, jasne. Nigdy, nawet w twoich najśmielszych snach - pożegnałam go, ale zdążył zamknąć drzwi, nim powiedziałam ostatnie zdanie.
_______________________________________________________________________
*Jeśli chodzi o tą datę, to nie wiem dokładnie, czy Harreh, był wtedy w Holmes Chapel, ale reszta zgadza się ze stroną informacyjną o 1D na fejsie i z tym, co piszą na TT.
**"Spotkajmy się na Londyńskiej ulicy o 16.00".
*** Cytat. ;)
****"Byłeś najśliczniejszym elfem, ale nie wybaczę ci teraz."
***** Cytat.
****** Kolejny cytat.
*******Jeszcze jeden cytat. ;)
Moją inspiracją do napisania tego rozdziału były piosenki ROOM 94 z albumu Loud Noises i nie tylko. ;)
No i teraz pytanko: "Dlaczego pójście z Harrym do jego domu, było błędem?"
No i tu macie odpowiedź.
Uwaga, nr. 2 mam tu dla Was o takie coś, wyraźcie swoją opinię.
Rozdział XXXIV
Dzień 415, 22.04*
Ciekawe, jakby wyglądało ich życie bez x-Factora? Nigdy nie oglądałam, takich teleturniejów - polską edycję obejrzałam może ze dwa odcinki... A gdybym ja tak poszła do x-Factora? Nie, nie nadaję, się do tego. Nie umnę śpiewać.
'Okay,
but I don't wanna play,
in this game
with you baby.'
Yafud! Podrapałam się po głowie i wyłączyłam wyszukiwarkę grafiki. Wzięłam spinkę do włosów i spięłam je z tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Szkoda, że są trzy światy... Tak samo z ludźmi, są trzy kategorie: Bogaci, średnio bogaci i biedni. Ja należę do tej drugiej kategorii, tata do pierwszej. Nigdy mi nie dawał pieniędzy, w ogóle o nie nie prosiłam. Od piętnastego roku, życia miałam swoje konto w banku.
***
Szłam ulicą, jak wszystkie inne w tym miasteczku. Na nosie miałam moje ciemne okulary od Vogue. Miałam też przyciemniane Ray-Bany, ale one leżały na dnie szafki. Nie lubiłam nosić okularów, które nic nie zmieniały w wyglądzie otoczenia, oprócz, przydawania mu białych kropek...
Weszłam do piekarni i zobaczyłam... Ja pierdolę wyprowadzam się do Islandii. Zobaczyłam nikogo innego, jak mojego prześladowcę, łamacza dziewczęcych... rąk... Ja pierdolę Harry'ego Stylesa. Były z nim kamery. Ja pierdolę, przeprowadzam się na Syberię. Islandia to za blisko i tam są ludzie... mogą mnie rozpoznać. Całe szczęście, że miałam swoje lustrzanki, to nie zwrócił na mnie zbytnio uwagi.
Wiedziałam, że chłopaki kręcą film "1D in 3D", ale tytułu nie kojarzyłam i nie sądziłam, żeby, aż tak ich wzięło. Przecież napisali już książkę...
Wyjęłam z kieszeni spodni stary paragon i długopis i nakreśliłam na nim parę angielskich słów:
"Let's meet, London Road at 4pm."**
Zgniotłam papier i rzuciłam nim w tył jego głowy. Co za cel!
Po czym szybko wybiegłam z budynku.
***
Dostałam gęsiorka. Deszcz zaczął padać. Przemokła mi bluza od dresu, z napisem: "Let's go running!" pod dwoma adidasami ze sznurówkami. Nigdy w życiu się nie jogowałam. Na w-f-ie też. Łaziłam kiedy musiałam coś zaliczyć, a na resztę zajęć miałam lewe zwolnienia od ojca.
Przez deszcz niewiele widziałam - lało jak z cebra - ale dalej się rozglądałam.
Nagle stanął obok mnie.
- Hey.
Okay, stay strong, stay strong.
- Posłuchaj, nie bardzo mi się chce, spotykać cię tak często.
Bawił się moimi sznurówkami od bluzy.
- I? - stanął przede mną i się uśmiechnął.
- I... i... - zaczęłam szczękać zębami.
- Chodź do mnie do domu, to tamten - puścił sznurówki i wskazał budynek.
- Okay - i to był największy błąd mojego życia, nie wiedziałam, że pociągnie za sobą takie konsekwencje...
Wsadziłam ręce do kieszeni i ruszyłam za nim.
***
- Mom, where is Dusty?
- Dusty? - spytałam.
- Tak, mój kot.
Poczułam jak coś ociera mi się o łydki. Spojrzałam w dół. Nie, to nie był jego penis. (xD ja nie mogę z moich skojarzeń, xD ~ Taka uwaga od prawdziwej Me.).
- Słuchaj, czy ten kot jest cały czarny z białym krawatem?
- Yeah, a co?
- Chodź tu, to zobaczysz.
Wyszedł z salonu i zaczął się śmiać, na widok mnie przemoczonej z kotem u stóp.
- Ja pierdolę - mruknęłam po polsku. - Tak, tak, bardzo śmieszne, ale możesz ją już zabrać?
- Poczekaj, zrobię ci zdjęcie i na instagrama - powiedział chytrze.
- Nie zgadzam się!
- No, dobra, tylko zdjęcie, a potem ci przyniosę jakieś suche ciuchy - wyjął telefon.
***
Dusty się na mnie uparła. Wszędzie za mną łaziła i nic nie mogłam zrobić, by się jej pozbyć.
Harry dał mi jakąś koszulkę z napisem: "I HAVE NO CAR, I HAVE NO MONEY, I HAVE NO GIRL, BUT I'M IN A BAND", co dziwne była dla mnie idealna. Jedynie rękawy były trochę za szerokie. Musiał w niej chodzić jakieś dwa lata temu...
Kiedy wyszłam z łazienki, spytał:
- Grasz w SCRABBLE?
- Czasami.
Walnął piorun, zostałam uwięziona w tym domu...
- No, to chodź, zagramy.
Poszłam do salonu, a on na górę po grę. Usiadłam na jedynym fotelu, a kot obok, na oparciu.
***
- Powiedz mi, jak to jest mieszkać daleko od ojczyzny i nie móc rozmawiać w jej języku, bo nikt cię nie rozumie? - spytał, gdy chowałam literki do rękawa.
- A ty mi powiedz, jak to jest być na tyle głupim, by pytać o coś, co będzie cię już niedługo dotyczyło? - zerknęłam na niego bokiem. - Ale chyba "kurwa" rozumiesz?
Pokręcił głową.
- Wiesz, że rok temu miałam mieć F z angielskiego na koniec roku? - podałam mu torebkę z literkami i spojrzałam na niego po raz drugi. - Nie możesz uwierzyć, prawda?
- I co? - potrząsnął woreczkiem.
- I obkułam się wszystkich regułek i zaliczyłam, ale te regułki mają kijowe zastosowanie w praktyce.
Włożył rękę do środka.
- Wychowałem się na tej grze...
- No to zazdroszczę, bo ja wychowałam się na "kółku i krzyżyku" oraz "statkach" - wtrąciłam.
- Więc nie myśl sobie, że tak łatwo wygrasz ze mną w tą grę - wyjął rękę i położył na środku planszy literkę "U". - Zaczynasz.
- Hurt. Teraz ty.
***
Wygrał. Zostały mi trzy literki.
- Jeszcze raz?
- Pewnie.
Ktoś wyszedł z pokoju obok, przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach salonu.
Wstałam.
- Mamo, to jest Angel. Angel, moja mama, Anne.
- Dzień dobry, pani.
- Nice to meet you, Angel. Gracie w SCRABBLE? No, to nie przeszkadzam - i usiadła między mną, a Harrym.
- Wiesz, że też mam kota? Moje Słoneczko?
***
Mama Harry'ego mi pomagała, rzucając od czasu do czasu słowa, które mogłabym ułożyć ze swoich liter. Tak, że wygrałam, a Harry na koniec zrobił zdjęcie planszy i powiedział, że zobaczę je, jak wejdę na twittera. Pewnie na IG włożył...
Deszcz przestał lać, tuż przed zachodem.
Rozejrzałam się po pokoju.
- Chyba będę się już zbierać.
- Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się.
- Nie trzeba, to zaraz za rogiem.
- Mamo, a jest Gemma?
- Tak - odpowiedziała jego rodzicielka. - U siebie w pokoju.
Pobiegł na górę, a gdy zbiegł, stałam już gotowa w ganku. Pamiętam, że u wujka w Poznaniu, też był ganek. W zimę zawsze było tam zimno.
- Gemma cię nie odprowadzi, bo jest zajęta.
- Okay, sama się przejdę.
***
Stanęło na jego.
Po drodze wyjęłam telefon. Na bloggerze napisałam: "HS odprowadza mnie do domu." i weszłam na TT. Istagram Harreha znalazłam bez trudu. Dość długo mi się ładował, więc go wyłączyłam.
- Coś zbyt często noszę wasze ciuchy.. - stwierdziłam.
- Nieprawda, nasza fanka dałaby się zabić za te ubrania i nosiłaby je cały czas. But you.. you're different.
- Bo ja interesuję się zupełnie inną muzyką, poza tym, nie podobacie mi się, a ciebie do tego nie lubię.
- Kłamiesz.
- Nie, jestem całkowicie szczera - byłam szczera, tak przynajmniej myślałam.
- To.. czemu mnie nie lubisz?
- Bo uważasz, że możesz mieć każdą nawet mnie...
- Wcale tak nie uważam. Ja po prostu pierwszy raz widzę dziewczynę, z poza tej branży, która nie piszczy na nasz widok. Poza tym.. I'm gay - dodał z sarkazmem. - Więc chyba rozumiesz.
- I co? I to jest takie dziwne, że dziewczyna woli Reagge od Popu? Poza tym bez swoich loków straciłeś ten urok, w czasach x-Factora wszyscy fajniej wyglądaliście, albo chociaż rok temu. I nie przyszło ci czasem do głowy, że mogę kogoś mieć?
- Dwa razy nie. Jeszcze raz i wylatujesz - zaśmiał się. - Czyli, że rok temu umówiłabyś się ze mną?
- Opanuj Downa, tego nie powiedziałam.
- Ale chciałaś powiedzieć.
- Jesteś chory.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, które mi ciążyło.
- Zaśpiewaj mi coś - odezwałam się wreszcie.
- Nie, ty pierwsza, obiecałaś coś Niallowi - nawet o tym zapomniałam, że mu to obiecałam.
Zaśpiewałam mu te trzy zwrotki.
- Teraz ty. "Kiss you".
- Jak na "nie naszą fankę", sporo o nas wiesz.
- Uważaj, lepiej - powiedziałam oschle.
- Czemu?
- Bo jestem czarownicą.
- Tak? - uniósł jedną brew. - No, to zaczaruj mnie.
- Zero magii poza Hogwartem, sorry, takie zasady.
Znowu milczeliśmy.
- No, zaśpiewaj.
- Wkręciłaś mnie? Z tym Hogwartem?
- Można tak powiedzieć. Ale dałeś się nabrać?
Pokręcił głową.
- A teraz śpiewaj, jak ten słowik.
