Uwaga, Tak sobie tu wchodzę wczoraj, patrzę, a tam 1500 (!) wyświetleń. Dziękuję!
Uwaga nr. 2 Wczoraj w nocy, po 24.30 kończyłam tą notkę. Sans wie, bo z nią pisałam. :D
Uwaga nr. 3 Sans, kupujesz mi insulinę, jakbym dostała cukrzycy. ;pp
Uwaga nr. 4 Follow Me. on twitter.com
Rozdział XVII - "Ładnie grasz, Aniołku..."
Dzień 393, 30.03
Przez ten tydzień praktycznie nic się nie działo. No, może, oprócz tego, że nauczyłam się chodzić na rolkach, pisałam ludziom o Holmes Chapel i tato zaczął pędzić bimber* w piwnicy, gdzie nie schodziłam. Dał mi raz spróbować bimbru, nie był taki zły. Czułam po nim tylko, jak wargi mi się wywracają na wierzch. Sto procent alkoholu etylowego. Ruskim, toby trzeba było nalać po szklance, żeby się upili. Polakom po pół, a anglikom to, tylko na dno po kapce.
Tata pod wieczór w piątek dał mi butelkę, mówiąc, że to tylko na wyjątkowe okazje, ale ja wiedziałam, że gdy tylko zniknę mu z oczu, wypiję tą całość, a potem będę rzygać w krzakach.
W sobotę rano obudził mnie telefon od Simona. Coś tam mówił, że mam być gotowa za pół godziny, więc szybko wyskoczyłam z łóżka i pędem pobiegłam do łazienki. Razem z układaniem włosów w fale, zeszło mi dwadzieścia pięć minut. Zabrałam z biurka jeszcze moje pałeczki do perkusji i kostki gitarowe.
Podjechał po mnie. Wskoczyłam do samochodu i ruszyliśmy do Liverpool.
- Boisz się czegoś? - zagadał.
- Nie, niczego, nie posiadam instynktu samozachowawczego.
Więcej żadne z nas się nie odezwało. Na lotnisko International zajechaliśmy po dziesiątej. Lot do Londynu zleciał mi bardzo szybko, na rozmowach z Simonem. Pytał mnie między innymi, czego słucham i czemu gram na tylu instrumentach. Odpowiedź na pierwsze pytanie była dość łatwa, ale na drugie... długo się rozwodziłam, na temat naszego szkolnego zespołu oraz tego, że gdy kogoś nie było, musiałam go zastępować.
***
W studiu weszłam od razu do sali nagraniowej.
- Możesz zacząć, kiedy będziesz gotowa - łatwo tak mówić. W mojej głowie kotłowała się big fight, między dwiema piosenkami, w końcu zdecydowałam się na trzecią - "Nobody Compares".
***
Kiedy skończyłam grać uniosłam głowę i przez lustro weneckie zobaczyłam lekko zarysowane pięć par oczu.
Gdy lustro weneckie zaczęło się opuszczać spuściłam wzrok.
- Jak masz na imię?
Nie wytrzymałam i spojrzałam w oczy temu, który pochylał się nad mikrofonem.
- Angela - odpowiedziałam, ale tego ostatniego "a", chyba nie usłyszał, uśmiechnął się słodko i powiedział:
- No, to w takim razie, Aniołku**, ładnie grasz - zrobiło mi się ciepło w twarz.
- Dzięki - bąknęłam.
Znowu nacisnął przycisk.
- Weź, Harry, nie zapeszaj dziewczyny - zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Nie wiedziałam, który to powiedział.
Zaśmiał się i wyszli się głupio śmiejąc.
Zerknęłam na zegarek. Trzydzieści pięć po szesnastej. Zabrałam swoje pałeczki i szybkim krokiem wyszłam z tamtąd na korytarz.
Po drodze ktoś złapał mnie za ramię.
- Przepraszam, Angel, nie chciałem, żeby to tak wyszło - usłyszałam ten sam głos, co w studiu.
Poczułam krople potu, spływające po moich plecach.
- Nic się nie stało - nie patrzyłam na niego, tylko w stronę wyjścia. - Ale tego "Aniołka" to mogłeś sobie darować.
- Czemu?
- Bo moje imię to Angela.
- Ale to zdrobnienie pasuje do ciebie.
- Muszę już iść - powiedziałam.
- Wpadniesz jeszcze? Kiedyś? - puścił moją rękę.
- Nie wiem - ruszyłam przed siebie, w stronę schodów.
***
Na parterze ktoś mnie jeszcze zawołał:
- Hey, Angela! Angela!
