Uwaga, dziękuję Wam, ludziki, za te ponad 4000 wyświetleń o, tutaj, obok --------------------------->, Jak również, za dzisiejsze 109. No i dziś miałam dodać jedną część tego rozdziału, ale dam Wam dwie. ;D Kocham Was!
Uwaga, nr. 2 mam tu dla Was o takie coś, wyraźcie swoją opinię.
Rozdział XXXIV
Dzień 415, 22.04*
Ciekawe, jakby wyglądało ich życie bez x-Factora? Nigdy nie oglądałam, takich teleturniejów - polską edycję obejrzałam może ze dwa odcinki... A gdybym ja tak poszła do x-Factora? Nie, nie nadaję, się do tego. Nie umnę śpiewać.
'Okay,
but I don't wanna play,
in this game
with you baby.'
Yafud! Podrapałam się po głowie i wyłączyłam wyszukiwarkę grafiki. Wzięłam spinkę do włosów i spięłam je z tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Szkoda, że są trzy światy... Tak samo z ludźmi, są trzy kategorie: Bogaci, średnio bogaci i biedni. Ja należę do tej drugiej kategorii, tata do pierwszej. Nigdy mi nie dawał pieniędzy, w ogóle o nie nie prosiłam. Od piętnastego roku, życia miałam swoje konto w banku.
***
Szłam ulicą, jak wszystkie inne w tym miasteczku. Na nosie miałam moje ciemne okulary od Vogue. Miałam też przyciemniane Ray-Bany, ale one leżały na dnie szafki. Nie lubiłam nosić okularów, które nic nie zmieniały w wyglądzie otoczenia, oprócz, przydawania mu białych kropek...
Weszłam do piekarni i zobaczyłam... Ja pierdolę wyprowadzam się do Islandii. Zobaczyłam nikogo innego, jak mojego prześladowcę, łamacza dziewczęcych... rąk... Ja pierdolę Harry'ego Stylesa. Były z nim kamery. Ja pierdolę, przeprowadzam się na Syberię. Islandia to za blisko i tam są ludzie... mogą mnie rozpoznać. Całe szczęście, że miałam swoje lustrzanki, to nie zwrócił na mnie zbytnio uwagi.
Wiedziałam, że chłopaki kręcą film "1D in 3D", ale tytułu nie kojarzyłam i nie sądziłam, żeby, aż tak ich wzięło. Przecież napisali już książkę...
Wyjęłam z kieszeni spodni stary paragon i długopis i nakreśliłam na nim parę angielskich słów:
"Let's meet, London Road at 4pm."**
Zgniotłam papier i rzuciłam nim w tył jego głowy. Co za cel!
Po czym szybko wybiegłam z budynku.
***
Dostałam gęsiorka. Deszcz zaczął padać. Przemokła mi bluza od dresu, z napisem: "Let's go running!" pod dwoma adidasami ze sznurówkami. Nigdy w życiu się nie jogowałam. Na w-f-ie też. Łaziłam kiedy musiałam coś zaliczyć, a na resztę zajęć miałam lewe zwolnienia od ojca.
Przez deszcz niewiele widziałam - lało jak z cebra - ale dalej się rozglądałam.
Nagle stanął obok mnie.
- Hey.
Okay, stay strong, stay strong.
- Posłuchaj, nie bardzo mi się chce, spotykać cię tak często.
Bawił się moimi sznurówkami od bluzy.
- I? - stanął przede mną i się uśmiechnął.
- I... i... - zaczęłam szczękać zębami.
- Chodź do mnie do domu, to tamten - puścił sznurówki i wskazał budynek.
- Okay - i to był największy błąd mojego życia, nie wiedziałam, że pociągnie za sobą takie konsekwencje...
Wsadziłam ręce do kieszeni i ruszyłam za nim.
***
- Mom, where is Dusty?
- Dusty? - spytałam.
- Tak, mój kot.
Poczułam jak coś ociera mi się o łydki. Spojrzałam w dół. Nie, to nie był jego penis. (xD ja nie mogę z moich skojarzeń, xD ~ Taka uwaga od prawdziwej Me.).
- Słuchaj, czy ten kot jest cały czarny z białym krawatem?
- Yeah, a co?
- Chodź tu, to zobaczysz.
Wyszedł z salonu i zaczął się śmiać, na widok mnie przemoczonej z kotem u stóp.
- Ja pierdolę - mruknęłam po polsku. - Tak, tak, bardzo śmieszne, ale możesz ją już zabrać?
- Poczekaj, zrobię ci zdjęcie i na instagrama - powiedział chytrze.
- Nie zgadzam się!
- No, dobra, tylko zdjęcie, a potem ci przyniosę jakieś suche ciuchy - wyjął telefon.
***
Dusty się na mnie uparła. Wszędzie za mną łaziła i nic nie mogłam zrobić, by się jej pozbyć.
Harry dał mi jakąś koszulkę z napisem: "I HAVE NO CAR, I HAVE NO MONEY, I HAVE NO GIRL, BUT I'M IN A BAND", co dziwne była dla mnie idealna. Jedynie rękawy były trochę za szerokie. Musiał w niej chodzić jakieś dwa lata temu...
Kiedy wyszłam z łazienki, spytał:
- Grasz w SCRABBLE?
- Czasami.
Walnął piorun, zostałam uwięziona w tym domu...
- No, to chodź, zagramy.
Poszłam do salonu, a on na górę po grę. Usiadłam na jedynym fotelu, a kot obok, na oparciu.
***
- Powiedz mi, jak to jest mieszkać daleko od ojczyzny i nie móc rozmawiać w jej języku, bo nikt cię nie rozumie? - spytał, gdy chowałam literki do rękawa.
- A ty mi powiedz, jak to jest być na tyle głupim, by pytać o coś, co będzie cię już niedługo dotyczyło? - zerknęłam na niego bokiem. - Ale chyba "kurwa" rozumiesz?
Pokręcił głową.
- Wiesz, że rok temu miałam mieć F z angielskiego na koniec roku? - podałam mu torebkę z literkami i spojrzałam na niego po raz drugi. - Nie możesz uwierzyć, prawda?
- I co? - potrząsnął woreczkiem.
- I obkułam się wszystkich regułek i zaliczyłam, ale te regułki mają kijowe zastosowanie w praktyce.
Włożył rękę do środka.
- Wychowałem się na tej grze...
- No to zazdroszczę, bo ja wychowałam się na "kółku i krzyżyku" oraz "statkach" - wtrąciłam.
- Więc nie myśl sobie, że tak łatwo wygrasz ze mną w tą grę - wyjął rękę i położył na środku planszy literkę "U". - Zaczynasz.
- Hurt. Teraz ty.
***
Wygrał. Zostały mi trzy literki.
- Jeszcze raz?
- Pewnie.
Ktoś wyszedł z pokoju obok, przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach salonu.
Wstałam.
- Mamo, to jest Angel. Angel, moja mama, Anne.
- Dzień dobry, pani.
- Nice to meet you, Angel. Gracie w SCRABBLE? No, to nie przeszkadzam - i usiadła między mną, a Harrym.
- Wiesz, że też mam kota? Moje Słoneczko?
***
Mama Harry'ego mi pomagała, rzucając od czasu do czasu słowa, które mogłabym ułożyć ze swoich liter. Tak, że wygrałam, a Harry na koniec zrobił zdjęcie planszy i powiedział, że zobaczę je, jak wejdę na twittera. Pewnie na IG włożył...
Deszcz przestał lać, tuż przed zachodem.
Rozejrzałam się po pokoju.
- Chyba będę się już zbierać.
- Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się.
- Nie trzeba, to zaraz za rogiem.
- Mamo, a jest Gemma?
- Tak - odpowiedziała jego rodzicielka. - U siebie w pokoju.
Pobiegł na górę, a gdy zbiegł, stałam już gotowa w ganku. Pamiętam, że u wujka w Poznaniu, też był ganek. W zimę zawsze było tam zimno.
- Gemma cię nie odprowadzi, bo jest zajęta.
- Okay, sama się przejdę.
***
Stanęło na jego.
Po drodze wyjęłam telefon. Na bloggerze napisałam: "HS odprowadza mnie do domu." i weszłam na TT. Istagram Harreha znalazłam bez trudu. Dość długo mi się ładował, więc go wyłączyłam.
- Coś zbyt często noszę wasze ciuchy.. - stwierdziłam.
- Nieprawda, nasza fanka dałaby się zabić za te ubrania i nosiłaby je cały czas. But you.. you're different.