Zaśpiewał. Refren, a gdy doszedł do "Let me kiss you" obrócił mnie przodem do siebie i pocałował.
Waliłam go, kopałam po łydkach, szczypałam i żałowałam, że moje kolana nie sięgają jego krocza. W głowie mi się pomąciło. A ja mu uwierzyłam, chujowi jebanemu!
Łzy zaczęły mi ciec po policzkach. Straciłam jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedyś będę w stanie komuś tak zaufać. Byłam pewna, że nabiłam mu parę ładnych siniaków, bo złapał mnie za ramiona, tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Ile to takie może mieć siły? Na pewno dość, by zatrzymać przy sobie dziewczynę. Zdrajca.
Nagle poczułam zapach, który mnie obezwładnił. Cytrynowo-piżmowy. Uwielbiałam zapach cytryn i piżma, a ich połączenie...
Rozluźniłam się na maksa, niemal spałam. Kolana się pode mną ugięły, ręce przestały wyrywać. Grawitacja zaczęła działać na mnie dwa razy mocniej, niż dotychczas. Nic mnie już w pionie nie trzymało, prócz jego rąk.
Większość ludzi, żałuje, że nic nie zrobiła, ja żałuję, że robię za dużo. Wcale go nie lubiłam, a tym bardziej go nie kochałam, on chyba mnie też, bo całował, jakoś tak, bez przekonania. Chociaż to może była trochę moja wina, bo się stawiałam. Byłam z siebie dumna, że tak długo dawałam radę.
Puścił mnie dopiero po minucie. A ja sekundę później słyszałam, jak woła za mną moje imię. Uciekłam z tamtąd nim mój gips zdążył się zbliżyć do jego twarzy.
Wpadłam do domu i zatrzasnęłam drzwi. Obsunęłam się po nich i zaczęłam ryczeć.
Ktoś zapukał.
- Angel...
- Nie! Idź sobie! Zostaw mnie! - wrzasnęłam.
- Angel, ja... przepraszam, wynagrodzę ci to, tylko powiedz, co mam zrobić.
- Najlepiej sobie idź.
- Nie, zostanę tu, póki mnie nie wpuścisz, nie pogadamy i nie zobaczę twojego uśmiechu.
Telefon mi zawibrował w kieszeni. "Tuli pan". Rzuciłam go w kąt.
- Wiesz, że chłopaki trzy dni wychodzili z kaca po tym "najlepszym świństwie"? - zaśmiałam się histerycznie. - A Louis zjadł na śniadanie pięć galaretek, a potem rzygał tęczą. Niby najstarszy... W każdym razie nasza Lux się nie gniewa, za to, że podbierasz nam ciuchy.
- Daj mi o sobie zapomnieć - gdy to mówiłam, pomyślałam o jego zapachu i jego wargach. Tylko te dwie rzeczy mi się w nim podobały. Reszta to była inna bajka. - Co ja zrobiłam? - szepnęłam.
- Chciałbym mieć taką córkę, jak Lux.
- Kto to jest Lux?
Telefon mi zapiszczał.
- Zobacz telefon.
Podeszłam na czworaka do telefonu. Odblokowałam go i dotknęłam palcem koperty na wyświetlaczu. Otworzyła się wiadomość MMS. Na zdjęciu zobaczyłam małą dziewczynkę z blond włoskami. Miała dorysowane kocie wąsy farbką. She looks sweet.
Zeszłam na dół.
"Kojarzysz tą dziewczynkę? H.S."
Kojarzyłam ją skądś. Wreszcie sobie przypomniałam.
- Córka waszej stylistki - nie kojarzyłam imienia tej kobiety, ale widziałam ją parę razy na zdjeciach. - Cute.
- Otóż to, fajna jest.
Oparłam głowę o ścianę.
- Nie rób tego więcej i idź sobie.
- Please tell me a lie***.
- But... I don't lie, I can not do this.
Znowu mi piknął telefon. Tym razem jego zdjęcie, chyba ze świąt, bo miał na sobie strój elfa. Też wyglądał słodko.
"Przepraszam. Spóźniony prezent. :)"
Odpisałam:
"You were the cutest elf. But I'm not forgiving you now."****
Odpowiedź dostałam minutę później;
"OK"
***
Słońce powoli zachodziło. Drzwi mu otworzyłam dopiero wtedy, gdy powiedział, że będzie tam spał. Swoją drogą to był bardzo uparty.
- Dobra, właź - powiedziałam. - Ale jeszcze ci nie wybaczyłam. Robię to tylko dlatego, żebyś już poleciał do Londynu.
Wszedł do środka. Starał się unikać mojego wzroku, ja podobnie.
- Liczyłem, że krócej będziesz się opierać - rzekł do mnie przy stole. Nie wiedziałam, czy chodzi mu tylko o te drzwi, czy o to całowanie.
- No, to się przeliczyłeś. Nigdy więcej tego nie rób, jasne? Ja mam chłopaka.
- Kogo? - w słabym świetle jego oczy lśniły. Patrzył na mnie. - Dobrze, Aniołku.
- Nie znasz.
Zanucił:
"Did I do something stupid?"*****
- And what do you think?
- I don't know.
Siedzieliśmy tak jakiś czas.
"It's a beautiful night,
We're lookin' for somethin' dump to do.."******
Znowu nucił. Wkurwiał mnie już tym. Postanowiłam zająć go rozmową.
- Wiesz, co? Zakochałam się. Jakieś trzy lata temu. W twoich lokach. A teraz.. teraz mnie już tak nie pociągają. Poza tym, to było dawno i nieprawda - szepnęłam.
- Gdyby to była nieprawda, nie mówiłabyś mi tego. Więc czemu zrezygnowałaś z tej miłości?
- 'Cause I met Tosiek.
- Tosiek, to twój chłopak? - spytał.
- Nie, ale też ma loki i był bliżej. A teraz... - rozpłakałam się i zakryłam twarz dłońmi.
- Hey, no, spokojnie, nie płacz. Proszę cię nie płacz - starał się mnie uspokoić. - Masz wspaniały uśmiech, więc nie płacz i uśmiechnij się do mnie - pogłaskał mnie po ramieniu.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam - przetarłam oczy dłońmi, mimo, że łzy nadal mi z nich ciekły. - Ale ja... - zaczerpnęłam głośno powietrza.
- A tak właściwie, to czemu do Nialla uśmiechasz się tak fajne, a do mnie już nie?
- Bo nie jestem pustą lalką i nie szukam tu miłości.
- Ach, no, tak, mówiłaś już.
- O, serio? Bo nie pamiętam - sarknęłam. - Zresztą, who do you think you are? Who do you think I am?*******
- No, właśnie nie wiem.
Znowu zapadła cisza.
Wstałam. Otworzyłam szafkę po mojej prawej i wyjęłam z niej paczkę dumli. Otworzyłam ją, wyciągnęłam cukierka i położyłam paczkę na stole.
- Chcesz? - odwróciłam ją w jego stronę. - Potem się będę faszerować insuliną - dodałam widząc jego wzrok.
Wziął jednego.
- Dobre te cukierki - powiedział po chwili.
- Pierdolisz? - znowu się z niego nabijałam.
- Nie - uśmiechnął się szczerze.
- Zaraz będziesz musiał iść.
- Czemu?
- Bo mój tata wraca z pracy, obiecał mi to.
- A twoja mama? - zapytał.
- Nie żyje - odpowiedziałam bez emocji. - Rąbnęła w drzewo samochodem.
- Przykro mi.
- Wcale nie musi ci być przykro.
- Ale jest.
- Szkoda - powiedziałam na koniec. - Musisz już iść.
Wstał i zaczął kierować się do drzwi.
- Zadzwoń, kiedyś.
- Tak, tak, jasne. Nigdy, nawet w twoich najśmielszych snach - pożegnałam go, ale zdążył zamknąć drzwi, nim powiedziałam ostatnie zdanie.
_______________________________________________________________________
*Jeśli chodzi o tą datę, to nie wiem dokładnie, czy Harreh, był wtedy w Holmes Chapel, ale reszta zgadza się ze stroną informacyjną o 1D na fejsie i z tym, co piszą na TT.
**"Spotkajmy się na Londyńskiej ulicy o 16.00".
*** Cytat. ;)
****"Byłeś najśliczniejszym elfem, ale nie wybaczę ci teraz."
***** Cytat.
****** Kolejny cytat.
*******Jeszcze jeden cytat. ;)
Moją inspiracją do napisania tego rozdziału były piosenki ROOM 94 z albumu Loud Noises i nie tylko. ;)
No i teraz pytanko: "Dlaczego pójście z Harrym do jego domu, było błędem?"
No i tu macie odpowiedź.
Rozdział XXXIII
Uwaga, nr. 1 Udało się, ale ramię mnie zajebiście boli. ;/
Uwaga nr.2 Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania! ;D
Rozdział XXXIII - "Niall would like sing it"
Dzień 411, 17.04
Dość źle spałam tej nocy. Trzy razy się budziłam, a potem długo nie mogłam zasnąć. Nie mam pojęcia, czemu.
Po piątej ich czasu, przebudził mnie dźwięk telefonu. Jakiś nieznany numer.
- Hallo?
- Hey, Aniołku.
Miałam ochotę mu zaśpiewać: "Bujaj się, bujaj się, nie zobaczysz więcej mnie." - fragment piosenki, którą Tosiu śpiewał do pani od niemieckiego, na praktycznie, każdej lekcji - ale spasowałam na zgrzytnięciu zębami.
- Zabiję cię, zakopię i dla własnej satysfakcji, odkopię, wskrzeszę, zabiję jeszcze raz i powtórnie zakopię.
- But... why?
- 'Cause idiots are everywhere.
- A wiesz, Aniołku, że dwudziestego pierwszego kończymy trasę po Anglii i Irlandii? - spytał.
***
Przegadaliśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Ale sporo się od niego dowiedziałam, między innymi, że ostatni koncert z trasy po Anglii i Irlandii grają w Manchesterze, a potem jadą do Francji i do Niderlandów. Powiedział mi jeszcze, że więcej mi nie powie, bo się wkurzę, a ja zgrzytnęłam zębami - jak chciał to potrafił być naprawdę uparty. Wybłagał ode mnie jeszcze jeden fragment mojego wiersza:
'I,
wanna be tonight,
here for while,
with you baby.'
Bo jak powiedział, "Niall would like sing it.", a ja powiedziałam, że więcej mu nie powiem i też byłam uparta...
***
Reszta dnia minęła mi kijowo. Nie miałam co robić. Pisać mi się nie chciało, ogólnie jakaś przymulona chodziłam. Nie wiem, czemu... Może dlatego, że się nie wyspałam. Po prostu kręciłam się w te i we w tę.
***
Nim poszłam na górę, umyłam się w łazience. Miałam naprawdę mało kompleksów. Po prostu akceptowałam siebie i swój wygląd. Jedyne, co mnie wkurzało to moje paznokcie. Strasznie się rozdwajały...
Uwaga nr.2 Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania! ;D
Rozdział XXXIII - "Niall would like sing it"
Dzień 411, 17.04
Dość źle spałam tej nocy. Trzy razy się budziłam, a potem długo nie mogłam zasnąć. Nie mam pojęcia, czemu.