Odwróciłam się.
- What's up?
- It's yours? - podał mi telefon. - Chyba zostawiłaś. Cały czas dzwoni.
- Yeah, thanks...
- Niall - przedstawił się. - No problem.
Spojrzałam na blondynka. Uśmiechał się do mnie aparatem na zęby.
- Thanks, Niall - pomachałam mu ręką, bo biegł z powrotem po schodach.
Przetarłam wyświetlacz dłonią. Od razu się zapalił. Na wyświetlaczu zobaczyłam tylko dwa słowa: "Tuli pan.". Dzwonił. Włożyłam telefon do kieszeni spodenek. Miałam na sobie rajstopy, spodenki takie do połowy ud, moje ulubione adidasy i jakąś bluzę z napisem: "Idaho State", nad połączoną kieszenią.
Telefon wibrował jeszcze przez jakiś czas. Jak się uspokoił, wyjęłam go z kieszeni i sprawdziłam, ile razy Tulipan dzwonił. Trzy nieodebrane połączenia od Tulipana i jedno od Tośka. Będzie źle, dostanę opierdol od Tośka.
Zauważyłam Simona, schodzącego ze schodów.
- Czemu tak szybko wybiegłaś? Chcesz przesłuchać swoją grę?
- Nie, chcę wrócić do domu.
- Okay, ale co się stało?
- Nic - odparłam trochę za szybko.
***
- Masz - podał mi pod domem zawiniątko.
- Co to?
- Bilet, jutro, w Liverpool, Echo Arena, o szóstej, One Direction, TMH Tour.
- Spoko, nie wiem, czy się pojawię.
- Daj znać do rana.
Wysiadłam i pobiegłam do domu. Otworzyłam drzwi i pobiegłam do siebie. Dziś nie miałam zamiaru nic pisać na blogu. Ani do nikogo dzwonić. Po prostu zamknęłam drzwi i usiadłam na fotelu. Telefon rzuciłam na biurko. Znowu zaświecił się wyświetlacz. "Niall". Że co? Niall? Skąd on u mnie w telefonie?
Pozwoliłam mu dzwonić, a co to? Co ja jestem?
Nie usunęłam jednak jego numeru, bo wiedziałam, że być może kiedyś mi się przyda... a może i nie...
_______________________________________________________________________
*bimber - sam alkohol etylowy bez dodatku wody, czy czegokolwiek, maszynę do pędzenia go widziałam na własne oczy, ale nie opiszę wam, na jakiej podstawie działa ;p
**"Aniołek" - Angel po angielsku.
Dobre! :D
OdpowiedzUsuńAle to się zaczyna stawać jednym z tych blogów o 1d ;//
Więc źle =/
Nie będzie, jeszcze się z nimi... nie powiem co! :D
UsuńFajnie i supcio tylko tak jakoś zgubiłem się w akcji na chwilę i to było trochę złe...'
OdpowiedzUsuńA i pamiętaj, że nie ma takiej godziny - 24:30/// Może być...00:30 czyli wpół do pierwszej w nocy...Lub jak to mówi Angela trzydzieści po północy...
pozdro i weny życzę
Tak mi jest źle, że musiałam popsuć tą piękną liczbę, co tam wyżej była, czyli 1625, ale...
UsuńDziękuję. :)
Bimber ;D I like it xD
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, super piszesz :) Fajnie się to czyta.
Dzięki, Zorka! :**
UsuńBimbru, niestety nie piłam, ale mama mi opisywała, jaki ma smak, poza tym dała mi powąchać. ^^ i spróbować odrobinkę. :D
Tak serio to ja też nie piłam :D Jedyny alkohol jaki czasem piję to piwo (tylko Gingers), no i czasem szampan... i czerwone wino (ale to naprawdę żadko) XD
UsuńPiwo? O.o Szampan?? Czerwone wino??? O.o o.O ja to, co impreza u nas w domu, czy u cioci, czy u babci... to mi polewają wódkę. xD I jeszcze popędzają. ;p A piwo to jedyny raz piłam u kuzynki na poprawinach poprawin. :D Tyskiego walnęłam. A wino jest błe. Bo też piłam, u innej cioci. A szampana to ostatnio na urodzinkach brata... Ech... Rozpijają te dzieci... ;)
UsuńNie lubię wódki ;P Tylko raz kosztowałam i nigdy więcej :D Nie smakowała mi.
UsuńTak, tak rozpijają... aż wstyd się przyznać ile miałam lat jak tata pierwszy raz pozwolił mi skosztować łyczek piwa xD