- Bo ja interesuję się zupełnie inną muzyką, poza tym, nie podobacie mi się, a ciebie do tego nie lubię.
- Kłamiesz.
- Nie, jestem całkowicie szczera - byłam szczera, tak przynajmniej myślałam.
- To.. czemu mnie nie lubisz?
- Bo uważasz, że możesz mieć każdą nawet mnie...
- Wcale tak nie uważam. Ja po prostu pierwszy raz widzę dziewczynę, z poza tej branży, która nie piszczy na nasz widok. Poza tym.. I'm gay - dodał z sarkazmem. - Więc chyba rozumiesz.
- I co? I to jest takie dziwne, że dziewczyna woli Reagge od Popu? Poza tym bez swoich loków straciłeś ten urok, w czasach x-Factora wszyscy fajniej wyglądaliście, albo chociaż rok temu. I nie przyszło ci czasem do głowy, że mogę kogoś mieć?
- Dwa razy nie. Jeszcze raz i wylatujesz - zaśmiał się. - Czyli, że rok temu umówiłabyś się ze mną?
- Opanuj Downa, tego nie powiedziałam.
- Ale chciałaś powiedzieć.
- Jesteś chory.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, które mi ciążyło.
- Zaśpiewaj mi coś - odezwałam się wreszcie.
- Nie, ty pierwsza, obiecałaś coś Niallowi - nawet o tym zapomniałam, że mu to obiecałam.
Zaśpiewałam mu te trzy zwrotki.
- Teraz ty. "Kiss you".
- Jak na "nie naszą fankę", sporo o nas wiesz.
- Uważaj, lepiej - powiedziałam oschle.
- Czemu?
- Bo jestem czarownicą.
- Tak? - uniósł jedną brew. - No, to zaczaruj mnie.
- Zero magii poza Hogwartem, sorry, takie zasady.
Znowu milczeliśmy.
- No, zaśpiewaj.
- Wkręciłaś mnie? Z tym Hogwartem?
- Można tak powiedzieć. Ale dałeś się nabrać?
Pokręcił głową.
- A teraz śpiewaj, jak ten słowik.
Zaśpiewał. Refren, a gdy doszedł do "Let me kiss you" obrócił mnie przodem do siebie i pocałował.
Waliłam go, kopałam po łydkach, szczypałam i żałowałam, że moje kolana nie sięgają jego krocza. W głowie mi się pomąciło. A ja mu uwierzyłam, chujowi jebanemu!
Łzy zaczęły mi ciec po policzkach. Straciłam jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedyś będę w stanie komuś tak zaufać. Byłam pewna, że nabiłam mu parę ładnych siniaków, bo złapał mnie za ramiona, tak, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Ile to takie może mieć siły? Na pewno dość, by zatrzymać przy sobie dziewczynę. Zdrajca.
Nagle poczułam zapach, który mnie obezwładnił. Cytrynowo-piżmowy. Uwielbiałam zapach cytryn i piżma, a ich połączenie...
Rozluźniłam się na maksa, niemal spałam. Kolana się pode mną ugięły, ręce przestały wyrywać. Grawitacja zaczęła działać na mnie dwa razy mocniej, niż dotychczas. Nic mnie już w pionie nie trzymało, prócz jego rąk.
Większość ludzi, żałuje, że nic nie zrobiła, ja żałuję, że robię za dużo. Wcale go nie lubiłam, a tym bardziej go nie kochałam, on chyba mnie też, bo całował, jakoś tak, bez przekonania. Chociaż to może była trochę moja wina, bo się stawiałam. Byłam z siebie dumna, że tak długo dawałam radę.
Puścił mnie dopiero po minucie. A ja sekundę później słyszałam, jak woła za mną moje imię. Uciekłam z tamtąd nim mój gips zdążył się zbliżyć do jego twarzy.
Wpadłam do domu i zatrzasnęłam drzwi. Obsunęłam się po nich i zaczęłam ryczeć.
Ktoś zapukał.
- Angel...
- Nie! Idź sobie! Zostaw mnie! - wrzasnęłam.
- Angel, ja... przepraszam, wynagrodzę ci to, tylko powiedz, co mam zrobić.
- Najlepiej sobie idź.
- Nie, zostanę tu, póki mnie nie wpuścisz, nie pogadamy i nie zobaczę twojego uśmiechu.
Telefon mi zawibrował w kieszeni. "Tuli pan". Rzuciłam go w kąt.
- Wiesz, że chłopaki trzy dni wychodzili z kaca po tym "najlepszym świństwie"? - zaśmiałam się histerycznie. - A Louis zjadł na śniadanie pięć galaretek, a potem rzygał tęczą. Niby najstarszy... W każdym razie nasza Lux się nie gniewa, za to, że podbierasz nam ciuchy.
- Daj mi o sobie zapomnieć - gdy to mówiłam, pomyślałam o jego zapachu i jego wargach. Tylko te dwie rzeczy mi się w nim podobały. Reszta to była inna bajka. - Co ja zrobiłam? - szepnęłam.
- Chciałbym mieć taką córkę, jak Lux.
- Kto to jest Lux?
Telefon mi zapiszczał.
- Zobacz telefon.
Podeszłam na czworaka do telefonu. Odblokowałam go i dotknęłam palcem koperty na wyświetlaczu. Otworzyła się wiadomość MMS. Na zdjęciu zobaczyłam małą dziewczynkę z blond włoskami. Miała dorysowane kocie wąsy farbką. She looks sweet.
Zeszłam na dół.
"Kojarzysz tą dziewczynkę? H.S."
Kojarzyłam ją skądś. Wreszcie sobie przypomniałam.
- Córka waszej stylistki - nie kojarzyłam imienia tej kobiety, ale widziałam ją parę razy na zdjeciach. - Cute.
- Otóż to, fajna jest.
Oparłam głowę o ścianę.
- Nie rób tego więcej i idź sobie.
- Please tell me a lie***.
- But... I don't lie, I can not do this.
Znowu mi piknął telefon. Tym razem jego zdjęcie, chyba ze świąt, bo miał na sobie strój elfa. Też wyglądał słodko.
"Przepraszam. Spóźniony prezent. :)"
Odpisałam:
"You were the cutest elf. But I'm not forgiving you now."****
Odpowiedź dostałam minutę później;
"OK"
***
Słońce powoli zachodziło. Drzwi mu otworzyłam dopiero wtedy, gdy powiedział, że będzie tam spał. Swoją drogą to był bardzo uparty.
- Dobra, właź - powiedziałam. - Ale jeszcze ci nie wybaczyłam. Robię to tylko dlatego, żebyś już poleciał do Londynu.
Wszedł do środka. Starał się unikać mojego wzroku, ja podobnie.
- Liczyłem, że krócej będziesz się opierać - rzekł do mnie przy stole. Nie wiedziałam, czy chodzi mu tylko o te drzwi, czy o to całowanie.
- No, to się przeliczyłeś. Nigdy więcej tego nie rób, jasne? Ja mam chłopaka.
- Kogo? - w słabym świetle jego oczy lśniły. Patrzył na mnie. - Dobrze, Aniołku.
- Nie znasz.
Zanucił:
"Did I do something stupid?"*****
- And what do you think?
- I don't know.
Siedzieliśmy tak jakiś czas.
"It's a beautiful night,
We're lookin' for somethin' dump to do.."******
Znowu nucił. Wkurwiał mnie już tym. Postanowiłam zająć go rozmową.
- Wiesz, co? Zakochałam się. Jakieś trzy lata temu. W twoich lokach. A teraz.. teraz mnie już tak nie pociągają. Poza tym, to było dawno i nieprawda - szepnęłam.
- Gdyby to była nieprawda, nie mówiłabyś mi tego. Więc czemu zrezygnowałaś z tej miłości?
- 'Cause I met Tosiek.
- Tosiek, to twój chłopak? - spytał.
- Nie, ale też ma loki i był bliżej. A teraz... - rozpłakałam się i zakryłam twarz dłońmi.
- Hey, no, spokojnie, nie płacz. Proszę cię nie płacz - starał się mnie uspokoić. - Masz wspaniały uśmiech, więc nie płacz i uśmiechnij się do mnie - pogłaskał mnie po ramieniu.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam - przetarłam oczy dłońmi, mimo, że łzy nadal mi z nich ciekły. - Ale ja... - zaczerpnęłam głośno powietrza.
- A tak właściwie, to czemu do Nialla uśmiechasz się tak fajne, a do mnie już nie?
- Bo nie jestem pustą lalką i nie szukam tu miłości.
- Ach, no, tak, mówiłaś już.