Po piątej ich czasu, przebudził mnie dźwięk telefonu. Jakiś nieznany numer.
- Hallo?
- Hey, Aniołku.
Miałam ochotę mu zaśpiewać: "Bujaj się, bujaj się, nie zobaczysz więcej mnie." - fragment piosenki, którą Tosiu śpiewał do pani od niemieckiego, na praktycznie, każdej lekcji - ale spasowałam na zgrzytnięciu zębami.
- Zabiję cię, zakopię i dla własnej satysfakcji, odkopię, wskrzeszę, zabiję jeszcze raz i powtórnie zakopię.
- But... why?
- 'Cause idiots are everywhere.
- A wiesz, Aniołku, że dwudziestego pierwszego kończymy trasę po Anglii i Irlandii? - spytał.
***
Przegadaliśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Ale sporo się od niego dowiedziałam, między innymi, że ostatni koncert z trasy po Anglii i Irlandii grają w Manchesterze, a potem jadą do Francji i do Niderlandów. Powiedział mi jeszcze, że więcej mi nie powie, bo się wkurzę, a ja zgrzytnęłam zębami - jak chciał to potrafił być naprawdę uparty. Wybłagał ode mnie jeszcze jeden fragment mojego wiersza:
'I,
wanna be tonight,
here for while,
with you baby.'
Bo jak powiedział, "Niall would like sing it.", a ja powiedziałam, że więcej mu nie powiem i też byłam uparta...
***
Reszta dnia minęła mi kijowo. Nie miałam co robić. Pisać mi się nie chciało, ogólnie jakaś przymulona chodziłam. Nie wiem, czemu... Może dlatego, że się nie wyspałam. Po prostu kręciłam się w te i we w tę.
***
Nim poszłam na górę, umyłam się w łazience. Miałam naprawdę mało kompleksów. Po prostu akceptowałam siebie i swój wygląd. Jedyne, co mnie wkurzało to moje paznokcie. Strasznie się rozdwajały...
środa, 19 czerwca 2013
Rozdział XXXII
Uwaga, nr. 1 sorki ludzie, że ostatnio rzadziej tu dodaję, ale ramię mnie zakurwiście boli wieczorami. A nie bardzo mogę jedną ręką pisać. Ale niedługo jadę do lekarza z rodzicami i to minie. Dziś napisałam dwa zdania i starczy... jprdl. Przepraszam, naprawdę, postaram się coś dodać w niedługim czasie. Najpewniej będzie to część tego rozdziału. No i dziś miałam jeszcze przepisać referat na WOK, ale brat oczywiscie musiał go zalać wodą i jutro będę pisać od nowa... jprdl. -.-
Edit. Uwaga nr. 2, jednak udało się cały przepisać... jeee.
Rozdział XXXII - "Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Dzień 410, 16.04
Złość minęła mi dopiero rano, kiedy poszłam do łazienki i nalałam pełną wannę. Dolałam też mojego ulubionego, brzoskwiniowego szamponu - piana była większa. I zanurzyłam się w ciepłej pianie...
***
Poskładałam swój telefon - trochę mi to zajęło. Ale jednak... dychał! Jest, tak jest i tak ma być! Żyje. To żyje. It live!
Weszłam na twitera. I napisałam tweeta z fragmentem mojego wiersza:
"So,
I don't want to blow
it, because I love
you baby."
Miałam jeszcze pięć zwrotek, czy tam strof, jak je nazywała "pani profesor". Nikt tam nie był nigdy, ba, nawet nie widział wyższej uczelni, ale mimo to tradycja zobowiązuje. Pytanie tylko, "jaka tradycja?". Tosiu, co każdą lekcję do baby od WoK-u mówił: "Pani profesor..." rok temu i wiedział, że ona tego nie lubi.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
***
Na obiad zrobiłam sobie to co zwykle jadałam w Polsce: zupkę chińską i dumla, zapiłam szklanką soku. Radziłam sobie i nadal radzę, bo przecież już raz miałam taki okres, że nic nie jadłam z powodu pustek w lodówce i piłam tylko kranówę. Nie chciałam do tego wracać.
***
Szczena mi opadła. Gapiłam się w pięć tysięcy RT i tyle samo gwiazdek, pod ostatnim tweetem. Było tam też czterysta odpowiedzi. Większość mnie nie interesowała i brzmiała: "To twoje?" Znalazłam jedną polską od @RuHazzaa, od razu ją follownęłam. Pisała, że mi zazdrości bycia followowaną, przez chłopaków.
"Kocham cię! <3 :**" - odpisałam.
Zapytała też skąd ich znam.
"Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Miałam nadzieję, że satysfakcjonują ją moje odpowiedzi. Ale dopiero później dowiedziałam się, że to follownięcie było błędem. Przecież nie bez przyczyny, wybiera się sobie @username "@RuHazzaa", ciągnie mi to trochę "Ruchaniem".
Przeleciałam jeszcze z góry na dół, wszystkie odpowiedzi i nie znalazłam więcej nic ciekawego.
Zostało mi tylko czekać na noc...
Edit. Uwaga nr. 2, jednak udało się cały przepisać... jeee.
Rozdział XXXII - "Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Dzień 410, 16.04
Złość minęła mi dopiero rano, kiedy poszłam do łazienki i nalałam pełną wannę. Dolałam też mojego ulubionego, brzoskwiniowego szamponu - piana była większa. I zanurzyłam się w ciepłej pianie...
***
Poskładałam swój telefon - trochę mi to zajęło. Ale jednak... dychał! Jest, tak jest i tak ma być! Żyje. To żyje. It live!
Weszłam na twitera. I napisałam tweeta z fragmentem mojego wiersza:
"So,
I don't want to blow
it, because I love
you baby."
Miałam jeszcze pięć zwrotek, czy tam strof, jak je nazywała "pani profesor". Nikt tam nie był nigdy, ba, nawet nie widział wyższej uczelni, ale mimo to tradycja zobowiązuje. Pytanie tylko, "jaka tradycja?". Tosiu, co każdą lekcję do baby od WoK-u mówił: "Pani profesor..." rok temu i wiedział, że ona tego nie lubi.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
***
Na obiad zrobiłam sobie to co zwykle jadałam w Polsce: zupkę chińską i dumla, zapiłam szklanką soku. Radziłam sobie i nadal radzę, bo przecież już raz miałam taki okres, że nic nie jadłam z powodu pustek w lodówce i piłam tylko kranówę. Nie chciałam do tego wracać.
***
Szczena mi opadła. Gapiłam się w pięć tysięcy RT i tyle samo gwiazdek, pod ostatnim tweetem. Było tam też czterysta odpowiedzi. Większość mnie nie interesowała i brzmiała: "To twoje?" Znalazłam jedną polską od @RuHazzaa, od razu ją follownęłam. Pisała, że mi zazdrości bycia followowaną, przez chłopaków.
"Kocham cię! <3 :**" - odpisałam.
Zapytała też skąd ich znam.
"Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Miałam nadzieję, że satysfakcjonują ją moje odpowiedzi. Ale dopiero później dowiedziałam się, że to follownięcie było błędem. Przecież nie bez przyczyny, wybiera się sobie @username "@RuHazzaa", ciągnie mi to trochę "Ruchaniem".
Przeleciałam jeszcze z góry na dół, wszystkie odpowiedzi i nie znalazłam więcej nic ciekawego.
Zostało mi tylko czekać na noc...
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Rozdział XXXI
- "Jesteś idiotą, po prostu idiotą!"
Dzień 409, 15.04
Tosiu spał na kanapie. Musiał spać tam, gdzie mu kazałam,bo jak nie to równie dobrze może iść pod most. Uciekł z domu. Potem przeniesie się do Kamila na dzień i dalej będzie skakał po znajomych. Tak przynajmniej mówił, póki jego rodzice nie zmienią zdania. No, cóż, na pierwszą noc dobrze zdecydował, że do mnie przyjdzie. Nie mieli żadnego powodu, by tu zaglądać. Przecież nikt tu nie mieszkał, bo wyjechaliśmy do Anglii.
Kiedy jedliśmy śniadanie i zostały mi trzy godziny do odlotu, zadzwonił Pan Tuli:
- Jest u ciebie Tosiek?
- Tak, a co?
- No, to niech ci powie, o co mu poszło z rodzicami, bo oni tylko: "Jest Damian u ciebie?" i rozmowa zakończona. I dziś mają zamiar dzwonić na policję.
***
- O nic nam nie poszło. Po prostu po cichu wszedłem do domu i od razu ruszyłem do siebie, rzuciłem telefon na łóżko i polazłem do łazienki. A jak się obudziłem, telefonu nie było.
- Mam nadzieję, że chociaż był wyłączony...
- No, właśnie nie był.
- Po czym tak twierdzisz? - spytałam.
- Po tym, że jak schodziłem na dół, to cytowali wiadomości.
- Ty debilu! - walnęłam go łyżką w głowę. - Jesteś idiotą, po prostu idiotą. Nie masz mózgu, normalnie.
- No, dobra, dobra, jestem idiotą, pasuje? A teraz jeszcze ta jebnięta policja! Mogę zostać tu jeszcze dziś? Bo przecież jestem już dorosły.
- Pewnie, żarcie w lodówce. Tylko nie nabijaj rachunku, bo jak przyjdzie tysiąc złotych, to ojciec mi więcej nie pozwoli przyjechać.
***
- Ja pierdolę - odezwałam się w taxi.
- Angel, nie odzywaj się niekulturalnie - pouczył mnie tato.
- Przecież i tak nikt nas tu nie rozumie!
***
Położyłam się na łóżku. Wyjęłam telefon, wysunęłam klawiaturę 'qwerty'. Włączyłam YouTube. Wpisałam "Hey soul sister" i puściłam na cały głos. Przekręciłam się na brzuch, żeby łatwiej było pisać i weszłam w bloggera. Zalogowałam się:
"Jeszcze nigdy nie byłam tak wkurzona, aż do dziś >:( .
Dobranoc, all.
~ Me."
Rzuciłam telefonem w ścianę. Rozsypał się w proch. I tak muszę sobie kupić nowy. Pewnie znowu samsunga. Bo reszta to chłam. Jutro go poskładam, a jak nie będzie działał, od razu pójdę do jakiegoś salonu. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie dychał.
Nakryłam się kołdrą na głowę.
Dzień 409, 15.04
Tosiu spał na kanapie. Musiał spać tam, gdzie mu kazałam,bo jak nie to równie dobrze może iść pod most. Uciekł z domu. Potem przeniesie się do Kamila na dzień i dalej będzie skakał po znajomych. Tak przynajmniej mówił, póki jego rodzice nie zmienią zdania. No, cóż, na pierwszą noc dobrze zdecydował, że do mnie przyjdzie. Nie mieli żadnego powodu, by tu zaglądać. Przecież nikt tu nie mieszkał, bo wyjechaliśmy do Anglii.
Kiedy jedliśmy śniadanie i zostały mi trzy godziny do odlotu, zadzwonił Pan Tuli:
- Jest u ciebie Tosiek?
- Tak, a co?
- No, to niech ci powie, o co mu poszło z rodzicami, bo oni tylko: "Jest Damian u ciebie?" i rozmowa zakończona. I dziś mają zamiar dzwonić na policję.
***
- O nic nam nie poszło. Po prostu po cichu wszedłem do domu i od razu ruszyłem do siebie, rzuciłem telefon na łóżko i polazłem do łazienki. A jak się obudziłem, telefonu nie było.
- Mam nadzieję, że chociaż był wyłączony...
- No, właśnie nie był.
- Po czym tak twierdzisz? - spytałam.
- Po tym, że jak schodziłem na dół, to cytowali wiadomości.
- Ty debilu! - walnęłam go łyżką w głowę. - Jesteś idiotą, po prostu idiotą. Nie masz mózgu, normalnie.
- No, dobra, dobra, jestem idiotą, pasuje? A teraz jeszcze ta jebnięta policja! Mogę zostać tu jeszcze dziś? Bo przecież jestem już dorosły.
- Pewnie, żarcie w lodówce. Tylko nie nabijaj rachunku, bo jak przyjdzie tysiąc złotych, to ojciec mi więcej nie pozwoli przyjechać.
***
- Ja pierdolę - odezwałam się w taxi.
- Angel, nie odzywaj się niekulturalnie - pouczył mnie tato.
- Przecież i tak nikt nas tu nie rozumie!
***
Położyłam się na łóżku. Wyjęłam telefon, wysunęłam klawiaturę 'qwerty'. Włączyłam YouTube. Wpisałam "Hey soul sister" i puściłam na cały głos. Przekręciłam się na brzuch, żeby łatwiej było pisać i weszłam w bloggera. Zalogowałam się:
"Jeszcze nigdy nie byłam tak wkurzona, aż do dziś >:( .
Dobranoc, all.
~ Me."
Rzuciłam telefonem w ścianę. Rozsypał się w proch. I tak muszę sobie kupić nowy. Pewnie znowu samsunga. Bo reszta to chłam. Jutro go poskładam, a jak nie będzie działał, od razu pójdę do jakiegoś salonu. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie dychał.
Nakryłam się kołdrą na głowę.
sobota, 15 czerwca 2013
Rozdział XXX
- "Mogę dziś u ciebie spać?"
Dzień 408, 14.04
Ja pierdolę, ale mnie łeb... Zaraz... co pamiętam? Prawie wszystko. Nic nie odwaliłam.
Zadzwoniłam do Tośka.
- Skąd wziąłeś furgona? - przełknęłam ślinę. Aż mnie gardło bolało od tej suszy.
- Hę? - usłyszałam z drugiej strony zachrypnięty głos. Dobrze, przynajmniej nie ja jedna mam takiego kaca.
- No, malucha, skąd go miałeś?
- A wiesz, że nie wiem?
- Ja pierdzielę, ale nie rzygałam? - spytałam go.
- Nie, wiesz, raz się zakrztusiłaś, że myśleliśmy, że to cofka, ale dalej piłaś normalnie, więc...
- Kuffa, ojciec mnie zabije, jak nawalona wrócę do Anglii...
- Ciebie to pół biedy, moi to mnie zabiją, zakopią, odkopią, wskrzeszą, zabiją jeszcze raz, jeszcze raz zakopią i dopiero wtedy dadzą mi spokój, jak się dowiedzą, że prowadziłem..
- Oboje mamy przerąbane.
Zapadła cisza.
- Więcej razem nie pijemy.
- Zgoda - nigdy nie dotrzymaliśmy tej umowy.
***
Zeszłam na dół po drugą butelkę wody.
Bóg jest zły, bo karze za coś, za co nie powinno być kary, bo to jego wina, że człowiek ma rozum i wymyśla, odkrywa różne związki pierwiastków...Powinien karać za bycie rodzicem i nauczycielem. Zresztą ciekawe, z kim tam tak gadałam? Pewnie z Łysym. To na pewno był Daro.
Pośliznęłam się i upadłam na lewą dłoń, jednak tym razem całą energię, zamiast nadgarstka, przejął łokieć.
- Ja pierdolę! - zawyłam.
***
Ktoś otworzył drzwi zapasowym kluczem, kiedy oglądałam "Modę na Sukces". Swoją drogą, ciekawe, ile lat trwa już ten serial?
Wleciał Tosiu.
- Rodzice zabrali telefon!
Podniosłam się z kanapy.
- I co powiedzieli?
- Powiedzieli: "Oddamy w swoim czasie.", co to niby ma znaczyć? Pewnie Justin znowu mnie wkopała. Nie można już nikomu ufać! Mogę dziś u ciebie spać?
- Dobra, odparłam, o ile wiesz, ile lat już leci "Moda na Sukces"?
***
Do końca dnia dziwnie się na mnie patrzył. W sumie, nie dziwiłam mu się, zmieniłam się. Czułam, że jestem inną osobą... Chyba stałam się bardziej otwarta, a może... może to nie ja się zmieniłam, tylko ludzie, których znam... A może doszło pięć pewnych osób?
- Co się tak gapisz? - spytałam w końcu.
- Nie, nic - odwrócił głowę.
- Masz coś do mojego wyglądu?
- Nie, po prostu myślałem, że masz szare oczy, a masz zielone.
Miałam na sobie szarą bluzę.
- Kolorowe - oburzyłam się. - Indyk myślał...
- O niedzieli, a w sobotę łeb ucięli - dokończył.
Gdybym miała z nim zamieszkać, zatłukłabym go po dwóch godzinach.
Poszłam na górę, się przebrać w pidżamę i zeszłam mu tylko powiedzieć, że śpi na kanapie.
Dzień 408, 14.04
Ja pierdolę, ale mnie łeb... Zaraz... co pamiętam? Prawie wszystko. Nic nie odwaliłam.
Zadzwoniłam do Tośka.
- Skąd wziąłeś furgona? - przełknęłam ślinę. Aż mnie gardło bolało od tej suszy.
- Hę? - usłyszałam z drugiej strony zachrypnięty głos. Dobrze, przynajmniej nie ja jedna mam takiego kaca.
- No, malucha, skąd go miałeś?
- A wiesz, że nie wiem?
- Ja pierdzielę, ale nie rzygałam? - spytałam go.
- Nie, wiesz, raz się zakrztusiłaś, że myśleliśmy, że to cofka, ale dalej piłaś normalnie, więc...
- Kuffa, ojciec mnie zabije, jak nawalona wrócę do Anglii...
- Ciebie to pół biedy, moi to mnie zabiją, zakopią, odkopią, wskrzeszą, zabiją jeszcze raz, jeszcze raz zakopią i dopiero wtedy dadzą mi spokój, jak się dowiedzą, że prowadziłem..
- Oboje mamy przerąbane.
Zapadła cisza.
- Więcej razem nie pijemy.
- Zgoda - nigdy nie dotrzymaliśmy tej umowy.
***
Zeszłam na dół po drugą butelkę wody.
Bóg jest zły, bo karze za coś, za co nie powinno być kary, bo to jego wina, że człowiek ma rozum i wymyśla, odkrywa różne związki pierwiastków...Powinien karać za bycie rodzicem i nauczycielem. Zresztą ciekawe, z kim tam tak gadałam? Pewnie z Łysym. To na pewno był Daro.
Pośliznęłam się i upadłam na lewą dłoń, jednak tym razem całą energię, zamiast nadgarstka, przejął łokieć.
- Ja pierdolę! - zawyłam.
***
Ktoś otworzył drzwi zapasowym kluczem, kiedy oglądałam "Modę na Sukces". Swoją drogą, ciekawe, ile lat trwa już ten serial?
Wleciał Tosiu.
- Rodzice zabrali telefon!
Podniosłam się z kanapy.
- I co powiedzieli?
- Powiedzieli: "Oddamy w swoim czasie.", co to niby ma znaczyć? Pewnie Justin znowu mnie wkopała. Nie można już nikomu ufać! Mogę dziś u ciebie spać?
- Dobra, odparłam, o ile wiesz, ile lat już leci "Moda na Sukces"?
***
Do końca dnia dziwnie się na mnie patrzył. W sumie, nie dziwiłam mu się, zmieniłam się. Czułam, że jestem inną osobą... Chyba stałam się bardziej otwarta, a może... może to nie ja się zmieniłam, tylko ludzie, których znam... A może doszło pięć pewnych osób?
- Co się tak gapisz? - spytałam w końcu.
- Nie, nic - odwrócił głowę.
- Masz coś do mojego wyglądu?
- Nie, po prostu myślałem, że masz szare oczy, a masz zielone.
Miałam na sobie szarą bluzę.
- Kolorowe - oburzyłam się. - Indyk myślał...
- O niedzieli, a w sobotę łeb ucięli - dokończył.
Gdybym miała z nim zamieszkać, zatłukłabym go po dwóch godzinach.
Poszłam na górę, się przebrać w pidżamę i zeszłam mu tylko powiedzieć, że śpi na kanapie.
piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział XXIX
Uwaga, teraz będę trochę nadrabiać, więc proszę się nie dziwić, że dodają po dwa rozdziały dziennie.
Uwaga nr. 2, dodałam trochę Faktów!
Rozdział XXIX - "Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy"
Dzień 407, 13.04
- Jak tam w krajach zachodu? - zagadał Kamil w taksówce. - Bo tu nadal "jakaś pierdolona komuna", jak to kreślił Tosiek.
- Bo to prawda, w domu jak za Stalina totalitaryzm się szerzy - wtrącił Damian. - W szkole, nie można nawet, jebanego okna otworzyć, bo już z mordą lecą...
- Dobra, dobra, kto ci bardziej podpadł, rodzice, czy nauczyciele? - spytałam.
- Rodzice, bo Tosiu zaczął wzdychać do świętego pierdolonego w szkole i w domu.
- Aż tak źle?
- No, bo, jak rodzice zabierają komputer bez powodu, to chyba ma być aluzja, że pora zacząć stosować cenzurę. I nie chcą oddać już tydzień.
- Damian, to równie dobrze może być aluzja do tego, że chyba pora zacząć kasować historię przeglądania, po każdym użytkowaniu internetu - pocieszyłam go.
- Ja pierdolę... - westchnął.
- Tosiu, nie pierdol, tylko z tym walcz - znałam rodziców Tośka, na tyle, by stwierdzić, że nigdy nie kontrolowali swojego syna. Byli nawet lepsi od mojego ojca.
- Na całe szczęście, mam jeszcze telefon - wyciągnął z kieszeni swojego smartphone'a HTC. - Bo ojciec mi powiedział, że podam im moje hasło do kompa - zaśmiał się ponuro. - Niech sobie znajdą hakera, który im to rozwiąże, bo ja im nic nie powiem - Tosiu był mistrzem w ukrywaniu swoich sekretów. Potrafił na jedno pytanie odpowiadać w kółko "nie", dopóki człowiek nie odpuścił...
- Damian, a jakie ty masz hasło do komputera?
- Nie.
- Aha, nie, to nie, nie naciskam - zapewniłam go. - Ale telefon radzę ci wyłączać, bo do niego też mogą się dobrać.
***
W domu nie musiałam nic rozpakowywać, tylko komputer i jeszcze trochę ogarnąć brud, smród i kurz wszędzie.
***
Usiadłam przy biurku.
"Pozwólcie, że zacytuję mojego BFF z dziś w taksówce: "Co to LO robi z ludźmi? Człowiek nigdy nie wagarował, był sumienny, a tu przyjdzie taka i podpieprzy i jeszcze, w bonusie, ma pretensję, że ją przezywamy."