- O, serio? Bo nie pamiętam - sarknęłam. - Zresztą, who do you think you are? Who do you think I am?*******
- No, właśnie nie wiem.
Znowu zapadła cisza.
Wstałam. Otworzyłam szafkę po mojej prawej i wyjęłam z niej paczkę dumli. Otworzyłam ją, wyciągnęłam cukierka i położyłam paczkę na stole.
- Chcesz? - odwróciłam ją w jego stronę. - Potem się będę faszerować insuliną - dodałam widząc jego wzrok.
Wziął jednego.
- Dobre te cukierki - powiedział po chwili.
- Pierdolisz? - znowu się z niego nabijałam.
- Nie - uśmiechnął się szczerze.
- Zaraz będziesz musiał iść.
- Czemu?
- Bo mój tata wraca z pracy, obiecał mi to.
- A twoja mama? - zapytał.
- Nie żyje - odpowiedziałam bez emocji. - Rąbnęła w drzewo samochodem.
- Przykro mi.
- Wcale nie musi ci być przykro.
- Ale jest.
- Szkoda - powiedziałam na koniec. - Musisz już iść.
Wstał i zaczął kierować się do drzwi.
- Zadzwoń, kiedyś.
- Tak, tak, jasne. Nigdy, nawet w twoich najśmielszych snach - pożegnałam go, ale zdążył zamknąć drzwi, nim powiedziałam ostatnie zdanie.
_______________________________________________________________________
*Jeśli chodzi o tą datę, to nie wiem dokładnie, czy Harreh, był wtedy w Holmes Chapel, ale reszta zgadza się ze stroną informacyjną o 1D na fejsie i z tym, co piszą na TT.
**"Spotkajmy się na Londyńskiej ulicy o 16.00".
*** Cytat. ;)
****"Byłeś najśliczniejszym elfem, ale nie wybaczę ci teraz."
***** Cytat.
****** Kolejny cytat.
*******Jeszcze jeden cytat. ;)
Moją inspiracją do napisania tego rozdziału były piosenki ROOM 94 z albumu Loud Noises i nie tylko. ;)
No i teraz pytanko: "Dlaczego pójście z Harrym do jego domu, było błędem?"
No i tu macie odpowiedź.
niedziela, 23 czerwca 2013
Rozdział XXXIII
Uwaga, nr. 1 Udało się, ale ramię mnie zajebiście boli. ;/
Uwaga nr.2 Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania! ;D
Rozdział XXXIII - "Niall would like sing it"
Dzień 411, 17.04
Dość źle spałam tej nocy. Trzy razy się budziłam, a potem długo nie mogłam zasnąć. Nie mam pojęcia, czemu.
Po piątej ich czasu, przebudził mnie dźwięk telefonu. Jakiś nieznany numer.
- Hallo?
- Hey, Aniołku.
Miałam ochotę mu zaśpiewać: "Bujaj się, bujaj się, nie zobaczysz więcej mnie." - fragment piosenki, którą Tosiu śpiewał do pani od niemieckiego, na praktycznie, każdej lekcji - ale spasowałam na zgrzytnięciu zębami.
- Zabiję cię, zakopię i dla własnej satysfakcji, odkopię, wskrzeszę, zabiję jeszcze raz i powtórnie zakopię.
- But... why?
- 'Cause idiots are everywhere.
- A wiesz, Aniołku, że dwudziestego pierwszego kończymy trasę po Anglii i Irlandii? - spytał.
***
Przegadaliśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Ale sporo się od niego dowiedziałam, między innymi, że ostatni koncert z trasy po Anglii i Irlandii grają w Manchesterze, a potem jadą do Francji i do Niderlandów. Powiedział mi jeszcze, że więcej mi nie powie, bo się wkurzę, a ja zgrzytnęłam zębami - jak chciał to potrafił być naprawdę uparty. Wybłagał ode mnie jeszcze jeden fragment mojego wiersza:
'I,
wanna be tonight,
here for while,
with you baby.'
Bo jak powiedział, "Niall would like sing it.", a ja powiedziałam, że więcej mu nie powiem i też byłam uparta...
***
Reszta dnia minęła mi kijowo. Nie miałam co robić. Pisać mi się nie chciało, ogólnie jakaś przymulona chodziłam. Nie wiem, czemu... Może dlatego, że się nie wyspałam. Po prostu kręciłam się w te i we w tę.
***
Nim poszłam na górę, umyłam się w łazience. Miałam naprawdę mało kompleksów. Po prostu akceptowałam siebie i swój wygląd. Jedyne, co mnie wkurzało to moje paznokcie. Strasznie się rozdwajały...
Uwaga nr.2 Zapraszam wszystkich do czytania i komentowania! ;D
Rozdział XXXIII - "Niall would like sing it"
Dzień 411, 17.04
Dość źle spałam tej nocy. Trzy razy się budziłam, a potem długo nie mogłam zasnąć. Nie mam pojęcia, czemu.
Po piątej ich czasu, przebudził mnie dźwięk telefonu. Jakiś nieznany numer.
- Hallo?
- Hey, Aniołku.
Miałam ochotę mu zaśpiewać: "Bujaj się, bujaj się, nie zobaczysz więcej mnie." - fragment piosenki, którą Tosiu śpiewał do pani od niemieckiego, na praktycznie, każdej lekcji - ale spasowałam na zgrzytnięciu zębami.
- Zabiję cię, zakopię i dla własnej satysfakcji, odkopię, wskrzeszę, zabiję jeszcze raz i powtórnie zakopię.
- But... why?
- 'Cause idiots are everywhere.
- A wiesz, Aniołku, że dwudziestego pierwszego kończymy trasę po Anglii i Irlandii? - spytał.
***
Przegadaliśmy dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Ale sporo się od niego dowiedziałam, między innymi, że ostatni koncert z trasy po Anglii i Irlandii grają w Manchesterze, a potem jadą do Francji i do Niderlandów. Powiedział mi jeszcze, że więcej mi nie powie, bo się wkurzę, a ja zgrzytnęłam zębami - jak chciał to potrafił być naprawdę uparty. Wybłagał ode mnie jeszcze jeden fragment mojego wiersza:
'I,
wanna be tonight,
here for while,
with you baby.'
Bo jak powiedział, "Niall would like sing it.", a ja powiedziałam, że więcej mu nie powiem i też byłam uparta...
***
Reszta dnia minęła mi kijowo. Nie miałam co robić. Pisać mi się nie chciało, ogólnie jakaś przymulona chodziłam. Nie wiem, czemu... Może dlatego, że się nie wyspałam. Po prostu kręciłam się w te i we w tę.
***
Nim poszłam na górę, umyłam się w łazience. Miałam naprawdę mało kompleksów. Po prostu akceptowałam siebie i swój wygląd. Jedyne, co mnie wkurzało to moje paznokcie. Strasznie się rozdwajały...
środa, 19 czerwca 2013
Rozdział XXXII
Uwaga, nr. 1 sorki ludzie, że ostatnio rzadziej tu dodaję, ale ramię mnie zakurwiście boli wieczorami. A nie bardzo mogę jedną ręką pisać. Ale niedługo jadę do lekarza z rodzicami i to minie. Dziś napisałam dwa zdania i starczy... jprdl. Przepraszam, naprawdę, postaram się coś dodać w niedługim czasie. Najpewniej będzie to część tego rozdziału. No i dziś miałam jeszcze przepisać referat na WOK, ale brat oczywiscie musiał go zalać wodą i jutro będę pisać od nowa... jprdl. -.-
Edit. Uwaga nr. 2, jednak udało się cały przepisać... jeee.
Rozdział XXXII - "Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Dzień 410, 16.04
Złość minęła mi dopiero rano, kiedy poszłam do łazienki i nalałam pełną wannę. Dolałam też mojego ulubionego, brzoskwiniowego szamponu - piana była większa. I zanurzyłam się w ciepłej pianie...
***
Poskładałam swój telefon - trochę mi to zajęło. Ale jednak... dychał! Jest, tak jest i tak ma być! Żyje. To żyje. It live!
Weszłam na twitera. I napisałam tweeta z fragmentem mojego wiersza:
"So,
I don't want to blow
it, because I love
you baby."