Tu, w Polsce, nadal jest komuna, kult wodza uprawia się w domu, w szkole nic nie wolno, bo od razu podpieprzą... Cenzurę trzeba stosować na własnym komputerze... Trzeba wszystko ukrywać głęboko w sobie, bo oni chcą nas zniszczyć.
~ Me.
Pojebczony świat... a najgorsze jest to, że my nic nie możemy z tym zrobić bo to jest "dla naszego dobra"...Przecież jak dziecko nie ma kontaktu z innym człowiekiem, wpada w depresję, a depresji już nie wyleczysz, możesz jedynie zmniejszyć jej skutki. Ojciec trzy razy władował mnie w taki stan, że przestało mi zależeć, na czymkolwiek, płakałam bez powodu, a potem znowu się śmiałam... Zaczynałam się wtedy kołysać w przód i w tył...
Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Siadałam wtedy najczęściej tak, jak teraz pod ścianą i waliłam w nią głową, póki ktoś mną nie potrząsnął, ale zwykle nikogo nie było... więc waliłam do utraty świadomości. Kiedyś, pamiętam, jak ojciec przed zabraniem mi wszystkiego, uderzył mnie w twarz i powiedział: "Na miano córki trzeba sobie zasłużyć", a ja chciałam mu odpowiedzieć, coś takiego, że by pożałował, ale nie dałam rady... Wybiegłam tylko z domu i schowałam się w mojej kryjówce na drzewie. Przesiedziałam tam do dwudziestej trzeciej, waląc w konar łbem.
- Ja pierdolę... - westchnęłam, jak Tosiu w taksówce. - Normalnie, co za zajebiszty świat.
Wstałam z fotela i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
***
Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy.
Otworzył mi gospodarz.
- Tosiek się wyrwał?
Pokręcił głową i zaprosił gestem do środka.
***
- Daj mi, kuffa, wódki - powiedziałam do łysego chłopaka przy barze i pokazałam, ile ma nalać do szklanki. Wypiłam duszkiem. - A teraz powiedz mi, czy u was w domu też jest taka komuna, jak u Ptaszewskiego, czy może nie ma jej wcale?
- Wszędzie jest, bo dorośli uważają, że zasługują na 'szacunek', bo na nas zarabiają, ale to jest ich obowiązek.
- Polać ci? Bo dobrze gadasz.
Uśmiechnął się.
- Co miałeś z WOS-u?
- Pięć.
- Jest super, normalnie. Ja pierdzielę, jak ty taką ocenę z WOS-u możesz mieć? Daj mi jeszcze wódki.
***
Byłam już nieźle wstawiona, jak Tosiek się zjawił. W głowie mi szumiało, jednak miałam jeszcze siłę na dyskusje. Nie bełkotałam jeszcze i dowiedziałam się, że Tosiu wyskoczył przez okno, bo jego rodzice nie chcieli dość długo zasnąć.
***
Po imprezie Damian odwiózł mnie do domu. ODWIÓZŁ. Ciekawe, skąd wziął furgona-malucha... Pewnie brat mu pożyczył. Zresztą czy to ważne?
W domu skierowałam się prosto do swojego pokoju... schodami w górę i po prawej i walnęłam w kimę nad łóżkiem...
_________________________________________________________________________
A poza tym Sans. TT to jest coś, coś lepszego nawet od fejsbuka.
Uwaga nr. 2, dodałam trochę Faktów!
Rozdział XXIX - "Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy"
Dzień 407, 13.04
- Jak tam w krajach zachodu? - zagadał Kamil w taksówce. - Bo tu nadal "jakaś pierdolona komuna", jak to kreślił Tosiek.
- Bo to prawda, w domu jak za Stalina totalitaryzm się szerzy - wtrącił Damian. - W szkole, nie można nawet, jebanego okna otworzyć, bo już z mordą lecą...
- Dobra, dobra, kto ci bardziej podpadł, rodzice, czy nauczyciele? - spytałam.
- Rodzice, bo Tosiu zaczął wzdychać do świętego pierdolonego w szkole i w domu.
- Aż tak źle?
- No, bo, jak rodzice zabierają komputer bez powodu, to chyba ma być aluzja, że pora zacząć stosować cenzurę. I nie chcą oddać już tydzień.
- Damian, to równie dobrze może być aluzja do tego, że chyba pora zacząć kasować historię przeglądania, po każdym użytkowaniu internetu - pocieszyłam go.
- Ja pierdolę... - westchnął.
- Tosiu, nie pierdol, tylko z tym walcz - znałam rodziców Tośka, na tyle, by stwierdzić, że nigdy nie kontrolowali swojego syna. Byli nawet lepsi od mojego ojca.
- Na całe szczęście, mam jeszcze telefon - wyciągnął z kieszeni swojego smartphone'a HTC. - Bo ojciec mi powiedział, że podam im moje hasło do kompa - zaśmiał się ponuro. - Niech sobie znajdą hakera, który im to rozwiąże, bo ja im nic nie powiem - Tosiu był mistrzem w ukrywaniu swoich sekretów. Potrafił na jedno pytanie odpowiadać w kółko "nie", dopóki człowiek nie odpuścił...
- Damian, a jakie ty masz hasło do komputera?
- Nie.
- Aha, nie, to nie, nie naciskam - zapewniłam go. - Ale telefon radzę ci wyłączać, bo do niego też mogą się dobrać.
***
W domu nie musiałam nic rozpakowywać, tylko komputer i jeszcze trochę ogarnąć brud, smród i kurz wszędzie.
***
Usiadłam przy biurku.
"Pozwólcie, że zacytuję mojego BFF z dziś w taksówce: "Co to LO robi z ludźmi? Człowiek nigdy nie wagarował, był sumienny, a tu przyjdzie taka i podpieprzy i jeszcze, w bonusie, ma pretensję, że ją przezywamy."
Tu, w Polsce, nadal jest komuna, kult wodza uprawia się w domu, w szkole nic nie wolno, bo od razu podpieprzą... Cenzurę trzeba stosować na własnym komputerze... Trzeba wszystko ukrywać głęboko w sobie, bo oni chcą nas zniszczyć.
~ Me.
Pojebczony świat... a najgorsze jest to, że my nic nie możemy z tym zrobić bo to jest "dla naszego dobra"...Przecież jak dziecko nie ma kontaktu z innym człowiekiem, wpada w depresję, a depresji już nie wyleczysz, możesz jedynie zmniejszyć jej skutki. Ojciec trzy razy władował mnie w taki stan, że przestało mi zależeć, na czymkolwiek, płakałam bez powodu, a potem znowu się śmiałam... Zaczynałam się wtedy kołysać w przód i w tył...
Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Siadałam wtedy najczęściej tak, jak teraz pod ścianą i waliłam w nią głową, póki ktoś mną nie potrząsnął, ale zwykle nikogo nie było... więc waliłam do utraty świadomości. Kiedyś, pamiętam, jak ojciec przed zabraniem mi wszystkiego, uderzył mnie w twarz i powiedział: "Na miano córki trzeba sobie zasłużyć", a ja chciałam mu odpowiedzieć, coś takiego, że by pożałował, ale nie dałam rady... Wybiegłam tylko z domu i schowałam się w mojej kryjówce na drzewie. Przesiedziałam tam do dwudziestej trzeciej, waląc w konar łbem.
- Ja pierdolę... - westchnęłam, jak Tosiu w taksówce. - Normalnie, co za zajebiszty świat.
Wstałam z fotela i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
***
Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy.
Otworzył mi gospodarz.
- Tosiek się wyrwał?
Pokręcił głową i zaprosił gestem do środka.
***
- Daj mi, kuffa, wódki - powiedziałam do łysego chłopaka przy barze i pokazałam, ile ma nalać do szklanki. Wypiłam duszkiem. - A teraz powiedz mi, czy u was w domu też jest taka komuna, jak u Ptaszewskiego, czy może nie ma jej wcale?
- Wszędzie jest, bo dorośli uważają, że zasługują na 'szacunek', bo na nas zarabiają, ale to jest ich obowiązek.
- Polać ci? Bo dobrze gadasz.
Uśmiechnął się.
- Co miałeś z WOS-u?
- Pięć.
- Jest super, normalnie. Ja pierdzielę, jak ty taką ocenę z WOS-u możesz mieć? Daj mi jeszcze wódki.
***
Byłam już nieźle wstawiona, jak Tosiek się zjawił. W głowie mi szumiało, jednak miałam jeszcze siłę na dyskusje. Nie bełkotałam jeszcze i dowiedziałam się, że Tosiu wyskoczył przez okno, bo jego rodzice nie chcieli dość długo zasnąć.
***
Po imprezie Damian odwiózł mnie do domu. ODWIÓZŁ. Ciekawe, skąd wziął furgona-malucha... Pewnie brat mu pożyczył. Zresztą czy to ważne?
W domu skierowałam się prosto do swojego pokoju... schodami w górę i po prawej i walnęłam w kimę nad łóżkiem...
_________________________________________________________________________
A poza tym Sans. TT to jest coś, coś lepszego nawet od fejsbuka.
piątek, 7 czerwca 2013
Rozdział XXVIII
Uwaga, ogólnie to moja mama, jest taka mądra, że wyłączyła mi komputer, kiedy ładowała się aktualizacja systemu.
I jak go włączyłam to pojawiło się jakieś ostrzeżenie, ale wybrałam "uruchom system windows normalnie". I po tym wnioskuję, że aktualizacja została przerwa. Potem się pojawiło "trwa wznawianie systemu windows" ale tego nie jestem pewna. I na koniec, "trwa wykonywanie operacji aktualizacja" i tam jakieś cyferki no i; Jak przywrócić stan sprzed, albo samą aktualizację? Bo boję się cokolwiek włączać innego, bo system padnie. Sprawdziłam tylko internet i coś przymula wszystko, włączanie komputera też.
Może ktoś z Was miał też taki problem?Dziękuję, za wszelkie odpowiedzi.
Uwaga nr. 2 Ten rozdział pewnie pojawi się jak rozwiążę ten problem... -.-
Uwaga, nr. 3, jeśli masz do mnie jakieś pytania, możesz zadać je tu, ewentualnie tutaj, (nie zapomnij dać follow.:))
Uwaga nr. 4, informatyk przyjechał, sprawdził, wszystko gra. Więc już wstawiam.
Rozdział XXVIII - "Czyli, że nie zadzwoni do mnie tej nocy... a być może nigdy..."
Dzień 406, 12.04
Reszta tego tygodnia minęła mi w sumie, tylko na jednym: siedzeniu w domu i chodzeniu co drugi dzień do piekarni w celu uzupełnienia zapasów pieczywa. A no i jeszcze na sprawdzaniu twittera. Z piętnastu obserwatorów na tym koncie zrobiło mi się piętnaście tysięcy. Głównie były to 'żony' moich drogich kolegów, albo ich rodziny. Nigdy się za bardzo nie udzielałam na koncie Angeliki, częściej na Me., ale również rzadko. Wolałam się udzielać na blogu - tam nie było limitu znaków.
Wstałam od komputera. Zeszłam na dół, pokręciłam się tam trochę i ubrałam rolki, żeby chociaż troszkę poćwiczyć. Śpiewałam też:
"Let's dance in style
let's dance for while.