Miałam jeszcze pięć zwrotek, czy tam strof, jak je nazywała "pani profesor". Nikt tam nie był nigdy, ba, nawet nie widział wyższej uczelni, ale mimo to tradycja zobowiązuje. Pytanie tylko, "jaka tradycja?". Tosiu, co każdą lekcję do baby od WoK-u mówił: "Pani profesor..." rok temu i wiedział, że ona tego nie lubi.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
***
Na obiad zrobiłam sobie to co zwykle jadałam w Polsce: zupkę chińską i dumla, zapiłam szklanką soku. Radziłam sobie i nadal radzę, bo przecież już raz miałam taki okres, że nic nie jadłam z powodu pustek w lodówce i piłam tylko kranówę. Nie chciałam do tego wracać.
***
Szczena mi opadła. Gapiłam się w pięć tysięcy RT i tyle samo gwiazdek, pod ostatnim tweetem. Było tam też czterysta odpowiedzi. Większość mnie nie interesowała i brzmiała: "To twoje?" Znalazłam jedną polską od @RuHazzaa, od razu ją follownęłam. Pisała, że mi zazdrości bycia followowaną, przez chłopaków.
"Kocham cię! <3 :**" - odpisałam.
Zapytała też skąd ich znam.
"Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Miałam nadzieję, że satysfakcjonują ją moje odpowiedzi. Ale dopiero później dowiedziałam się, że to follownięcie było błędem. Przecież nie bez przyczyny, wybiera się sobie @username "@RuHazzaa", ciągnie mi to trochę "Ruchaniem".
Przeleciałam jeszcze z góry na dół, wszystkie odpowiedzi i nie znalazłam więcej nic ciekawego.
Zostało mi tylko czekać na noc...
Edit. Uwaga nr. 2, jednak udało się cały przepisać... jeee.
Rozdział XXXII - "Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Dzień 410, 16.04
Złość minęła mi dopiero rano, kiedy poszłam do łazienki i nalałam pełną wannę. Dolałam też mojego ulubionego, brzoskwiniowego szamponu - piana była większa. I zanurzyłam się w ciepłej pianie...
***
Poskładałam swój telefon - trochę mi to zajęło. Ale jednak... dychał! Jest, tak jest i tak ma być! Żyje. To żyje. It live!
Weszłam na twitera. I napisałam tweeta z fragmentem mojego wiersza:
"So,
I don't want to blow
it, because I love
you baby."
Miałam jeszcze pięć zwrotek, czy tam strof, jak je nazywała "pani profesor". Nikt tam nie był nigdy, ba, nawet nie widział wyższej uczelni, ale mimo to tradycja zobowiązuje. Pytanie tylko, "jaka tradycja?". Tosiu, co każdą lekcję do baby od WoK-u mówił: "Pani profesor..." rok temu i wiedział, że ona tego nie lubi.
Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
***
Na obiad zrobiłam sobie to co zwykle jadałam w Polsce: zupkę chińską i dumla, zapiłam szklanką soku. Radziłam sobie i nadal radzę, bo przecież już raz miałam taki okres, że nic nie jadłam z powodu pustek w lodówce i piłam tylko kranówę. Nie chciałam do tego wracać.
***
Szczena mi opadła. Gapiłam się w pięć tysięcy RT i tyle samo gwiazdek, pod ostatnim tweetem. Było tam też czterysta odpowiedzi. Większość mnie nie interesowała i brzmiała: "To twoje?" Znalazłam jedną polską od @RuHazzaa, od razu ją follownęłam. Pisała, że mi zazdrości bycia followowaną, przez chłopaków.
"Kocham cię! <3 :**" - odpisałam.
Zapytała też skąd ich znam.
"Poznaliśmy się po koncercie. I tak to się zaczęło. :)"
Miałam nadzieję, że satysfakcjonują ją moje odpowiedzi. Ale dopiero później dowiedziałam się, że to follownięcie było błędem. Przecież nie bez przyczyny, wybiera się sobie @username "@RuHazzaa", ciągnie mi to trochę "Ruchaniem".
Przeleciałam jeszcze z góry na dół, wszystkie odpowiedzi i nie znalazłam więcej nic ciekawego.
Zostało mi tylko czekać na noc...
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Rozdział XXXI
- "Jesteś idiotą, po prostu idiotą!"
Dzień 409, 15.04
Tosiu spał na kanapie. Musiał spać tam, gdzie mu kazałam,bo jak nie to równie dobrze może iść pod most. Uciekł z domu. Potem przeniesie się do Kamila na dzień i dalej będzie skakał po znajomych. Tak przynajmniej mówił, póki jego rodzice nie zmienią zdania. No, cóż, na pierwszą noc dobrze zdecydował, że do mnie przyjdzie. Nie mieli żadnego powodu, by tu zaglądać. Przecież nikt tu nie mieszkał, bo wyjechaliśmy do Anglii.
Kiedy jedliśmy śniadanie i zostały mi trzy godziny do odlotu, zadzwonił Pan Tuli:
- Jest u ciebie Tosiek?
- Tak, a co?
- No, to niech ci powie, o co mu poszło z rodzicami, bo oni tylko: "Jest Damian u ciebie?" i rozmowa zakończona. I dziś mają zamiar dzwonić na policję.
***
- O nic nam nie poszło. Po prostu po cichu wszedłem do domu i od razu ruszyłem do siebie, rzuciłem telefon na łóżko i polazłem do łazienki. A jak się obudziłem, telefonu nie było.
- Mam nadzieję, że chociaż był wyłączony...
- No, właśnie nie był.
- Po czym tak twierdzisz? - spytałam.
- Po tym, że jak schodziłem na dół, to cytowali wiadomości.
- Ty debilu! - walnęłam go łyżką w głowę. - Jesteś idiotą, po prostu idiotą. Nie masz mózgu, normalnie.
- No, dobra, dobra, jestem idiotą, pasuje? A teraz jeszcze ta jebnięta policja! Mogę zostać tu jeszcze dziś? Bo przecież jestem już dorosły.
- Pewnie, żarcie w lodówce. Tylko nie nabijaj rachunku, bo jak przyjdzie tysiąc złotych, to ojciec mi więcej nie pozwoli przyjechać.
***
- Ja pierdolę - odezwałam się w taxi.
- Angel, nie odzywaj się niekulturalnie - pouczył mnie tato.
- Przecież i tak nikt nas tu nie rozumie!
***
Położyłam się na łóżku. Wyjęłam telefon, wysunęłam klawiaturę 'qwerty'. Włączyłam YouTube. Wpisałam "Hey soul sister" i puściłam na cały głos. Przekręciłam się na brzuch, żeby łatwiej było pisać i weszłam w bloggera. Zalogowałam się:
"Jeszcze nigdy nie byłam tak wkurzona, aż do dziś >:( .
Dobranoc, all.
~ Me."
Rzuciłam telefonem w ścianę. Rozsypał się w proch. I tak muszę sobie kupić nowy. Pewnie znowu samsunga. Bo reszta to chłam. Jutro go poskładam, a jak nie będzie działał, od razu pójdę do jakiegoś salonu. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie dychał.
Nakryłam się kołdrą na głowę.
Dzień 409, 15.04
Tosiu spał na kanapie. Musiał spać tam, gdzie mu kazałam,bo jak nie to równie dobrze może iść pod most. Uciekł z domu. Potem przeniesie się do Kamila na dzień i dalej będzie skakał po znajomych. Tak przynajmniej mówił, póki jego rodzice nie zmienią zdania. No, cóż, na pierwszą noc dobrze zdecydował, że do mnie przyjdzie. Nie mieli żadnego powodu, by tu zaglądać. Przecież nikt tu nie mieszkał, bo wyjechaliśmy do Anglii.
Kiedy jedliśmy śniadanie i zostały mi trzy godziny do odlotu, zadzwonił Pan Tuli:
- Jest u ciebie Tosiek?
- Tak, a co?
- No, to niech ci powie, o co mu poszło z rodzicami, bo oni tylko: "Jest Damian u ciebie?" i rozmowa zakończona. I dziś mają zamiar dzwonić na policję.
***
- O nic nam nie poszło. Po prostu po cichu wszedłem do domu i od razu ruszyłem do siebie, rzuciłem telefon na łóżko i polazłem do łazienki. A jak się obudziłem, telefonu nie było.
- Mam nadzieję, że chociaż był wyłączony...
- No, właśnie nie był.
- Po czym tak twierdzisz? - spytałam.
- Po tym, że jak schodziłem na dół, to cytowali wiadomości.
- Ty debilu! - walnęłam go łyżką w głowę. - Jesteś idiotą, po prostu idiotą. Nie masz mózgu, normalnie.
- No, dobra, dobra, jestem idiotą, pasuje? A teraz jeszcze ta jebnięta policja! Mogę zostać tu jeszcze dziś? Bo przecież jestem już dorosły.