Heaven can wait (...)."
Jak mi się skończyły zwrotki zaczęłam z innej beczki. O mało nie wpadłam na ścianę trzy razy z rzędu...
***
"W kółko pytacie mnie 'czemu piszę tylko o ojcu?'. Odpowiedź jest prosta, jak budowa bagażnika odrzutowca: nie mam mamy, odkąd pamiętam. Wiem, że zginęła w wypadku, kiedy miałam cztery lata."
Zastanowiłam się jeszcze przez chwilę i dopisałam:
"Jutro lecę do POLSKI. :D
~ Me."
***
Wieczorem chciałam obejrzeć jeszcze jakąś komedię, ale leciał HP, więc z komedii poszły nicy. Niekiedy mój mózg sam tłumaczył kwestie bohaterów i mimo, iż już prawie trzydzieści razy to oglądałam, poryczałam się kiedy Harry stał przed tym lustrem w którym się pojawili jego rodzice.
Przyszła do mnie Sunny. Wskoczyła na mnie i ocierała się o moją rękę. Pogłaskałam ją.
- Zostałyśmy tylko my - powiedziałam do kotki. - Nie wiem, co mam zrobić ze sobą, ze wszystkim.
Sunny była moją skrzynką myśli, zawsze się jej zwierzałam gdy miałam gorszy dzień.
Poszłam na górę włożyłam jej karmy i poszurałam miską o podłogę. Leniwiec jeden, nawet jej się nie chce przyjść, żeby zjeść.
Usiadłam do komputera.
"Mam nadzieję, że ktoś tam będzie na mnie czekał na lotnisku. xD
~Me."
Wskoczyłam jeszcze na chwilę na twittera - porządnie się od niego uzależniłam. Me. miała te swoje dwieście tysięcy obserwatorów, ale Angelika M. nigdy nie miała ich tak dużo. W opisie nigdy nie pisałam: 'I always give follow back." i tym podobne, jak co poniektórzy, tylko to co lubię robić. Me. miała jakieś tam filozofie.
Sprawdziłam wiadomości. Cztery godziny temu, dostałam jedną od kolegi Stylesa.
"Do you play badminton?"
I co w tym takiego dziwnego, że dziewczyna z Polski gra w badmintona?
"Yes, I do it, sometimes, with my cousin."
Z Łysym. Mieliśmy swoje zasady, na przykład: ten kto "wykopie pierzastą", poza boisko idzie po nią. Częściej Daro nurkował w krzakach. Uwielbiałam grać jeden na jednego.
Zamknęłam komputer. Zaśmiałam się, czyli, że nie zadzwoni do mnie tej nocy... nie tej nocy... a być może nigdy...
________________________________________________________________________
Lecę przepisywać następny rozdział, trzeba trochę nadgonić. Uff...
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XXVII
Uwaga, po dość długiej batalii z tatą, udało mi się odzyskać MÓJ komputer. Muahahahaha. Powołałam się na moje oceny. :D
Uwaga nr. 2, to jest rumuńskie radio, na którym w kółko puszczają 1D. <3
Uwaga nr. 3 Mam do Was pytanko: czy wy też widzicie ten wynik w ankiecie? :>
Uwaga nr. 4 Najlepsze zawsze na koniec, DZIĘKUJĘ, za te prawie 3500 wyświetleń. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca.
Rozdział XXVII - "Swoją drogą Niall, to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk"
Dzień 404, 10.04
Obudziłam się i od razu zaczęłam ryczeć. Z powodu bólu głowy. Był nieznośny i pulsował.
Muszę wypic kawę...
***
Na dole ją sobie zrobiłam, poczekałam, aż ostygnie i wypiłam duszkiem. Piętnaście minut później łeb przestał mnie boleć.
Poszłam na górę. W wyszukiwarkę wpisałam "Facebook.com" i pojawiła się moja strona startowa fejsa.
Większośc postów moich znajomych dotyczyła rzeczy mało mnie interesujących, jednak tylko jednej osobie napisałam w komentarzu:
"Poczekaj, sprawdzę mój obchodzimnietometr. Przykro mi, ani drgnął."
Nigdy jej nie lubiłam.. Od czasu kiedy się poznałyśmy, próbowała mnie zniszczyć. No i trafiła kosa na kamień, bo jak mnie nawyzywała w internecie, tato poszedł na policję i, po Agacie słuch zaginął. Odezwała się dopiero po dwóch latach z przeprosinami, nawet w realu nie przeprosiła mnie.
Przybyło mi dziesięć lajków pod tym komentarzem, a potem zniknął - oznaczyła jako spam.
Weszłam w jej zdjęcia. Większość przedstawiała ją samą. Przez ten miesiąc dodała z pięćdziesiąt nowych. Przejrzałam je wszystkie. Aż trafiłam na zdjęcie, kiedy Tuli przytulał mnie wtedy w kuchni. Zerknęłam na opis:
"Kamil, sądziłam, że masz lepszy gust."
A poniżej jego komentarz:
"Chyba coś z twoim gustem nie tak, skoro na tym zdjęciu widzisz tylko Angel."
Wiedziałam, że w oczach wszystkich, zyskałabym bardzo dużo, gdyby tylko dowiedzieli się, kogo znam, co piszę i ile mam kasy. Ale przecież prawdziwa przyjaźń na tym się nie opiera...
Wpisałam w okienko od posta:
"Niedawno, poznałam całe 1D."
Nakierowałam myszkę na "Wyślij". Wstałam i wyłączyłam wtyczkę od komputera z gniazdka. Wyłączył się od razu - nie miał baterii.
***
Wieczorem po siedemnastej weszłam na twittera. A co mi tam, jak szaleć to szaleć. I kliknęłam "follow" dla wszystkich członków. Uprzednio przeczytałam wszystkie ich tweety sprzed dwóch tygodni - niewiele tam o mnie pisali, jednak na "follow back" nie musiałam długo czekać - na profilowym miałam swoje zdjęcie.
Od Nialla dostałam wiadomość, którą mnie totalnie rozbawił:
"Say c'mon, c'mon and dance with me..."
Odpisałam:
"Baby*, I don't dance :)"
"Why? :("
"'cause I can't."
"So, I teach you dance, Irish dance**"
Tym to już mnie doszczętnie rozbroił, ale prawdziwego zonka dostałam, gdy zobaczyłam zdjęcie jego zębów bez aparatu, przed i po.
"Kiedy zdjąłeś aparat? :("
"W środę. :D"
"I really miss it now. :("
Wyłączyłam twittera i postanowiłam opisać tą rozmowę na blogu:
"Heyka, dziś follownęłam wszystkich chłopaków z 1D, oraz dostałam od nich follow back. No i... Wymieniłam parę słów z Niallem. Nauczy mnie irlandzkiego tańca. :D A Niall zdjął aparat w środę? Czy kiedy? Swoją drogą, Niall to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk. :>
I nie wiem, jak wy, ale ja nigdy nie mówię can't Przez mojego drogiego Mr. Teacher. Zawsze zwracał nam uwagę typu: Nie rozumiem,możesz, czy nie możesz?, więc go przechytrzyłam. Każdy sposób jest dobry, żeby wykiwać nauczyciela. jak to mówi tata.
Żegnam ludzie do jutra!
~ Me."
Zaczęłam zdrapywać sobie strupa na nodze. Nie miałam już nic do roboty.
_____________________________________________________________________
* cytat z ich piosenki "c'mon c'mon"
** Tłumaczyć, czy nie? :)
Uwaga nr. 2, to jest rumuńskie radio, na którym w kółko puszczają 1D. <3
Uwaga nr. 3 Mam do Was pytanko: czy wy też widzicie ten wynik w ankiecie? :>
Uwaga nr. 4 Najlepsze zawsze na koniec, DZIĘKUJĘ, za te prawie 3500 wyświetleń. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca.
Rozdział XXVII - "Swoją drogą Niall, to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk"
Dzień 404, 10.04
Obudziłam się i od razu zaczęłam ryczeć. Z powodu bólu głowy. Był nieznośny i pulsował.
Muszę wypic kawę...
***
Na dole ją sobie zrobiłam, poczekałam, aż ostygnie i wypiłam duszkiem. Piętnaście minut później łeb przestał mnie boleć.
Poszłam na górę. W wyszukiwarkę wpisałam "Facebook.com" i pojawiła się moja strona startowa fejsa.
Większośc postów moich znajomych dotyczyła rzeczy mało mnie interesujących, jednak tylko jednej osobie napisałam w komentarzu:
"Poczekaj, sprawdzę mój obchodzimnietometr. Przykro mi, ani drgnął."
Nigdy jej nie lubiłam.. Od czasu kiedy się poznałyśmy, próbowała mnie zniszczyć. No i trafiła kosa na kamień, bo jak mnie nawyzywała w internecie, tato poszedł na policję i, po Agacie słuch zaginął. Odezwała się dopiero po dwóch latach z przeprosinami, nawet w realu nie przeprosiła mnie.
Przybyło mi dziesięć lajków pod tym komentarzem, a potem zniknął - oznaczyła jako spam.
Weszłam w jej zdjęcia. Większość przedstawiała ją samą. Przez ten miesiąc dodała z pięćdziesiąt nowych. Przejrzałam je wszystkie. Aż trafiłam na zdjęcie, kiedy Tuli przytulał mnie wtedy w kuchni. Zerknęłam na opis:
"Kamil, sądziłam, że masz lepszy gust."
A poniżej jego komentarz:
"Chyba coś z twoim gustem nie tak, skoro na tym zdjęciu widzisz tylko Angel."
Wiedziałam, że w oczach wszystkich, zyskałabym bardzo dużo, gdyby tylko dowiedzieli się, kogo znam, co piszę i ile mam kasy. Ale przecież prawdziwa przyjaźń na tym się nie opiera...
Wpisałam w okienko od posta:
"Niedawno, poznałam całe 1D."
Nakierowałam myszkę na "Wyślij". Wstałam i wyłączyłam wtyczkę od komputera z gniazdka. Wyłączył się od razu - nie miał baterii.
***
Wieczorem po siedemnastej weszłam na twittera. A co mi tam, jak szaleć to szaleć. I kliknęłam "follow" dla wszystkich członków. Uprzednio przeczytałam wszystkie ich tweety sprzed dwóch tygodni - niewiele tam o mnie pisali, jednak na "follow back" nie musiałam długo czekać - na profilowym miałam swoje zdjęcie.
Od Nialla dostałam wiadomość, którą mnie totalnie rozbawił:
"Say c'mon, c'mon and dance with me..."
Odpisałam:
"Baby*, I don't dance :)"
"Why? :("
"'cause I can't."
"So, I teach you dance, Irish dance**"
Tym to już mnie doszczętnie rozbroił, ale prawdziwego zonka dostałam, gdy zobaczyłam zdjęcie jego zębów bez aparatu, przed i po.