- Pewnie, żarcie w lodówce. Tylko nie nabijaj rachunku, bo jak przyjdzie tysiąc złotych, to ojciec mi więcej nie pozwoli przyjechać.
***
- Ja pierdolę - odezwałam się w taxi.
- Angel, nie odzywaj się niekulturalnie - pouczył mnie tato.
- Przecież i tak nikt nas tu nie rozumie!
***
Położyłam się na łóżku. Wyjęłam telefon, wysunęłam klawiaturę 'qwerty'. Włączyłam YouTube. Wpisałam "Hey soul sister" i puściłam na cały głos. Przekręciłam się na brzuch, żeby łatwiej było pisać i weszłam w bloggera. Zalogowałam się:
"Jeszcze nigdy nie byłam tak wkurzona, aż do dziś >:( .
Dobranoc, all.
~ Me."
Rzuciłam telefonem w ścianę. Rozsypał się w proch. I tak muszę sobie kupić nowy. Pewnie znowu samsunga. Bo reszta to chłam. Jutro go poskładam, a jak nie będzie działał, od razu pójdę do jakiegoś salonu. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie dychał.
Nakryłam się kołdrą na głowę.
sobota, 15 czerwca 2013
Rozdział XXX
- "Mogę dziś u ciebie spać?"
Dzień 408, 14.04
Ja pierdolę, ale mnie łeb... Zaraz... co pamiętam? Prawie wszystko. Nic nie odwaliłam.
Zadzwoniłam do Tośka.
- Skąd wziąłeś furgona? - przełknęłam ślinę. Aż mnie gardło bolało od tej suszy.
- Hę? - usłyszałam z drugiej strony zachrypnięty głos. Dobrze, przynajmniej nie ja jedna mam takiego kaca.
- No, malucha, skąd go miałeś?
- A wiesz, że nie wiem?
- Ja pierdzielę, ale nie rzygałam? - spytałam go.
- Nie, wiesz, raz się zakrztusiłaś, że myśleliśmy, że to cofka, ale dalej piłaś normalnie, więc...
- Kuffa, ojciec mnie zabije, jak nawalona wrócę do Anglii...
- Ciebie to pół biedy, moi to mnie zabiją, zakopią, odkopią, wskrzeszą, zabiją jeszcze raz, jeszcze raz zakopią i dopiero wtedy dadzą mi spokój, jak się dowiedzą, że prowadziłem..
- Oboje mamy przerąbane.
Zapadła cisza.
- Więcej razem nie pijemy.
- Zgoda - nigdy nie dotrzymaliśmy tej umowy.
***
Zeszłam na dół po drugą butelkę wody.
Bóg jest zły, bo karze za coś, za co nie powinno być kary, bo to jego wina, że człowiek ma rozum i wymyśla, odkrywa różne związki pierwiastków...Powinien karać za bycie rodzicem i nauczycielem. Zresztą ciekawe, z kim tam tak gadałam? Pewnie z Łysym. To na pewno był Daro.
Pośliznęłam się i upadłam na lewą dłoń, jednak tym razem całą energię, zamiast nadgarstka, przejął łokieć.
- Ja pierdolę! - zawyłam.
***
Ktoś otworzył drzwi zapasowym kluczem, kiedy oglądałam "Modę na Sukces". Swoją drogą, ciekawe, ile lat trwa już ten serial?
Wleciał Tosiu.
- Rodzice zabrali telefon!
Podniosłam się z kanapy.
- I co powiedzieli?
- Powiedzieli: "Oddamy w swoim czasie.", co to niby ma znaczyć? Pewnie Justin znowu mnie wkopała. Nie można już nikomu ufać! Mogę dziś u ciebie spać?
- Dobra, odparłam, o ile wiesz, ile lat już leci "Moda na Sukces"?
***
Do końca dnia dziwnie się na mnie patrzył. W sumie, nie dziwiłam mu się, zmieniłam się. Czułam, że jestem inną osobą... Chyba stałam się bardziej otwarta, a może... może to nie ja się zmieniłam, tylko ludzie, których znam... A może doszło pięć pewnych osób?
- Co się tak gapisz? - spytałam w końcu.
- Nie, nic - odwrócił głowę.
- Masz coś do mojego wyglądu?
- Nie, po prostu myślałem, że masz szare oczy, a masz zielone.
Miałam na sobie szarą bluzę.
- Kolorowe - oburzyłam się. - Indyk myślał...
- O niedzieli, a w sobotę łeb ucięli - dokończył.
Gdybym miała z nim zamieszkać, zatłukłabym go po dwóch godzinach.
Poszłam na górę, się przebrać w pidżamę i zeszłam mu tylko powiedzieć, że śpi na kanapie.
Dzień 408, 14.04
Ja pierdolę, ale mnie łeb... Zaraz... co pamiętam? Prawie wszystko. Nic nie odwaliłam.
Zadzwoniłam do Tośka.
- Skąd wziąłeś furgona? - przełknęłam ślinę. Aż mnie gardło bolało od tej suszy.
- Hę? - usłyszałam z drugiej strony zachrypnięty głos. Dobrze, przynajmniej nie ja jedna mam takiego kaca.
- No, malucha, skąd go miałeś?
- A wiesz, że nie wiem?
- Ja pierdzielę, ale nie rzygałam? - spytałam go.
- Nie, wiesz, raz się zakrztusiłaś, że myśleliśmy, że to cofka, ale dalej piłaś normalnie, więc...
- Kuffa, ojciec mnie zabije, jak nawalona wrócę do Anglii...
- Ciebie to pół biedy, moi to mnie zabiją, zakopią, odkopią, wskrzeszą, zabiją jeszcze raz, jeszcze raz zakopią i dopiero wtedy dadzą mi spokój, jak się dowiedzą, że prowadziłem..
- Oboje mamy przerąbane.
Zapadła cisza.
- Więcej razem nie pijemy.
- Zgoda - nigdy nie dotrzymaliśmy tej umowy.
***
Zeszłam na dół po drugą butelkę wody.
Bóg jest zły, bo karze za coś, za co nie powinno być kary, bo to jego wina, że człowiek ma rozum i wymyśla, odkrywa różne związki pierwiastków...Powinien karać za bycie rodzicem i nauczycielem. Zresztą ciekawe, z kim tam tak gadałam? Pewnie z Łysym. To na pewno był Daro.
Pośliznęłam się i upadłam na lewą dłoń, jednak tym razem całą energię, zamiast nadgarstka, przejął łokieć.
- Ja pierdolę! - zawyłam.
***
Ktoś otworzył drzwi zapasowym kluczem, kiedy oglądałam "Modę na Sukces". Swoją drogą, ciekawe, ile lat trwa już ten serial?
Wleciał Tosiu.
- Rodzice zabrali telefon!
Podniosłam się z kanapy.
- I co powiedzieli?
- Powiedzieli: "Oddamy w swoim czasie.", co to niby ma znaczyć? Pewnie Justin znowu mnie wkopała. Nie można już nikomu ufać! Mogę dziś u ciebie spać?
- Dobra, odparłam, o ile wiesz, ile lat już leci "Moda na Sukces"?
***
Do końca dnia dziwnie się na mnie patrzył. W sumie, nie dziwiłam mu się, zmieniłam się. Czułam, że jestem inną osobą... Chyba stałam się bardziej otwarta, a może... może to nie ja się zmieniłam, tylko ludzie, których znam... A może doszło pięć pewnych osób?
- Co się tak gapisz? - spytałam w końcu.
- Nie, nic - odwrócił głowę.
- Masz coś do mojego wyglądu?
- Nie, po prostu myślałem, że masz szare oczy, a masz zielone.
Miałam na sobie szarą bluzę.
- Kolorowe - oburzyłam się. - Indyk myślał...
- O niedzieli, a w sobotę łeb ucięli - dokończył.
Gdybym miała z nim zamieszkać, zatłukłabym go po dwóch godzinach.
Poszłam na górę, się przebrać w pidżamę i zeszłam mu tylko powiedzieć, że śpi na kanapie.
piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział XXIX
Uwaga, teraz będę trochę nadrabiać, więc proszę się nie dziwić, że dodają po dwa rozdziały dziennie.
Uwaga nr. 2, dodałam trochę Faktów!
Rozdział XXIX - "Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy"
Dzień 407, 13.04
- Jak tam w krajach zachodu? - zagadał Kamil w taksówce. - Bo tu nadal "jakaś pierdolona komuna", jak to kreślił Tosiek.
- Bo to prawda, w domu jak za Stalina totalitaryzm się szerzy - wtrącił Damian. - W szkole, nie można nawet, jebanego okna otworzyć, bo już z mordą lecą...
- Dobra, dobra, kto ci bardziej podpadł, rodzice, czy nauczyciele? - spytałam.
- Rodzice, bo Tosiu zaczął wzdychać do świętego pierdolonego w szkole i w domu.
- Aż tak źle?
- No, bo, jak rodzice zabierają komputer bez powodu, to chyba ma być aluzja, że pora zacząć stosować cenzurę. I nie chcą oddać już tydzień.
- Damian, to równie dobrze może być aluzja do tego, że chyba pora zacząć kasować historię przeglądania, po każdym użytkowaniu internetu - pocieszyłam go.
- Ja pierdolę... - westchnął.
- Tosiu, nie pierdol, tylko z tym walcz - znałam rodziców Tośka, na tyle, by stwierdzić, że nigdy nie kontrolowali swojego syna. Byli nawet lepsi od mojego ojca.
- Na całe szczęście, mam jeszcze telefon - wyciągnął z kieszeni swojego smartphone'a HTC. - Bo ojciec mi powiedział, że podam im moje hasło do kompa - zaśmiał się ponuro. - Niech sobie znajdą hakera, który im to rozwiąże, bo ja im nic nie powiem - Tosiu był mistrzem w ukrywaniu swoich sekretów. Potrafił na jedno pytanie odpowiadać w kółko "nie", dopóki człowiek nie odpuścił...
- Damian, a jakie ty masz hasło do komputera?
- Nie.
- Aha, nie, to nie, nie naciskam - zapewniłam go. - Ale telefon radzę ci wyłączać, bo do niego też mogą się dobrać.
***
W domu nie musiałam nic rozpakowywać, tylko komputer i jeszcze trochę ogarnąć brud, smród i kurz wszędzie.
***
Usiadłam przy biurku.
"Pozwólcie, że zacytuję mojego BFF z dziś w taksówce: "Co to LO robi z ludźmi? Człowiek nigdy nie wagarował, był sumienny, a tu przyjdzie taka i podpieprzy i jeszcze, w bonusie, ma pretensję, że ją przezywamy."
Tu, w Polsce, nadal jest komuna, kult wodza uprawia się w domu, w szkole nic nie wolno, bo od razu podpieprzą... Cenzurę trzeba stosować na własnym komputerze... Trzeba wszystko ukrywać głęboko w sobie, bo oni chcą nas zniszczyć.
~ Me.
Pojebczony świat... a najgorsze jest to, że my nic nie możemy z tym zrobić bo to jest "dla naszego dobra"...Przecież jak dziecko nie ma kontaktu z innym człowiekiem, wpada w depresję, a depresji już nie wyleczysz, możesz jedynie zmniejszyć jej skutki. Ojciec trzy razy władował mnie w taki stan, że przestało mi zależeć, na czymkolwiek, płakałam bez powodu, a potem znowu się śmiałam... Zaczynałam się wtedy kołysać w przód i w tył...
Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Siadałam wtedy najczęściej tak, jak teraz pod ścianą i waliłam w nią głową, póki ktoś mną nie potrząsnął, ale zwykle nikogo nie było... więc waliłam do utraty świadomości. Kiedyś, pamiętam, jak ojciec przed zabraniem mi wszystkiego, uderzył mnie w twarz i powiedział: "Na miano córki trzeba sobie zasłużyć", a ja chciałam mu odpowiedzieć, coś takiego, że by pożałował, ale nie dałam rady... Wybiegłam tylko z domu i schowałam się w mojej kryjówce na drzewie. Przesiedziałam tam do dwudziestej trzeciej, waląc w konar łbem.
- Ja pierdolę... - westchnęłam, jak Tosiu w taksówce. - Normalnie, co za zajebiszty świat.
Wstałam z fotela i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
***
Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy.
Otworzył mi gospodarz.
- Tosiek się wyrwał?
Pokręcił głową i zaprosił gestem do środka.
***
- Daj mi, kuffa, wódki - powiedziałam do łysego chłopaka przy barze i pokazałam, ile ma nalać do szklanki. Wypiłam duszkiem. - A teraz powiedz mi, czy u was w domu też jest taka komuna, jak u Ptaszewskiego, czy może nie ma jej wcale?
- Wszędzie jest, bo dorośli uważają, że zasługują na 'szacunek', bo na nas zarabiają, ale to jest ich obowiązek.
- Polać ci? Bo dobrze gadasz.
Uśmiechnął się.
- Co miałeś z WOS-u?
- Pięć.
- Jest super, normalnie. Ja pierdzielę, jak ty taką ocenę z WOS-u możesz mieć? Daj mi jeszcze wódki.
***
Byłam już nieźle wstawiona, jak Tosiek się zjawił. W głowie mi szumiało, jednak miałam jeszcze siłę na dyskusje. Nie bełkotałam jeszcze i dowiedziałam się, że Tosiu wyskoczył przez okno, bo jego rodzice nie chcieli dość długo zasnąć.
***
Po imprezie Damian odwiózł mnie do domu. ODWIÓZŁ. Ciekawe, skąd wziął furgona-malucha... Pewnie brat mu pożyczył. Zresztą czy to ważne?
W domu skierowałam się prosto do swojego pokoju... schodami w górę i po prawej i walnęłam w kimę nad łóżkiem...
_________________________________________________________________________
A poza tym Sans. TT to jest coś, coś lepszego nawet od fejsbuka.
Uwaga nr. 2, dodałam trochę Faktów!
Rozdział XXIX - "Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy"
Dzień 407, 13.04
- Jak tam w krajach zachodu? - zagadał Kamil w taksówce. - Bo tu nadal "jakaś pierdolona komuna", jak to kreślił Tosiek.
- Bo to prawda, w domu jak za Stalina totalitaryzm się szerzy - wtrącił Damian. - W szkole, nie można nawet, jebanego okna otworzyć, bo już z mordą lecą...
- Dobra, dobra, kto ci bardziej podpadł, rodzice, czy nauczyciele? - spytałam.
- Rodzice, bo Tosiu zaczął wzdychać do świętego pierdolonego w szkole i w domu.
- Aż tak źle?
- No, bo, jak rodzice zabierają komputer bez powodu, to chyba ma być aluzja, że pora zacząć stosować cenzurę. I nie chcą oddać już tydzień.
- Damian, to równie dobrze może być aluzja do tego, że chyba pora zacząć kasować historię przeglądania, po każdym użytkowaniu internetu - pocieszyłam go.
- Ja pierdolę... - westchnął.
- Tosiu, nie pierdol, tylko z tym walcz - znałam rodziców Tośka, na tyle, by stwierdzić, że nigdy nie kontrolowali swojego syna. Byli nawet lepsi od mojego ojca.
- Na całe szczęście, mam jeszcze telefon - wyciągnął z kieszeni swojego smartphone'a HTC. - Bo ojciec mi powiedział, że podam im moje hasło do kompa - zaśmiał się ponuro. - Niech sobie znajdą hakera, który im to rozwiąże, bo ja im nic nie powiem - Tosiu był mistrzem w ukrywaniu swoich sekretów. Potrafił na jedno pytanie odpowiadać w kółko "nie", dopóki człowiek nie odpuścił...
- Damian, a jakie ty masz hasło do komputera?
- Nie.
- Aha, nie, to nie, nie naciskam - zapewniłam go. - Ale telefon radzę ci wyłączać, bo do niego też mogą się dobrać.
***
W domu nie musiałam nic rozpakowywać, tylko komputer i jeszcze trochę ogarnąć brud, smród i kurz wszędzie.
***
Usiadłam przy biurku.
"Pozwólcie, że zacytuję mojego BFF z dziś w taksówce: "Co to LO robi z ludźmi? Człowiek nigdy nie wagarował, był sumienny, a tu przyjdzie taka i podpieprzy i jeszcze, w bonusie, ma pretensję, że ją przezywamy."
Tu, w Polsce, nadal jest komuna, kult wodza uprawia się w domu, w szkole nic nie wolno, bo od razu podpieprzą... Cenzurę trzeba stosować na własnym komputerze... Trzeba wszystko ukrywać głęboko w sobie, bo oni chcą nas zniszczyć.
~ Me.
Pojebczony świat... a najgorsze jest to, że my nic nie możemy z tym zrobić bo to jest "dla naszego dobra"...Przecież jak dziecko nie ma kontaktu z innym człowiekiem, wpada w depresję, a depresji już nie wyleczysz, możesz jedynie zmniejszyć jej skutki. Ojciec trzy razy władował mnie w taki stan, że przestało mi zależeć, na czymkolwiek, płakałam bez powodu, a potem znowu się śmiałam... Zaczynałam się wtedy kołysać w przód i w tył...