"Kiedy zdjąłeś aparat? :("
"W środę. :D"
"I really miss it now. :("
Wyłączyłam twittera i postanowiłam opisać tą rozmowę na blogu:
"Heyka, dziś follownęłam wszystkich chłopaków z 1D, oraz dostałam od nich follow back. No i... Wymieniłam parę słów z Niallem. Nauczy mnie irlandzkiego tańca. :D A Niall zdjął aparat w środę? Czy kiedy? Swoją drogą, Niall to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk. :>
I nie wiem, jak wy, ale ja nigdy nie mówię can't Przez mojego drogiego Mr. Teacher. Zawsze zwracał nam uwagę typu: Nie rozumiem,możesz, czy nie możesz?, więc go przechytrzyłam. Każdy sposób jest dobry, żeby wykiwać nauczyciela. jak to mówi tata.
Żegnam ludzie do jutra!
~ Me."
Zaczęłam zdrapywać sobie strupa na nodze. Nie miałam już nic do roboty.
_____________________________________________________________________
* cytat z ich piosenki "c'mon c'mon"
** Tłumaczyć, czy nie? :)
wtorek, 28 maja 2013
Rozdział XXVI
Uwaga, Przepraszam, Was za to, że tydzień temu nic nie było, ale zapalenia ucha dostałam.
Uwaga nr. 2 Wielki Powrót Me. nastąpi najpewniej 4.06, módlcie się o mnie, żebym niczego nie wywinęła.
Rozdział XXVI - "No, dobrze, wybaczam ci!"
Dzień 403, 9.04
Podniosłam się i usiadłam na łóżku. Łeb mnie zajebiście bolał. Przez szczelinę, między zasłoną, a ścianą wpadało trochę porannego światła.
Poszłam do łazienki. Zmierzyłam sobie cukier. 117mg/dl. Może być. Już myślałam, że niepotrzebnie jadłam wczoraj te płatki z cukrem na kolację...
Wróciłam do pokoju, łyknęłam sobie "pyralginkę", ale mimo to ból nie mijał, promieniował na poliki, oczy, uszy... I w dodatku pulsował...
Zacisnęłam zęby i ległam na łóżko. Zarzuciłam kołdrę na głowę.
***
Przysnęłam? Musiałam przysnąć, bo obudził mnie, wyjący w najlepsze telefon. Swoją drogą, muszę zmienić ten dzwonek.
Sięgnęłam ręką na lewo, koło poduszki, tam gdzie leżał telefon. Przyłożyłam go do ucha.
- Hallo? - wystraszyłam się własnego głosu.
- Przepraszam, czy zastałem Angelę?
- Nie ma jej. Mam coś przekazać? - spytałam nie odchrząknąwszy.
- Nie... a kiedy wróci?
Najpewniej jutro po południu, pomyślałam.
- Za jakąś godzinę powinna być.
- Dobrze, do widzenia.
Rozłączyłam się, ciesząc, że mam jeszcze godzinę dla siebie.
***
Ubrałam dresy i zasiadłam do komputera.
"Ludzie, niedawno, byłam na koncercie w Liverpool na Echo Arena. Chłopaki śpiewają nieźle, ale downy z nich, co nie miara.
~ Me."
Postanowiłam sobie wszystko poukładać w głowie. Mam na imię Angelika. W maju skończę osiemnaście lat. Jestem Polką. Piszę bloga pod pseudonimem Me.. Moim przyjacielem jest Damian Ptaszewski. Nazywamy go Tosiek. On, jak również mój chłopak wie o moim blogu...
Z takich rozmyślań wyrwało mnie: "Open eyes..."
- Gdzie ty się szlajasz, dziewczyno? - usłyszałam po odebraniu. - I to w dodatku bez telefonu?
- Tosiek?! Myślałam że to Tulipan dzwonił.
- Oddzwoń do mnie, to wtedy pogadamy - powiedział łagodniej. - Bo mnie na koszty naciągasz.
Rozłączył się, a ja nacisnęłam dwa razy zieloną słuchawkę.
Odebrał za pierwszym sygnałem.
- Tak! Bo wtedy dzwonił Tuli i od razu przybiegł do mnie! - znowu nie dał mi nic powiedzieć. - I... Powiedział, że gdzieś polazłaś bez telefonu!
- Przepraszam - powiedziałam, jak dziecko, które posądzają o coś, czego nie zrobiło.
- No, dobrze, wybaczam ci. A co dziś robisz? - zapytał.
- Hmm... chyba zostanę w domu, a co?
- No, bo patrzam właśnie na twój ostatni post i tak sobie myślę, że ty wcale tej ręki złamanej nie masz...
- Mam ci wysłać zdjęcie? - przerwałam mu.
- Nie, spoko, żartowałem. Ale, na serio, to bardzo ładnie piszesz, żadnych błędów, wszystkie ogąki są.
- Dzięki.
***
Zbiegłam na dół po kolację. Kiedy zjadłam, poszłam jeszcze do łazienki przetrzeć twarz tonikiem i pokremować ją. A potem lulu...
__________________________________________________________________
And go! :D
Za dwa tygodnie następna!
Uwaga nr. 2 Wielki Powrót Me. nastąpi najpewniej 4.06, módlcie się o mnie, żebym niczego nie wywinęła.
Rozdział XXVI - "No, dobrze, wybaczam ci!"
Dzień 403, 9.04
Podniosłam się i usiadłam na łóżku. Łeb mnie zajebiście bolał. Przez szczelinę, między zasłoną, a ścianą wpadało trochę porannego światła.
Poszłam do łazienki. Zmierzyłam sobie cukier. 117mg/dl. Może być. Już myślałam, że niepotrzebnie jadłam wczoraj te płatki z cukrem na kolację...
Wróciłam do pokoju, łyknęłam sobie "pyralginkę", ale mimo to ból nie mijał, promieniował na poliki, oczy, uszy... I w dodatku pulsował...
Zacisnęłam zęby i ległam na łóżko. Zarzuciłam kołdrę na głowę.
***
Przysnęłam? Musiałam przysnąć, bo obudził mnie, wyjący w najlepsze telefon. Swoją drogą, muszę zmienić ten dzwonek.
Sięgnęłam ręką na lewo, koło poduszki, tam gdzie leżał telefon. Przyłożyłam go do ucha.
- Hallo? - wystraszyłam się własnego głosu.
- Przepraszam, czy zastałem Angelę?
- Nie ma jej. Mam coś przekazać? - spytałam nie odchrząknąwszy.
- Nie... a kiedy wróci?
Najpewniej jutro po południu, pomyślałam.
- Za jakąś godzinę powinna być.
- Dobrze, do widzenia.
Rozłączyłam się, ciesząc, że mam jeszcze godzinę dla siebie.
***
Ubrałam dresy i zasiadłam do komputera.
"Ludzie, niedawno, byłam na koncercie w Liverpool na Echo Arena. Chłopaki śpiewają nieźle, ale downy z nich, co nie miara.
~ Me."
Postanowiłam sobie wszystko poukładać w głowie. Mam na imię Angelika. W maju skończę osiemnaście lat. Jestem Polką. Piszę bloga pod pseudonimem Me.. Moim przyjacielem jest Damian Ptaszewski. Nazywamy go Tosiek. On, jak również mój chłopak wie o moim blogu...
Z takich rozmyślań wyrwało mnie: "Open eyes..."
- Gdzie ty się szlajasz, dziewczyno? - usłyszałam po odebraniu. - I to w dodatku bez telefonu?
- Tosiek?! Myślałam że to Tulipan dzwonił.
- Oddzwoń do mnie, to wtedy pogadamy - powiedział łagodniej. - Bo mnie na koszty naciągasz.
Rozłączył się, a ja nacisnęłam dwa razy zieloną słuchawkę.
Odebrał za pierwszym sygnałem.
- Tak! Bo wtedy dzwonił Tuli i od razu przybiegł do mnie! - znowu nie dał mi nic powiedzieć. - I... Powiedział, że gdzieś polazłaś bez telefonu!
- Przepraszam - powiedziałam, jak dziecko, które posądzają o coś, czego nie zrobiło.
- No, dobrze, wybaczam ci. A co dziś robisz? - zapytał.
- Hmm... chyba zostanę w domu, a co?
- No, bo patrzam właśnie na twój ostatni post i tak sobie myślę, że ty wcale tej ręki złamanej nie masz...
- Mam ci wysłać zdjęcie? - przerwałam mu.
- Nie, spoko, żartowałem. Ale, na serio, to bardzo ładnie piszesz, żadnych błędów, wszystkie ogąki są.
- Dzięki.
***
Zbiegłam na dół po kolację. Kiedy zjadłam, poszłam jeszcze do łazienki przetrzeć twarz tonikiem i pokremować ją. A potem lulu...
__________________________________________________________________
And go! :D
Za dwa tygodnie następna!
wtorek, 14 maja 2013
Rozdział XXV
Uwaga, trzy zmarnowane lekcje informatyki, jednak na coś się opłaciły, teraz dziś były prezentacje w Power Point'cie, a ja siedzę na bloggerze. :D
Uwaga nr. 2 Dziękuję tym dwóm osobom, za pokazanie mi, że nie warto było dla nich pisać. A od teraz będę pisać dla tych, którzy ze mną zostali.
Rozdział XXV - "Wy wszyscy jesteście tacy sami!"
Dzień 402, 8.04
W nocy brałam trzy razy jakieś tabletki przeciwbólowe. Ale jakoś się wyspałam. Po siódmej, ich czasu, obudził mnie telefon domowy. Odebrałam:
- Hallo?
- O, cześć! Jak się spało? - usłyszałam w słuchawce jakiś rozentuzjazmowany głos.
- Bez rewelacji - odparłam ponuro. - Przepraszam, ale kto mówi?
- Nie pamiętasz mnie? To ja, Harry.
- Ach, dzięki.
- Za co?
- Za to, że nie mogę się teraz przez miesiąc podcierać prawą ręką - sarknęłam.
- A ręka boli?
Rzuciłam w słuchawkę wiązankę przekleństw.
- Dobra, nie wypowiadaj się - zaśmiał się.
- Wiesz, co? Nie lubię cię.
- Lubisz, lubisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - zrobił pauzę. - Dobra, słuchaj, miło się gada, ale trzeba kończyć. Dasz mi swój numer telefonu?
Nie wiedziałam na, co mu mój numer, ale mimo to, podałam mu dziewięć cyfr.
- Pa. Zadzwonię kiedyś i... - nie dokończył.
- Papa.
***
Poszłam na górę. W pokoju, z drzwiami ze szkła dźwiękoszczelnego, zawsze stała perkusja.
Zamknęłam się, włożyłam słuchawki, żeby nie ogłuchnąć, usiadłam na stołku i zaczęłam grać. Nawet nie zauważyłam, jak Simon wszedł - dopiero, gdy otworzyłam oczy, go zauważyłam.
- Ciężko się trzyma pałeczki w gipsie.
- Co to było? Ta piosenka?
- Emm... polska, nie zrozumiesz nazwy.
- Świetnie grasz, ze słuchu?
Tak naprawdę to miałam w komputerze, taki program, wyodrębniający poszczególne instrumenty, tak, że można było słuchać, albo perkusji, albo basów i tak dalej...
- Tak - odpowiedziałam.
***
Tego dnia nie rozstawałam się z komórką. Nie tylko dlatego, że miał zadzwonić Tosiek i Tulipan, ale jeszcze z jakiegoś powodu, z którego nie do końca sobie zdawałam sprawę.