Podciągnęłam kolana pod brodę i oplotłam nogi ramionami. Siadałam wtedy najczęściej tak, jak teraz pod ścianą i waliłam w nią głową, póki ktoś mną nie potrząsnął, ale zwykle nikogo nie było... więc waliłam do utraty świadomości. Kiedyś, pamiętam, jak ojciec przed zabraniem mi wszystkiego, uderzył mnie w twarz i powiedział: "Na miano córki trzeba sobie zasłużyć", a ja chciałam mu odpowiedzieć, coś takiego, że by pożałował, ale nie dałam rady... Wybiegłam tylko z domu i schowałam się w mojej kryjówce na drzewie. Przesiedziałam tam do dwudziestej trzeciej, waląc w konar łbem.
- Ja pierdolę... - westchnęłam, jak Tosiu w taksówce. - Normalnie, co za zajebiszty świat.
Wstałam z fotela i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
***
Zapukałam do drzwi Domu-Wiecznej-Imprezy.
Otworzył mi gospodarz.
- Tosiek się wyrwał?
Pokręcił głową i zaprosił gestem do środka.
***
- Daj mi, kuffa, wódki - powiedziałam do łysego chłopaka przy barze i pokazałam, ile ma nalać do szklanki. Wypiłam duszkiem. - A teraz powiedz mi, czy u was w domu też jest taka komuna, jak u Ptaszewskiego, czy może nie ma jej wcale?
- Wszędzie jest, bo dorośli uważają, że zasługują na 'szacunek', bo na nas zarabiają, ale to jest ich obowiązek.
- Polać ci? Bo dobrze gadasz.
Uśmiechnął się.
- Co miałeś z WOS-u?
- Pięć.
- Jest super, normalnie. Ja pierdzielę, jak ty taką ocenę z WOS-u możesz mieć? Daj mi jeszcze wódki.
***
Byłam już nieźle wstawiona, jak Tosiek się zjawił. W głowie mi szumiało, jednak miałam jeszcze siłę na dyskusje. Nie bełkotałam jeszcze i dowiedziałam się, że Tosiu wyskoczył przez okno, bo jego rodzice nie chcieli dość długo zasnąć.
***
Po imprezie Damian odwiózł mnie do domu. ODWIÓZŁ. Ciekawe, skąd wziął furgona-malucha... Pewnie brat mu pożyczył. Zresztą czy to ważne?
W domu skierowałam się prosto do swojego pokoju... schodami w górę i po prawej i walnęłam w kimę nad łóżkiem...
_________________________________________________________________________
A poza tym Sans. TT to jest coś, coś lepszego nawet od fejsbuka.
piątek, 7 czerwca 2013
Rozdział XXVIII
Uwaga, ogólnie to moja mama, jest taka mądra, że wyłączyła mi komputer, kiedy ładowała się aktualizacja systemu.
I jak go włączyłam to pojawiło się jakieś ostrzeżenie, ale wybrałam "uruchom system windows normalnie". I po tym wnioskuję, że aktualizacja została przerwa. Potem się pojawiło "trwa wznawianie systemu windows" ale tego nie jestem pewna. I na koniec, "trwa wykonywanie operacji aktualizacja" i tam jakieś cyferki no i; Jak przywrócić stan sprzed, albo samą aktualizację? Bo boję się cokolwiek włączać innego, bo system padnie. Sprawdziłam tylko internet i coś przymula wszystko, włączanie komputera też.
Może ktoś z Was miał też taki problem?Dziękuję, za wszelkie odpowiedzi.
Uwaga nr. 2 Ten rozdział pewnie pojawi się jak rozwiążę ten problem... -.-
Uwaga, nr. 3, jeśli masz do mnie jakieś pytania, możesz zadać je tu, ewentualnie tutaj, (nie zapomnij dać follow.:))
Uwaga nr. 4, informatyk przyjechał, sprawdził, wszystko gra. Więc już wstawiam.
Rozdział XXVIII - "Czyli, że nie zadzwoni do mnie tej nocy... a być może nigdy..."
Dzień 406, 12.04
Reszta tego tygodnia minęła mi w sumie, tylko na jednym: siedzeniu w domu i chodzeniu co drugi dzień do piekarni w celu uzupełnienia zapasów pieczywa. A no i jeszcze na sprawdzaniu twittera. Z piętnastu obserwatorów na tym koncie zrobiło mi się piętnaście tysięcy. Głównie były to 'żony' moich drogich kolegów, albo ich rodziny. Nigdy się za bardzo nie udzielałam na koncie Angeliki, częściej na Me., ale również rzadko. Wolałam się udzielać na blogu - tam nie było limitu znaków.
Wstałam od komputera. Zeszłam na dół, pokręciłam się tam trochę i ubrałam rolki, żeby chociaż troszkę poćwiczyć. Śpiewałam też:
"Let's dance in style
let's dance for while.
Heaven can wait (...)."
Jak mi się skończyły zwrotki zaczęłam z innej beczki. O mało nie wpadłam na ścianę trzy razy z rzędu...
***
"W kółko pytacie mnie 'czemu piszę tylko o ojcu?'. Odpowiedź jest prosta, jak budowa bagażnika odrzutowca: nie mam mamy, odkąd pamiętam. Wiem, że zginęła w wypadku, kiedy miałam cztery lata."
Zastanowiłam się jeszcze przez chwilę i dopisałam:
"Jutro lecę do POLSKI. :D
~ Me."
***
Wieczorem chciałam obejrzeć jeszcze jakąś komedię, ale leciał HP, więc z komedii poszły nicy. Niekiedy mój mózg sam tłumaczył kwestie bohaterów i mimo, iż już prawie trzydzieści razy to oglądałam, poryczałam się kiedy Harry stał przed tym lustrem w którym się pojawili jego rodzice.
Przyszła do mnie Sunny. Wskoczyła na mnie i ocierała się o moją rękę. Pogłaskałam ją.
- Zostałyśmy tylko my - powiedziałam do kotki. - Nie wiem, co mam zrobić ze sobą, ze wszystkim.
Sunny była moją skrzynką myśli, zawsze się jej zwierzałam gdy miałam gorszy dzień.
Poszłam na górę włożyłam jej karmy i poszurałam miską o podłogę. Leniwiec jeden, nawet jej się nie chce przyjść, żeby zjeść.
Usiadłam do komputera.
"Mam nadzieję, że ktoś tam będzie na mnie czekał na lotnisku. xD
~Me."
Wskoczyłam jeszcze na chwilę na twittera - porządnie się od niego uzależniłam. Me. miała te swoje dwieście tysięcy obserwatorów, ale Angelika M. nigdy nie miała ich tak dużo. W opisie nigdy nie pisałam: 'I always give follow back." i tym podobne, jak co poniektórzy, tylko to co lubię robić. Me. miała jakieś tam filozofie.
Sprawdziłam wiadomości. Cztery godziny temu, dostałam jedną od kolegi Stylesa.
"Do you play badminton?"
I co w tym takiego dziwnego, że dziewczyna z Polski gra w badmintona?
"Yes, I do it, sometimes, with my cousin."
Z Łysym. Mieliśmy swoje zasady, na przykład: ten kto "wykopie pierzastą", poza boisko idzie po nią. Częściej Daro nurkował w krzakach. Uwielbiałam grać jeden na jednego.
Zamknęłam komputer. Zaśmiałam się, czyli, że nie zadzwoni do mnie tej nocy... nie tej nocy... a być może nigdy...
________________________________________________________________________
Lecę przepisywać następny rozdział, trzeba trochę nadgonić. Uff...
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XXVII
Uwaga, po dość długiej batalii z tatą, udało mi się odzyskać MÓJ komputer. Muahahahaha. Powołałam się na moje oceny. :D
Uwaga nr. 2, to jest rumuńskie radio, na którym w kółko puszczają 1D. <3
Uwaga nr. 3 Mam do Was pytanko: czy wy też widzicie ten wynik w ankiecie? :>
Uwaga nr. 4 Najlepsze zawsze na koniec, DZIĘKUJĘ, za te prawie 3500 wyświetleń. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca.
Rozdział XXVII - "Swoją drogą Niall, to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk"
Dzień 404, 10.04
Obudziłam się i od razu zaczęłam ryczeć. Z powodu bólu głowy. Był nieznośny i pulsował.
Muszę wypic kawę...
***
Na dole ją sobie zrobiłam, poczekałam, aż ostygnie i wypiłam duszkiem. Piętnaście minut później łeb przestał mnie boleć.
Poszłam na górę. W wyszukiwarkę wpisałam "Facebook.com" i pojawiła się moja strona startowa fejsa.
Większośc postów moich znajomych dotyczyła rzeczy mało mnie interesujących, jednak tylko jednej osobie napisałam w komentarzu:
"Poczekaj, sprawdzę mój obchodzimnietometr. Przykro mi, ani drgnął."
Nigdy jej nie lubiłam.. Od czasu kiedy się poznałyśmy, próbowała mnie zniszczyć. No i trafiła kosa na kamień, bo jak mnie nawyzywała w internecie, tato poszedł na policję i, po Agacie słuch zaginął. Odezwała się dopiero po dwóch latach z przeprosinami, nawet w realu nie przeprosiła mnie.
Przybyło mi dziesięć lajków pod tym komentarzem, a potem zniknął - oznaczyła jako spam.
Weszłam w jej zdjęcia. Większość przedstawiała ją samą. Przez ten miesiąc dodała z pięćdziesiąt nowych. Przejrzałam je wszystkie. Aż trafiłam na zdjęcie, kiedy Tuli przytulał mnie wtedy w kuchni. Zerknęłam na opis:
"Kamil, sądziłam, że masz lepszy gust."
A poniżej jego komentarz:
"Chyba coś z twoim gustem nie tak, skoro na tym zdjęciu widzisz tylko Angel."
Wiedziałam, że w oczach wszystkich, zyskałabym bardzo dużo, gdyby tylko dowiedzieli się, kogo znam, co piszę i ile mam kasy. Ale przecież prawdziwa przyjaźń na tym się nie opiera...
Wpisałam w okienko od posta:
"Niedawno, poznałam całe 1D."
Nakierowałam myszkę na "Wyślij". Wstałam i wyłączyłam wtyczkę od komputera z gniazdka. Wyłączył się od razu - nie miał baterii.
***
Wieczorem po siedemnastej weszłam na twittera. A co mi tam, jak szaleć to szaleć. I kliknęłam "follow" dla wszystkich członków. Uprzednio przeczytałam wszystkie ich tweety sprzed dwóch tygodni - niewiele tam o mnie pisali, jednak na "follow back" nie musiałam długo czekać - na profilowym miałam swoje zdjęcie.
Od Nialla dostałam wiadomość, którą mnie totalnie rozbawił:
"Say c'mon, c'mon and dance with me..."
Odpisałam:
"Baby*, I don't dance :)"
"Why? :("
"'cause I can't."
"So, I teach you dance, Irish dance**"
Tym to już mnie doszczętnie rozbroił, ale prawdziwego zonka dostałam, gdy zobaczyłam zdjęcie jego zębów bez aparatu, przed i po.
"Kiedy zdjąłeś aparat? :("
"W środę. :D"
"I really miss it now. :("
Wyłączyłam twittera i postanowiłam opisać tą rozmowę na blogu:
"Heyka, dziś follownęłam wszystkich chłopaków z 1D, oraz dostałam od nich follow back. No i... Wymieniłam parę słów z Niallem. Nauczy mnie irlandzkiego tańca. :D A Niall zdjął aparat w środę? Czy kiedy? Swoją drogą, Niall to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk. :>
I nie wiem, jak wy, ale ja nigdy nie mówię can't Przez mojego drogiego Mr. Teacher. Zawsze zwracał nam uwagę typu: Nie rozumiem,możesz, czy nie możesz?, więc go przechytrzyłam. Każdy sposób jest dobry, żeby wykiwać nauczyciela. jak to mówi tata.
Żegnam ludzie do jutra!
~ Me."
Zaczęłam zdrapywać sobie strupa na nodze. Nie miałam już nic do roboty.
_____________________________________________________________________
* cytat z ich piosenki "c'mon c'mon"
** Tłumaczyć, czy nie? :)
Uwaga nr. 2, to jest rumuńskie radio, na którym w kółko puszczają 1D. <3
Uwaga nr. 3 Mam do Was pytanko: czy wy też widzicie ten wynik w ankiecie? :>
Uwaga nr. 4 Najlepsze zawsze na koniec, DZIĘKUJĘ, za te prawie 3500 wyświetleń. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca.
Rozdział XXVII - "Swoją drogą Niall, to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk"
Dzień 404, 10.04
Obudziłam się i od razu zaczęłam ryczeć. Z powodu bólu głowy. Był nieznośny i pulsował.
Muszę wypic kawę...
***
Na dole ją sobie zrobiłam, poczekałam, aż ostygnie i wypiłam duszkiem. Piętnaście minut później łeb przestał mnie boleć.
Poszłam na górę. W wyszukiwarkę wpisałam "Facebook.com" i pojawiła się moja strona startowa fejsa.
Większośc postów moich znajomych dotyczyła rzeczy mało mnie interesujących, jednak tylko jednej osobie napisałam w komentarzu:
"Poczekaj, sprawdzę mój obchodzimnietometr. Przykro mi, ani drgnął."
Nigdy jej nie lubiłam.. Od czasu kiedy się poznałyśmy, próbowała mnie zniszczyć. No i trafiła kosa na kamień, bo jak mnie nawyzywała w internecie, tato poszedł na policję i, po Agacie słuch zaginął. Odezwała się dopiero po dwóch latach z przeprosinami, nawet w realu nie przeprosiła mnie.
Przybyło mi dziesięć lajków pod tym komentarzem, a potem zniknął - oznaczyła jako spam.
Weszłam w jej zdjęcia. Większość przedstawiała ją samą. Przez ten miesiąc dodała z pięćdziesiąt nowych. Przejrzałam je wszystkie. Aż trafiłam na zdjęcie, kiedy Tuli przytulał mnie wtedy w kuchni. Zerknęłam na opis:
"Kamil, sądziłam, że masz lepszy gust."
A poniżej jego komentarz:
"Chyba coś z twoim gustem nie tak, skoro na tym zdjęciu widzisz tylko Angel."
Wiedziałam, że w oczach wszystkich, zyskałabym bardzo dużo, gdyby tylko dowiedzieli się, kogo znam, co piszę i ile mam kasy. Ale przecież prawdziwa przyjaźń na tym się nie opiera...
Wpisałam w okienko od posta:
"Niedawno, poznałam całe 1D."
Nakierowałam myszkę na "Wyślij". Wstałam i wyłączyłam wtyczkę od komputera z gniazdka. Wyłączył się od razu - nie miał baterii.
***
Wieczorem po siedemnastej weszłam na twittera. A co mi tam, jak szaleć to szaleć. I kliknęłam "follow" dla wszystkich członków. Uprzednio przeczytałam wszystkie ich tweety sprzed dwóch tygodni - niewiele tam o mnie pisali, jednak na "follow back" nie musiałam długo czekać - na profilowym miałam swoje zdjęcie.
Od Nialla dostałam wiadomość, którą mnie totalnie rozbawił:
"Say c'mon, c'mon and dance with me..."
Odpisałam:
"Baby*, I don't dance :)"
"Why? :("
"'cause I can't."
"So, I teach you dance, Irish dance**"
Tym to już mnie doszczętnie rozbroił, ale prawdziwego zonka dostałam, gdy zobaczyłam zdjęcie jego zębów bez aparatu, przed i po.
"Kiedy zdjąłeś aparat? :("
"W środę. :D"
"I really miss it now. :("
Wyłączyłam twittera i postanowiłam opisać tą rozmowę na blogu:
"Heyka, dziś follownęłam wszystkich chłopaków z 1D, oraz dostałam od nich follow back. No i... Wymieniłam parę słów z Niallem. Nauczy mnie irlandzkiego tańca. :D A Niall zdjął aparat w środę? Czy kiedy? Swoją drogą, Niall to fajny chłopak, przynajmniej on nie łamie mi rąk. :>
I nie wiem, jak wy, ale ja nigdy nie mówię can't Przez mojego drogiego Mr. Teacher. Zawsze zwracał nam uwagę typu: Nie rozumiem,możesz, czy nie możesz?, więc go przechytrzyłam. Każdy sposób jest dobry, żeby wykiwać nauczyciela. jak to mówi tata.
Żegnam ludzie do jutra!
~ Me."
Zaczęłam zdrapywać sobie strupa na nodze. Nie miałam już nic do roboty.
_____________________________________________________________________
* cytat z ich piosenki "c'mon c'mon"
** Tłumaczyć, czy nie? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)