Wieczorem podjechał po mnie tata i wróciliśmy do domu. Po drodze nie obyło się bez pytań, takich jak: "Co się stało?", "Jak do tego doszło?" i tak dalej... Raz skłamałam, bo powiedziałam, że się poślizgnęłam.
Po powrocie zadzwonił Tosiek.
- Hej, a co ty se zrobiłaś, że masz zwolnienie na pisanie?
Zamknęłam się w pokoju.
- Glebłam się i złamałam jakąś kość w dłoni. Wierz mi, nie chcesz - ubiegłam go. - Nie masz pojęcia, jak to boli.
- Bródka latała, co?
- Tak, a skąd wiesz?
- Złamałem sobie kiedyś palca na w-fie. A co z tym wspólnego ma Styles?
- Stajls, Tosiu, stajls.
- Jak zwał, tak zwał.
Usłyszałam czyjś śmiech w tle.
- Więc..?
- Władował się na mnie, pod stołówką.
Zaśmiał się.
- Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne - powiedziałam z sarkazmem.
- Nie śmieję się z ciebie, ciołku.
- No, to z czego? - spytałam.
- Nie, nic, po prostu wyobraziłem sobie jego twarz, po zderzeniu z twoim charakterkiem i pięścią.
- Wiesz, co? Wy wszyscy jesteście tacy sami!
- Jacy my?
- No wy, chłopaki. Harry mówił to samo wczoraj, w samochodzie.
Znowu ten sam, przytłumiony śmiech.
- Kto tam z tobą siedzi?
- Twój chłopak - odpowiedział. - I śmieje się cały czas - dodał ciszej.
- Powiedz mu, że jak w tym tygodniu przylecę do Polski, to może być pewien, że złamę mu małego palca u nogi.
- Nie muszę mu powtarzać. Głośnik. Trochę zbladł...
- Dobra, chłopaki, ja już lecę, opanować jedzenie lewą ręką, cześć! - tak naprawdę miałam zamiar położyć się już do łóżka.
- No, hej!
- Pa, Angel.
piątek, 10 maja 2013
Wielki powrót Me.
Tak jakoś wnioskuję, że za dwa tygodnie zacznę znowu pisać. Dlaczego tak późno? Bo po pierwsze rodzice chcą mnie wysłać do psychiatryka, z powodu, jako iż zagrażam sobie samej... To niech, kurde, oddadzą komputer to przestanę sobie zagrażać... tym że nie jem. A po drugie... jak to ja, musiałam coś odwalić i poszłam na wagary, phehehe. No, nie moja wina, że mnie tak podkurzyli, że... i teraz mam szlaban przedłużony o jeden dzień. Nie dość, że do odwołania, to jeszcze o jeden dzień. Kurde. No i Zoriia.. ja tak myślę, że tak, czy owak i tak będę musiała do tej 20.00 i nie dłużej. :( Kuffa, zwinęli wszystko.. ale teraz mam przynajmniej niezłą wymówkę, by nie odrabiać lekcji. ;D Moi rodzice wychodzą z założenia, że kara ma byc długa i dotkliwa, a ja mam zupełnie wyje*ane na tą ich karę, bo przecież w szkole jest infa i biblioteka. xD
Sorrki ludzie, że dopiero teraz Was o tym informuję, ale najpierw byłam w czwartek u kosmetyczki, a potem był długi łykend (xD), matury, a teraz jestem u babci. I znowu nam plan zmienili. ;/ Ale, co fajne i dobre, będę miała teraz dwie informatyki w tygodniu! Yupi ya yey! We wtorek. :D Zabrali jedną godzinę z PP :(, ale, co mi tam szkodzi.Poza tym mam teraz jedynie cztery godziny w poniedziałek, więc myślę, że będę zostawała po lekcjach w bibliotece. Yeah! :D I teraz, proszę bardzo o brawa, mam do Was pytanie, takie o: Jak wolicie? Żebym pisała, co tydzień jedną notkę, (jak się przedłuży szlaban, to co dwa) do końca szlabanu, czy... wolicie czekac? Bo ja nie wiem, co mam zrobic. ;/ Ja pierdzielę, już tyle mam tych rozdziałów na kartkach, że... chyba sześc, czy siedem. Gorzej mi się pisze, jak nikt nie może tego przeczytac.;( Ale nie lenię się. Na jednej lekcji dodałam nawet bohatera, czy dwóch w zakładce na infie. xD I trochę ciekawostek. Tak, więc wszystko pozostawiam w Waszych rękach, a ja znikam zobaczyc, co tam na fejsie. ;D Poza tym, coś mi się zdaje, że szykuje się zapalenie ucha. :( Bo mnie zajefajnie boli. I proponuję Wam wchodzic czasem na mojego twittera, tam jest (i będzie) więcej informacji o tym kiedy będę pisac, czemu mnie nie ma itd. Bo ni jestem w stanie pisac tu z komórki brata.
Swoją drogą to DZIĘKUJĘ WAM za te TRZY TYSIĄCE wyświetleń.
Bye! Do napisania.
Zoriia, proszę, przekaż Werce, że jest nowa via.
Sorrki ludzie, że dopiero teraz Was o tym informuję, ale najpierw byłam w czwartek u kosmetyczki, a potem był długi łykend (xD), matury, a teraz jestem u babci. I znowu nam plan zmienili. ;/ Ale, co fajne i dobre, będę miała teraz dwie informatyki w tygodniu! Yupi ya yey! We wtorek. :D Zabrali jedną godzinę z PP :(, ale, co mi tam szkodzi.Poza tym mam teraz jedynie cztery godziny w poniedziałek, więc myślę, że będę zostawała po lekcjach w bibliotece. Yeah! :D I teraz, proszę bardzo o brawa, mam do Was pytanie, takie o: Jak wolicie? Żebym pisała, co tydzień jedną notkę, (jak się przedłuży szlaban, to co dwa) do końca szlabanu, czy... wolicie czekac? Bo ja nie wiem, co mam zrobic. ;/ Ja pierdzielę, już tyle mam tych rozdziałów na kartkach, że... chyba sześc, czy siedem. Gorzej mi się pisze, jak nikt nie może tego przeczytac.;( Ale nie lenię się. Na jednej lekcji dodałam nawet bohatera, czy dwóch w zakładce na infie. xD I trochę ciekawostek. Tak, więc wszystko pozostawiam w Waszych rękach, a ja znikam zobaczyc, co tam na fejsie. ;D Poza tym, coś mi się zdaje, że szykuje się zapalenie ucha. :( Bo mnie zajefajnie boli. I proponuję Wam wchodzic czasem na mojego twittera, tam jest (i będzie) więcej informacji o tym kiedy będę pisac, czemu mnie nie ma itd. Bo ni jestem w stanie pisac tu z komórki brata.
Swoją drogą to DZIĘKUJĘ WAM za te TRZY TYSIĄCE wyświetleń.
Bye! Do napisania.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Uwaga nr. 3
Uwaga. Przykro mi, ale zostałam zmuszona do zawieszenia wszystkich blogów na czas... bliżej nieokreślony, jak tydzień do dwóch, ewentualnie trzech.. Z powodu jako, iż mam normalnie jakąś (przepraszam za wyrażenie, ale...), jebaną, wychujałą kurwę, zamiast nauczycielki, która przekazuje niesprawdzone informacje moim rodzicom. Jak normalnie jakieś pierdolnięte "CSI", jak ją nazywa Maciek, albo "wywiad śledczy", jak ją nazywam ja (!). My z nią tu mamy normalnie, jak z Hitlerem (reszta nazywa ją "Fuhrerin"). Część jej normalnie już salutuje, np: Maciek, ja i jeszcze parę osób, którym zalazła za skórę. W każdym razie, o co poszło? Poszło o to, że ja, niby JA, słucham muzyki na lekcjach z telefonu. No dobra, może i mam tę słuchawkę w uchu, ale na pewno nie słucham. AŻ tak głupia, to ja nie jestem, żeby się wpaść, jak Sebastian. I zabrali telefon, rodzice. Mało tego, bez telefonu, to ja na lekcjach wytrzymać nie mogę... bez mojego Reggae. Albo... no, w każdym razie, dwa razy przysnęłam na lekcji, bo nie miałam, czego słuchać na przerwach i co w związku z tym? Oczywiście nasze drogie CSI musiało zadzwonić do rodziców, a co za tym idzie?? Za tym idzie, oczywiście to, że TO wszystko wina komputera. Kurwa, tylko komputer jest winny, i to, że za długo siedzę i śpię, po DZIEWIĘĆ godzin. Tak, jest DZIEWIĘĆ. A jak wcześniej spałam po sześć do siedmiu, jakoś nie było tego problemu. I że niby, JA robię to, celowo, że chce mi się spać i przesypiam, matmę i chemię, bo nie mam komórki. Zresztą, co ta Fuhrerin... za kogo ona się uważa? Bo ja niestety, nie mam pojęcia. WSPOMAGAJĄCA się znalazła! No, to niech się nie czepia, tego co robię ja, Maciek, czy ktokolwiek inny na lekcjach, to nie jej zadanie. ONA ma tylko pisać, tym, którzy nie mogą, a na połowie TYCH lekcji, kiedy jej potrzebują, jej oczywiście NIE ma. Jakoś druga wspomagająca jest BARDZIEJ normalna od tej, bo np: nie zabiera ściąg itd... A ta to się normalnie zachowuje, jak nauczyciel prowadzący! Do Maćka rodziców, już parenaście razy dzwoniła.. I oczywiście le wywiad musiała mnie trzy razy zapytać, czy przez internet się nie pytałam znajomych, co było na lekcji. CO za NAUCZYCIELKA? CO za rodzice?? A na razie, to rozpoczynam dwa strajki: strajk głodowy, (zapycham się wodą z kranu) i okupacyjny (czytam, tylko książki, nic więcej nie robię), bo negocjować z moimi rodzicami się już nie da. A chuj tam, sami tego chcieli. W domu mam jeszcze gorzej, niż w OBOZIE koncentracyjnym za czasów Hitlera. "Ma być tak.", "Masz skończyć za pół godziny", "Masz zjeść z nami obiad", a gdzie TU moje zdanie? Negocjacje są podobne do targowania się, a nie do... Normalne jakiś pieprzony TOTALITARYZM, się tu stosuje. Podsumowując, zostałam odcięta od internetu i telefonu i w pewnych godzinach też od prądu (bo przecież mam się wcześniej kłaść spać), ponieważ nakablowała na mnie gościówa, która jest, jak normalnie czołg, (nic przed sobą nie widzi, żadnego zła, jakie wyrządza, chociaż dla mnie ona nie widzi, że niszczy nasze relacje z rodzicami, [Maciek już dawno się do swoich nie odzywa]), ale podjęłam już pewne środki, które mają mi przywrócić telefon, internet i godność osobistą.
Jeśli ktoś z Was ma podobnie, niech napisze w komentarzu, chętnie poczytam. Tak, jak w tej piosence, miejmy nadzieję na lepsze, (czyli, że ktoś ma tak, jak my) a przygotowujmy się na najgorsze (czyli na utratę wszystkiego)..
A teraz akurat jestem w domu, i na komputerze brata piszę tą notkę, bo mi pozwolił (!) WOW!
Dziękuję, bardzo, że przeczytacie i zrozumiecie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)